promienie słońca za naszymi plecami

69 15 2
                                    

Piękne dziewczyny prowadzą do grobów, w szczególności znanych malarzy.

Théodore był słynnym francuskim artystą, ceniono jego sztukę, jego talent, ale nie jego jako osobę. Był uważany za nijakiego, nieważnego uwagi. Nie oznacza to, że był „brzydki" po prostu nie był spektakularny. Nie miał latynoskich korzeni ani błękitnych jak ocean oczu, ani burzy blond loków co przyczyniło się do postrzegania go za niepozornego. Przez to wszystko nie miał szczęścia w miłości. Każda kobieta, jaką poznał była miła dla niego przez moment, dopóki nie skorzystała z jego majątku bądź jego sławy i dużych możliwości. Spełniał każdą zachciankę aktualnej partnerki w-wierze, że będzie ona tą jedyną. Zakochiwał się i ponownie jego serce było łamane. Odwiedzał ekskluzywne wernisaże, pokazy mody, był zapraszany na spektakle teatralne pełne wpływowych i bogatych osób. Kobiety kochały przychodzić w takie miejsca, pełne przystojnych kawalerów. W ten sposób nie miał szczęśliwych zakończeń. Przez to wszystko był nieszczęśliwy.

Miał trzy żony i dwa razy był zaręczony, każda z tych relacji okazała się porażką. Każda była kolejnym postawionym grobem w jego życiu miłosnym, ponieważ każda była piękna i powabna dowodziła, że nie był wart ich uroku. Po tak wielu próbach zrezygnował z jakiegokolwiek ponownego szukania partnerki idealnej. Po prostu się poddał. Oddał się w stu procentach swojej karierze i próbował zmienić swój wizerunek, na różne sposoby. Malował nagie ciała, co myślał, że będzie brane za kontrowersyjne jednak bardzo się mylił. Był utożsamiany z delikatnością i niewinnością swoich prac, więc jedno lub dwa nagie ciała uzupełniały jego portfolio jako cnotliwe piękności. Udzielał wywiadów, jak tylko mógł starał się ukazać w nich coś interesującego dla prasy i opinii publicznej. Na marne. Nie był charyzmatyczny jak Juliusz Cezar, nie zwracał uwagi poddanych. Nie był ponętny i seksowny jak Marilyn Monroe, której każdy chciał słuchać, nawet gdy nic nie mówiła. Nie był słynnym rewolucjonistą, który zapoczątkował nowy nurt, jaką była Coco Chanel. Był bezbarwny.

Był bardzo krytyczny względem siebie, porównywał siebie do innych zbyt często. Doprowadziło go to do punktu wyjścia; musiał się z tym pogodzić. Po prostu. Chodził na te zapierające dech spektakle, sam. Siedział w swojej pracowni nad nowymi dziełami, słuchając Johna Lennona, sam. Zawsze robił to z kimś, nawet z tymi kobietami, które go wykorzystywały, ale nie był samotny. Zdał sobie sprawę, że najbardziej się tego obawiał. Nigdy nie chciał zostać sam, ponieważ czuł się przeźroczysty. Uważał, że jako jedna persona jest nieważny, nieistotny. Postanowił, że będzie robił co chce, nie to co uważa za słuszne. Nie będzie się już tym przejmował, jeżeli niczego nie osiągnie, nie ma problemu, jeżeli coś osiągnie, to dobrze. Postanowienia te były słowami puszczonymi na wiatr, nie miał tyle silnej woli, aby czuć się dobrze.

Przełomowym dniem był jeden wiosenny poranek, którego lekki deszczyk zagościł na ulicach Paryża. Miał wenę, czuł, że to jego dzień, który zmieni wszystko nieodwracalnie. Nie był w błędzie. W miarę dobrym humorze zasiadł na swoim stołku ówcześnie, rozstawiając sztalugę i kładąc pionowo na niej prostokątne podobrazie. Sięgnął po pędzel, farbę i zaczął tworzyć. W głowie miał widok pięknej kobiety. Była blada, choć nie wyglądała jak zjawa, oczy były błękitne jednak nie jak ocean, lecz wpadające bardziej w odcień lazurowego wybrzeża, mały, lecz ostro zarysowany kształtny nos i piękne niewielkie, lecz również nie za małe malinowe usta. Wydawała się być jak marzenie. Jej skóra nie była gładka, była pokryta niewielkimi niedoskonałościami i sporą ilością jasnych pieprzyków. Namalował ją w zjawiskowej beżowej sukience. Była ona ścięta przy samej szyi, a rękawy były bufiaste. Złociste krótkie loki pozostały w artystycznym nieładzie. Kobieta najskrytszych fantazji.

Obraz stał się jego wizytówką, czy tego chciał, czy nie. Pokazując go światu czuł sprzeczność w samym sobie, ale nie chciał stracić żadnej okazji. Żeby pozostać szanowanym w świecie sztuki, musiał się łapać każdego koła ratunkowego jakie zostało mu rzucone, aby jego kariera nie podupadła. Piękna dama z jego obrazu w szybkim czasie została okrzyknięta istotnym symbolem w dziedzinie sztuki, na przykład takim, jakim był Człowiek witruwiański autorstwa Leonardo da Vinci. Miała symbolizować idealność ludzkich wdzięków. Sam Théodore nie był co do tego wszystkiego, co się wydarzyło przekonany, uważał Akrylową Damę - taki tytuł nosił tenże obraz, za zwykłą skromną kobietę namalowaną farbami przy użyciu pędzla. Obraz, który dał mu jeszcze większą sławę, niż posiadał stał się dla niego koszmarem. Piękna kobieta z obrazu dała mu przekleństwo, ponieważ im bardziej sławny był, tym więcej tych nieszczęsnych kobiet nachodziło na jego drogę i chciało się z nim wiązać. On wiedział, że to dzieło stanie się zmorą jego życia.

Nie mylił się ani trochę, ludzie uwielbiali jego prace, lecz Akrylowa Dama stała się pewnego rodzaju znakiem rozpoznawalnym. Słynął z jednego dzieła, przynajmniej tak uważał, popadał w lekkie schizy. Był samotny, i to wszystko przez kawałek płótna, które bądź co bądź było warte miliony.

Był zapraszany na ogromną ilość pokazów, wernisaży, bankietów. Odwiedzał nikłą część z nich. Gdy przychodził był to zaszczyt, jakby był jakimś królem, czy kimś ważnym. Był tam wypytywany, czemu tak rzadko przychodzi, ludzie chcieli go. Wreszcie chcieli go jako osoby, chcieli znać jego opinie, chcieli cokolwiek co jego, co od niego. Jednak przez wspomnienia przeszłości nie brał tego pod uwagę, przeszłość zakorzeniła w nim poczucie nieistotności. Nie jestem tym, za kogo mnie macie - zawsze tak powtarzał. W ten sposób stracił siebie.

Miał możliwość prawdziwego zakochania się, jednak był wystraszony tym. Nie chciał konfrontować się z ludźmi, bał się. Bał się przede wszystkim, że spotka jakąś kobietę zakocha się na zabój, a ona go wykorzysta. Popadał w paranoje. Panicznie zaczął się bać ludzi. Cudowna Juliette, ach wspaniała Juliette. Aktorka teatralna, skromna i pełna wdzięku. Nie kreowała się sławą ani pieniędzmi, była dla niego szansą, której nie wykorzystał. Poznał ją na spektaklu, rozmawiali, lecz natura mu zabroniła. Straumatyzowany poprzednimi miłostkami odrzucił biedną kobietę. Nie czekał długo, gdy na pierwszych stronach gazet trzymała pięknego mulata, był dumny, ponieważ myślał, że go wykorzystałaby. Prawda była taka, że jej ojciec wydał ją za mąż za biznesmena z nadzieją świetlanej przyszłości. Jej serce do końca życia należało do pewnego malarza, on, jednak nigdy się o tym nie dowiedział.

Na stare lata zamknął się w czterech, ścianach przeklinając obraz, który jak uważał zniszczył mu życie. Był zagubiony, nie wiedział, jak skorzystać z szansy sławy, ponieważ był zbyt niepewny na bycie gwiazdorem sztuki. Zmarł jako schorowany samotny starzec z myślą, iż jedna piękna akrylowa dama sprowadziła go do grobu na zawsze, samego.

jako pierworodny syn smutku
nie powstawał dla nikogo
a piękne dziewczyny prowadzą do grobów

akrylowa damaTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon