Rozdział 47

65 5 0
                                    

- Elizabeth? - usłyszałam znajomy, niski głos. - Musisz być głodna, więc przyniosłem ci coś do zjedzenia.

- Nie musiałeś, Thor. - obróciłam się ku niemu, gdy on przysunął sobie krzesło i na nim usiadł tuż obok mnie.

- Milejdi, nie pozwolę ci umrzeć z głodu. - skomentował i podał mi torbę z logo "7th Street Burger". - Popytałem paru ludzi na mieście o najlepszą restaurację z burgerami i stwierdzili, że to właśnie na Times Square jest najlepsza.

- I byłeś po to na Times Square?

- Właśnie to powiedziałem. - zmarszczył brwi z uśmiechem.

- Dziękuję. - pocałowałam go w policzek, na co mężczyzna lekko się zarumienił.

Otworzyłam swoją torbę i wyciągłam z niej dużego hamburgera w pudełku. Na sam zapach zorientowałam się jak bardzo byłam głodna. Thor również miał swoją torbę, z której wyciągnął burgera podobnego do mojego. Spałaszowałam go tak szybko, że Thor posłał mi zdumione spojrzenie.

Hamburger nie zaspokoił mojego glodu. Poczułam jeszcze większy głód niż na początku.

~ Więcej. ~ rozkazał w mojej głowie Venom. ~

Próbowałam powstrzymać mój zwierzęcy instynkt. Prawda jest taka, że jem za dwóch Thorów. Nikt o tym nie wie, ale w nocy opróżniam lodówkę, przez co zakupy muszą być robione praktycznie codziennie.

- Jest ktoś kto chce się z tobą zobaczyć. - spojrzałam na niego zdekoncentrowana. - Ale nie wyglądasz za dobrze, kobieto. Dobrze się czujesz?

- Tak, tylko mam pewne niedobory pierwiastków w organizmie. To nic takiego. - machnęłam luźno ręką.

- Jesteś pewna? - Spytał nieprzekonany na co pokiwałam znacząco głową. - No dobrze, więc idziemy?

Tony śpi już od paru godzin i z tego co powiedział Bruce obudzi się dopiero jutro. Obiecał mi, również, że gdy zdecyduje się jednak odpocząć zastąpi mnie w czuwaniu. Mam zamiar skorzystać z tej przysługi.

Weszłam z Thorem do windy, wysiedliśmy na piętrze z salonem. Zauważyłam Natashe, Clinta, Parkera, Maximoff i Visiona.

Wandzie posłałam na sam początek wredny uśmieszek, a reszcie swój uroczy grymas.

- Chcieliście porozmawiać? - zagaiłam. - Thor był małomówny jeśli chodzi o to co ma się tu wyprawić.

~ Chce. Jeść! ~ Zarządał Venom. ~

Zignorowałam go, mimo iż było ciężko.

- Ktoś przyjechał specjalnie dla ciebie. - zmarszczyłam brwi na entuzjastycznie podjarany głos Petera.

- Kto?

Pokazał ręką w miejscu, gdzie zza rogu wyłoniła się postać. Postawna, wysoka i budząca niepewność. Tego się nie spodziewałam.

Zobaczyłam na piersi mężczyzny charakterystyczną gwiazdę. Kapitan. Nie byłam w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Stałam tam jak wryta, byłam pełna niepewności.

Co zrobi? Co powie? Jak się zachowie? Te pytania napłynęły mi do umysłu, a odpowiedzi na nie było kilkakrotnie tyle.

Spoglądałam na Kapitana Amerykę, jak szedł w moim kierunku. Spojrzał na mnie i poprostu się uśmiechnął, a później mnie objął.

Odwzajemniłam gest po krótkim zawachaniu.

- J-Ja przepraszam. - Wydukałam przez ściśnięte gardło.

- Nie przepraszaj. - Jego głos był tak zadziwiająco spokojny. - To nie byłaś ty.

- Owszem, to byłam ja. Tylko ta gorsza.

Symbiotyczna Relacja | AvengersWhere stories live. Discover now