1. Wiesz, co widzę, kiedy zamknę oczy?

187 10 7
                                    

Istnieją ludzie, którzy uwielbiają zmiany. Niezależnie, czy są wielkie, czy małe – sprawiają, że coś się dzieje, a więc wprowadzają do szarego życia trochę dynamiki.

Wbrew pozorom Dean Winchester nie należał do takich osób. Nie przepadał za szybkimi zmianami planów ani spontanicznymi decyzjami. Uważał się za dosyć statecznego gościa. Oczywiście jako łowca musiał nauczyć się przystosowania do zmiennej sytuacji podczas walki, rozmów z podstępnymi demonami czy przybierania nieprawdziwej tożsamości. Kiedy udaje się kogoś, kim się nie jest, trzeba przecież szybko reagować i nie wzbudzać zbędnych podejrzeń.

Z tego względu rzadko wychodził sam z propozycjami pod wpływem chwili. Kiedy jednak naszła go na coś ochota, trudno było mu o niej zapomnieć.

Dlatego gdy pewnego wyjątkowo upalnego dnia przejeżdżali z Samem przez znajome okolice, Dean nie mógł odpuścić.

– ... Sam, no zgódź się! Nie pamiętasz, jak było super?

– Pamiętam pijawki, rozbite kolano i smak piachu.

– Teraz będzie sto razy lepiej! – namawiał starszy mężczyzna. – Jest tak gorąco... poza tym nie mamy nic na oku, nie?

– Niby nie. Nawet Bobby nie dzwoni z nowymi sprawami. Może potworom też jest gorąco. – Po chwili Sam wzruszył ramionami – Dobra, niech ci będzie.

Dean z triumfalnym uśmiechem wcisnął mocniej pedał gazu i mężczyźni po chwili byli na miejscu. Zmieniło się od ostatniego razu. Drzewa były o wiele wyższe, krzewy bujniejsze, a drewniany pomost powoli się rozlatywał.

Jezioro wciąż było jednak takie, jakim zapamiętał je Dean: przejrzyste, chłodne i zachęcające do wypoczynku.

Kiedyś mały chłopczyk nie zwrócił na to uwagi, ale dorosłemu mężczyźnie wydawało się to dość dziwne, że w tak malowniczym miejscu nie było żadnych ludzi. Ani wędkarzy, ani letników, ani zwykłych spacerowiczów. Nad wodą było więc cicho – jakby znajdowali się tysiące mil od jakiejkolwiek cywilizacji. A tymczasem wystarczyło 5 minut leśną drogą i 15 autostradą, aby dostać się do miasteczka.

Dean zatrzymał samochód możliwie blisko pomostu i piaskowego brzegu, ale zgodnie z propozycją Sama, ustawił pojazd w cieniu. Czarna karoseria nagrzewająca się przez cały dzień to doskonały sposób na ugotowanie się w drodze do motelu.

Nie czekał, aż jego młodszy braciszek się wygramoli – ściągając po drodze buty, wybiegł prosto do jeziora i z westchnieniem zanurzył w nim stopy. Woda była idealna. Mentalnie poklepał się po plecach za włożenie kąpielówek w toalecie na stacji benzynowej wcześniej. Dziwnie się czuł z odkrytymi nogami, ale ulga od upału była tego warta.

Bardzo często śnił o tym miejscu. O jaskrawym świetle i intensywnych kolorach. Kiedy ojciec ich tu zabrał, bawili się doskonale. Przez chwilę byli prawie idealną rodziną.

– Założę się, że pierwszy dopłynę do tamtej sosny – zawołał Sam i zanim Dean zdążył zareagować, młodszy Winchester wskakiwał już do wody.

– Nie fair!

Nie dość, że Sam był wyższy, to jeszcze wystartował wcześniej, nic więc dziwnego, że jako pierwszy dotarł na umówioną metę.

– Może miałeś jednak dobry pomysł – przyznał, ocierając mokrą twarz. – Przyda nam się dzień wolnego.

– Ja zawsze mam dobre pomysły. Na przykład kiedy mówię, że ostatni przy pomoście to zgniłe jajo! – obydwaj szybko się zanurzyli.

Tym razem wygrał Dean, byli więc kwita.

W końcu wyszli z wody i zaczęli rozkładać na trawie koc. Wyjęli z Impali lodówkę podróżną i podzielili się piwem. Dean ułożył się wygodnie w cieniu i patrzył, jak na wodzie podskakują drobne zmarszczki. Nagle na jego klatce piersiowej wylądowała znikąd tubka kremu.

– Jeśli zamierzasz spędzić więcej czasu na słońcu, powinieneś się nasmarować...

