Rozdział 1

391 17 10
                                    

Pov: Kiara

Związałam brązowe włosy w wysoki kucyk. Ostatni raz patrząc na rzeczy, znajdujące się w walizce. Zamknęłam ją, chwytając jej rączkę.
Po raz kolejny powtarzałam sobie w myślach tą samą formułkę. Spokojnie Kiara, za kilkanaście godzin znajdziesz się na piaszczystej plaży, z dala od mroźnego Waszyngtonu. Za to kochałam tę robotę. Uwielbiałam wyjeżdżać raz albo dwa razy w miesiącu w miejsca, gdzie świeciło słońce. Wszystko zależało od moich obowiązków, również zaleceń Danielle.

Często był dla mnie łaskawy i wybierał mi moje ulubione misje. Dokładnie takie jak wykonam w pobliskich dniach. Muszę wyciągnąć kilka informacji na temat jednego człowieka. Wczoraj wieczorem dostałam na mailu rozpis wszystkich rzeczy, które jestem zmuszona wykonać. Otrzymałam dosłownie kilka pytań. Były dosyć łatwe i powinnam sprawić, aby odpowiedź była szczera, a potem mogę zrobić z tym człowiekiem dosłownie wszystko co zechcę.

Mogłabym to zrobić sama. Robiłam to od kilku lat i jeszcze żyłam. To chyba coś znaczy.
Jednak Luca musiał wepchnąć się do mojej pracy. Słyszałam wiele wytłumaczeń na ten temat, lecz żadne z nich mnie nie zainteresowało. Chcieli dbać o moje bezpieczeństwo, choć nie wiedzieli, że lepiej mi się pracuje w pojedynkę.

Opuściłam apartamentowiec, zamykając drzwi i chowając kluczę do torebki. Zjechałam windą na podziemny parking. Mimo to, że miałam zapas czasu, wyruszyłam z piskiem opon, wyjeżdżając z budynku. Włączyłam playlistę na głośnikach, aby zagłuszyć swoje myśli. Wzięłam głęboki wdech, po chwili wjeżdżając na autostradę. Zerknęłam na przednie siedzenie, widząc kilka dokumentów z najważniejszymi informacjami. Podczas lotu muszę się tego nauczyć na pamięć. Danielle uwielbiał zasypywać nas stertami papierów. Dzięki temu czuł się o wiele lepiej.

Gdy on chodził na popołudniową kawę, to ja musiałam je wszystkie przeglądać i wyłapywać szczegóły. Inni mogli później na spokojnie sobie to przejrzeć, jednak ja wolałam robić to w biurze.
Dokończyć i mieć święty spokój.

Zjechałam na boczną drogę, kierując się w stronę lotniska. Powoli widziałam już wszystkie samoloty jak i korki. Samochody stały na parkingach, a obok nich rodziny z dziećmi. Zaparkowałam blisko terminalu B, przy którym mieliśmy się spotkać
z Lucą.

Rześkie powietrze wdarło się do moich nozdrzy, przez co musiałam zawinąć szalik tak, aby służył mi również za ciepłą maseczkę. Wyjęłam z auta wszystkie rzeczy, nie pomijając torebki i walizki, po czym skierowałam się w stronę lotniska.

Zatrzymałam się centralnie przy wejściu. Wyjęłam z kieszeni zapalniczkę i paczkę papierosów.

- Co tu robisz tak wcześnie? - usłyszałam głos Caruso. Nadal nie odwróciłam spojrzenia z pobliskich kwiatów, a raczej ich pozostałości.
To cud, że w zimę minimalnie przetrwały.

- Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz znać odpowiedzi. - wymamrotałam, zaciągając się fajką.
Wyciągnęłam telefon z torebki, włączając maila. Otworzyłam plik z godziną lotu i wszystkimi najważniejszymi informacjami. Zmarszczyłam brew, widząc czarnym, pochyłym drukiem napisane:

,,Daj sobie pomóc. Nie skreślaj go od początku"

Parsknęłam po przeczytaniu tego zdania.
Danielle był niemożliwy. Za każdym razem proponował mi wykwalifikowane osoby, abym z nimi współpracowała podczas mojej działaności.
Nie zawsze bezpiecznej.

Szczerze powiedziawszy lubiłam ryzyko. Adrenalinę przepływającą przez moje żyły podczas ryzykownej akcji. Pamiętałam, że było zagrożenie.
Mogłam wyjść z życiem, albo w czarnym worku.

- Masz jakieś wymogi na lot? - spytał, unosząc ciemną brew.

- Tak. Abym miała święty spokój, bez twoich niepotrzebnych komentarzy. - mruknęłam.

- Nie pogrywaj ze mną, bo i tak nie wygrasz. - wychrypiał, poprawiając swoje okulary przeciwsłoneczne. Mimo, że była pieprzona zima, a słońce wyszło tylko na chwilę.

- Luca? - zaczęłam.

- Gratulacje, znasz moje imię.

- Masz niskie mniemanie o mnie. - wytknęłam mu.

- Doprawdy? - sarknął.

- Dobra, to nie muszę pytać. - zauważyłam, kończąc palić papierosa. Wyrzuciłam niedopałek do kosza, zabierając swoje rzeczy i ruszyłam w kierunku wejścia.

Już po przekroczeniu głównych drzwi, usłyszałam gwar ludzi. Przemieszczali się od punktu A do punktu B. Było niemałe zamieszanie.
Skierowałam się w stronę odprawy bagażu, wyjmując bilet z kieszeni.

- Kiara.. - zaczął.

- Czyżbyś nie umiał się tutaj odnaleźć? - sarknęłam.

- Nie. - spochmurniał.

- Milczenie nie jest twoją mocną stroną, co nie?

- Nie wątpię. - wychrypiał, oddając walizkę.
Skierowaliśmy się w stronę kontroli. Nie miałam przy sobie niczego ostrego, nad czym ubolewałam.
Jednak Danielle załatwił wszystko na miejscu.
Będę mogła sobie narzędzia zbrodni wybierać do wyboru, do koloru. Z czego się cieszyłam.

- Mam nadzieję, że nie masz broni przy sobie.. - mruknęłam, wyjmując laptopa i wszystkie urządzenia elektroniczne na blat.

- Myślisz, że jestem aż tak głupi? - uniósł brew, mierząc mnie znaczącym spojrzeniem.

- Tak. Więc wolałam spytać. - mruknęłam, wchodząc do sklepu. Weszłam do alejki z alkoholem, od razu patrząc na ich ceny. Na lotnisku było zawsze drożej, niżeli w innych miejscach. Mimo, że miałam pieniądze, ubolewałam nad tym faktem. Kupiłam litrową whiskey, która będzie idealna na wieczór i magazyn Vogue.

- Wyczuwam, że mnie śledzisz. - wymamrotałam, kierując się do kasy.

- Danielle kazał mi się tobą opiekować. Nie wiadomo co ci przyjdzie do głowy. - odrzekł.

- Nie jestem małym dzieckiem, aby mnie chroniono przed wielkim niebezpieczeństwem. 

- Pogadamy jak będziesz milsza. - wychrypiał.

- Powodzenia. - zapłaciłam za zakupy, kierując się w stronę wyjścia.

Your obsession 18+Where stories live. Discover now