Rozdział 1

178 17 2
                                    

Przy moim uchu nagle rozeszły się wibracje telefonu, przez co mimowolnie otworzyłem oczy. Sięgnąłem po telefon i od razu zerknąłem na wyświetlacz.

-Pierniczę- zgasiłem wyświetlacz.

Usiadłem na łóżku i się przeciągnąłem. Kolejny beznadziejny dzień w początku beznadziejnego miesiąca. Nie uważam by edukacja była zła, ale nie myślę o szkole jako cudownej instytucji, która wspiera uczniów. Czasem wydaje mi się, że ludzie chcą być ślepi na prawdziwe problemy. Często możemy dojść do wniosku, że druga osoba myśli dokładnie w taki sposób - "mam mnóstwo własnych problemów, cudzych mi nie trzeba". Sam też nie jestem jakimś chlubnym wyjątkiem, który tylko biega i pomaga innym wokół siebie.
Postawiłem swoje stopy na zimnych panelach, a w międzyczasie przeczesałem swoje brązowe kosmyki włosów. Z szafy wyjąłem białą koszulkę i koszulę, którą założyłem bezpośrednio na koszulkę. Na blade nogi włożyłem czarne dżinsy, do których jestem zmuszony zakładać czarny pasek. Wystarczyło że na stopy wciągnąłem czarne skarpetki i byłem jak najbardziej gotowy na spotkanie z moją klasą. Będąc w łazience chwyciłem szczotkę i przeczesałem swoje włosy, a następnie szybko umyłem zęby.
Spojrzałem w swoje odbicie, które przedstawiło po prostu zmęczonego człowieka. Tak naprawdę nic więcej dodać, nic więcej ująć. Wyglądam jak na przeciętniaka przystało.
Powoli zacząłem zbierać się do wyjścia. Do kieszeni wsadziłem tylko telefon i udałem się schodami na dół. Gdy tylko zszedłem zobaczyłem pobojowisko z wczoraj. Zaschnięta krew wciąż nie została starta, a kawałki szkła były rozproszone. Dlatego też z uważnością przeszedłem przez podłogę pułapkę i na korytarzu włożyłem adidasy.
Chwyciłem klucze, które były położone przy szafce obok wyjścia.
Przekraczając próg domu od razu poczułem powiew świeżego powietrza, które otuliło moje ciało, a zapach suchych liści wdarł się prosto w moje nozdrza. Muszę przyznać, że przez ostatni czas nie wychodziłem z domu, gdyż nie miałem większej potrzeby. W pewnym momencie w życiu zrobiło mi się wszystko jedno.
Ruszylem drogą przez park, nie myśląc o niczym konkretnym. Szedłem wolno ścieżką, aż po dwudziestu minutach wreszcie udało mi się stanąć przed szkołą, ale od tyłu budynku.
Złapałem dłonią za siatkę oddzielająca mnie od szkoły i wspiąłem się po niej. Ktoś mógłby się zapytać dlaczego właśnie używam tej drogi, zamiast wejść wejściem głównym. Problem tego problemu jest bardzo jasny i klarowny. Gdy tylko pójdę drogą główną to buraki z klasy mnie złapią i porządnie przetrzepią, a tego właśnie chce uniknąć. Nie jestem za bardzo lubiany w klasie wśród chłopaków z powodu mojego ojca, który nie szanuje swoich pracowników. Tak się składa na moje nieszczęście, że niektórzy ojcowie tych chłopaków są zatrudnieni u mojego starego. Jeszcze się okaże, że mężczyzna z wczoraj, o którym opowiadał mój ojciec będzie miał syna, który uczęszcza do mojej szkoły albo klasy. Niestety przykre "spotkania" z tymi chłopakami nie są tylko i wyłącznie z mojej klasy.
Po chwili wspinaczki przeskoczyłem na drugą stronę. Niestety potknąłem się na prostej drodze ale upadek zamortyzowałem dłońmi, podpierając na nich swój własny ciężar ciała. Wstałem z ziemi i otrzepałem dłonie, które teraz były lekko zaczerwienione z drobinkami piasku. Nie za bardzo przejmując się tym ruszyłem w stronę drzwi prowadzących do wnętrza szkoły.
Przez cały czas dokładnie obserwowałem otoczenie i unikałem złych, znajomych twarzy. Bezpiecznie dotarłem do sali gimnastycznej i udałem się w stronę mojej wychowawczyni. Tak naprawdę obok niej to jedyne bezpieczne miejsce.

-Dzień dobry - przywitałem się z nią.

-O dzień dobry Oliverze. Jak miło cię widzieć po wakacjach - chwilę wczesniej rozmawiała z wysokim chłopakiem.

-Hej - przywitał się ze mną- jestem Will.

-Oliver - podałem swoją.

-Will chodzi do 3A, w tamtym roku był przewodniczącym samorządu i swojej klasy. Możesz brać z niego przykład - powiedziała wychowawczyni.

To love like never before // yaoi //Donde viven las historias. Descúbrelo ahora