– Sammy, ja się nie spalam, tylko opalam na złoto. Zapomniałeś już?

– Jak chcesz.

– To co teraz robimy? Wędkujemy? – Dean był dziwnie podekscytowany na ten dzień nad jeziorem.

– Chyba po prostu trochę poczytam. Może dołączę do ciebie później w wodzie – powiedział tylko Sam i wbił nos w swoją nudną książkę.

Dean jednak zamiast wrócić do pływania, postanowił pójść śladem brata. W końcu jezioro mu nie ucieknie. Wyciągnął więc z samochodu lokalną gazetę i zaczął ją kartkować, ale szybko stracił nią zainteresowanie. Było tak gorąco, że nawet leżenie w cieniu było męczące. Z trzaskiem odłożył gazetę na trawę obok.

– Myślisz, że on się czasem nudzi? – zapytał Sama, poprawiając okulary przeciwsłoneczne. Chciał brzmieć nonszalancko.

– Kto? – młodszy Winchester nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytanie. – Cas? Nie, dlaczego? To anioł, pewnie ma jakieś swoje... anielskie sprawki.

– No nie wiem, spędza z nami tylko trochę czasu. Ciekawi mnie, co robi, kiedy go z nami nie ma – wzruszył ramionami Dean.

– Może go zapytaj następnym razem – Sam widocznie nie miał ochoty z nim rozmawiać, bo nawet nie podniósł wzroku znad czytanej książki.

Dean był niepocieszony. Chciał, żeby Cas tu z nimi był. Tylko co, tak po prostu ma go poprosić, aby spędzili razem czas na odpoczynku nad wodą? Takie pytanie do bożego wojownika nie wydawało się... właściwe.

Z drugiej strony – przecież byli na wakacjach! Co prawda jednodniowych, ale i tak pasowałoby się rozerwać! Skoro Sam miał swoją wersję rozrywki – książkę, to Deanowi też się coś należało. Czas spędzony z Casem.

– Cas, nasz wspaniały aniele – przymknął oczy i zaczął oficjalną modlitwę. – Jeśli nie masz nic ciekawego do roboty, to może zechcesz nam dzisiaj potowarzyszyć?

– Z chęcią – nagle promienie słoneczne pokrywające Deana zostały przysłonięte przez postać w długim płaszczu. – Dziękuję za zaproszenie, nie miałem żadnych planów.

– A gdzie twoje kąpielówki? Dzisiaj odpoczywamy na słońcu i pływamy – poinformował go mężczyzna, siląc się na naturalny ton, jakby nie był podekscytowany.

W rzeczywistości to on miał kupić Casowi kąpielówki – w tym samym sklepie, gdzie zdobył swoje, znalazł również parę niebieskich szortów. Idealnych na niewątpliwie kształtny tyłek anioła. A jednak Dean nie zdecydował się ich kupić.

Co powie Sam?

Co, jeśli Cas nie zechce spędzić z nimi czasu?

Co, jeśli wyjdzie na zdesperowanego?

Te i wiele innych pytań zaprzątało mu wtedy w sklepie głowę. Przecież Cas mógłby znajdować się w dowolnym miejscu we Wszechświecie – dlaczego dobrowolnie wybrałby duszenie się w takim upale?

– Zaraz wracam – poinformował anioł i zanim Winchesterowie zdążyli zauważyć, był już z powrotem.

Miał na sobie rozpiętą, lnianą koszulę z krótkim rękawem, czarne szorty i pstrokate klapki.

– Wow, Wakacyjny Cas! – Sam zaśmiał się głośno. – Nie spodziewałem się takiego widoku!

Sam jakby czytał w myślach swojego starszego brata. Nie spodziewał się, że Cas w ogóle przystanie na jego propozycję, a jeszcze bardziej nie spodziewał się takiego widoku.

Dean nie mógł oderwać wzroku od nagich fragmentów skóry anioła. Wdzięczny za ciemne okulary słoneczne, bezkarnie wodził spojrzeniem od wystających obojczyków, przez lekko zarysowane mięśnie brzucha, pępek, aż do linii ciemnych włosów prowadzących pod gumkę i w dół kąpielówek.

– To co robimy? – Cas przesunął się nieco, a lekki wiatr znad jeziora jeszcze bardziej otworzył poły jego koszuli.

Jeszcze chwilka, a Dean zacząłby się ślinić.

Cas wyglądał jak cholerny Malibu Ken przed opalaniem.

– Na razie odpoczywamy – Dean odchrząknął i wziął łyk swojego piwa. To tylko namiastka zimnego prysznica, jakiego desperacko właśnie potrzebował. – Siadaj – polecił, poklepując miejsce na kocu.

Słońce i woda ❣ DestielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz