Rozdział 16

249 11 12
                                    

Minęło parę dni od naszego przyjazdu do Kalifornii, a my już zbieraliśmy się na wyjazd do Europy.

- Macie wszystko? - Pytał Tony

- Uwaga na dole! - W tym momencie zrzuciłam z schodów swoją spakowaną torbę z ubraniami. Walizkę z bronią zaniosłam oczywiście normalnie na dół.

- Wiesz, że można to było znieść po schodach, a nie to zrzucać? - Zapytał.

- Wiem, ale tak wygodniej. Idziemy?

- Nie wytrzymam z tobą...

Zajęłam swoje miejsce obok taty, a tuż po chwili samolot opuścił pas startowy. Mogłam się teraz oddać widokowi chmur. Można poczuć się mistycznie brodząc w białym puchu. Rozproszył mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Tony wstał i odszedł parę kroków. Mogłam usłyszeć wszystko co mówi.

- Mówiłem przecież że jestem z córką na wakacjach i że masz mi nie przeszkadzać....Dlaczego?... Kit mi chcesz wcisnąć?.... facet z jakimś kijkiem? I chcesz mi powiedzieć że jakiś obcy buszuje po ziemi i od tak może zawładnąć czyimś umysłem?....Nie zawracaj mi dupy takim piepszeniem.... Zmanipulował Clinta?!... Przylece, ale tylko dlatego żeby pogrążyć Kapitana.

Rozłączył się. Przez okno zobaczyłam odlatującą zbroje ojca. Jakoś się nie zdziwiłam tym faktem, ale wypadałoby chociaż powiedzieć, że musi ratować świat.

Włączyłam telewizor w samolocie, a wystraszona prezenterka mówiła:

- Na głównym placu w Stuttgartcie znajduje się jakaś dziwna uzbrojona istota podobna do człowieka, która szerzy postrach wśród ludzi. Bronią tej postaci jest złote berło z niebieskim punktem w środku. Oby ktoś jak najszybciej się tym zajął, Avengers czekamy.

"Muszę tam iść i pomóc"

- Mamo ja muszę ci coś powiedzieć. - Wzięłam głęboki oddech.- Pamiętasz może tą zamaskowaną osobę która była w telewizji i walczyła z takimi ludźmi w banku?

- Tak, a co?

- To byłam ja.

- Co?! Tony o tym wiedział? - Zapytała gorączkowo rudowłosa

- Tak wiedział, mamo posłuchaj mnie musisz mnie puścić aby ojciec przeżył.

- Nie ma takiej opcji miałam cię pilnować i nie będziesz się narażać. - Powiedziała Pepper. - Tony sobie poradzi.

- Mamo nic mi się nie stanie. A ja tacie nie pozwolę zginąć. Do zobaczenia. - odpowiedziałam ignorując jej słowa. Wyskoczyłam z samolotu a zbroja po chwili pojawiła sie na mnie. Ubrana w nią ruszyłam do Niemiec.
Dolatując stwierdziłam, że ważne jest dobre wejście.

- Jarvis puść ekipie jakąś fajną muzyczkę, najlepiej "Back In Black".

- Już się robi. - oznajmił Jarvis.

Gdy byłam coraz bliżej widziałam zdziwioną ekipę.

- Jarvis co tu się do cholery dzieje? Wyłącz to. - Mówił Stark.

Robiąc rozpęd uderzyłam z impetem w wroga, który szerzył strach wśród ludzi i tym samym ochraniałam Kapitana Amerykę, który walczył z nim wręcz.
Przeciwnik nie podniósł się już po moim uderzeniu i upuścił swoją jedyną broń.

- Myślałam że Kapitan nie potrzebuję pomocy. - Mówiłam zadziornie.

- Dzięki... - odpowiedział.

- Liz, co ty tu robisz?! Miałaś zostać z matką! - Mówił zdenerwowany Stark.

- Musiałam wam pomóc bo ewidentnie sobie nie radziliście. - Odpowiedziałam.

- Porozmawiamy o tym później - Dodał Tony.

Zabraliśmy upośledzonego diabełka do odrzutowca kierując się w stronę bazy TARCZY.
Będąc na podkładzie zdjęłam maskę i podeszłam do pilotki.

- Cześć Nat.

- Hej.... A co ty tu robisz?

- Pomagam i rezygnuje z swoich wakacji.

- Widząc minę Tonego jesteś tu wbrew jego woli.

- No tak się złożyło, że tak. - zaśmiałam się.

Wymieniłyśmy parę zdań po czym zagadałam do Rogersa.

- Co z nim zrobimy? - spytałam

- Zamkniemy pod stałą ochroną. 

Przyglądałam się temu mężczyźnie nie ukrywając tego. Nie odzywał się, nie próbował walczyć, nie robił nic. Usłyszałam grzmoty i zobaczyłam przerażoną minę pojmanego.

- Boisz się burzy? - zadrwiłam.

- Nie burzy, tylko tego co zwiastuje. 

- Ktoś jest na dachu - Odezwała się Natasha.

- Sprawdzę - zgłosił się Stark.

Otworzył klapę samolotu a naszym oczom ukazał się Thor.

Symbiotyczna Relacja | AvengersWhere stories live. Discover now