4. Anglia

815 72 128
                                    

Od Tłumacza:

Dziękuję Wszystkim, którzy czytali. Za każdy komentarz, dobre słowo i za to, że jesteście. Cieszę się, że dotarliście razem ze mną — i z naszymi ulubieńcami — aż tutaj. Rozdział dedykuję Wam wszystkim: tym którzy znają język miłości; i tym, którzy dopiero się go uczą.

Pozdrawiam,

Margot

Odkąd wróciła z Danii, w ogóle nie miała czasu, by zastanowić się nad tym, w którą stronę zmierza jej relacja z Draconem.

Dokąd zmierza, czym się staje i jak bardzo jest absorbująca. Pierwsze dni po powrocie do kraju były pasmem niekończących się spotkań mających na celu zdawanie raportów z przeprowadzanych rozmów (litościwie nie wspominała w nich liczby godzin, które spędziła na seksie z Malfoyem). Pasmem przerwanym świętowaniem jej urodzin z Potterami; długo odkładanym lunchem u rodziców i meczem Quidditcha, na który pozwoliła się zaciągnąć Harry'emu i Ronowi (tylko dlatego, że mieli bezzwrotne bilety) i głównie dlatego, że stara przyjaźń jednak zobowiązywała.

Gdzie? — pytał, a ona nie znała odpowiedzi.

Wszędzie, byle nie tu — nasuwała jej się odpowiedź.

Odpowiedź, która pasowała najbardziej, i która najlepiej opisywała tę... fantazję, która wdarła się nieproszona w jej chaotyczne życie. Wdzierała się głębiej i głębiej — zupełnie tak, jakby jej i Draconowi udało się stworzyć zupełnie nową gałąź transmutacji. Gałąź, która zajmowała się zamienianiem marzeń w rzeczywistość.

Wszędzie, byle nie tu.

Bo wszędzie było lepiej niż tutaj.

Nie miała czasu na odpoczynek, a zawdzięczała to głównie przeładowanemu terminarzowi służbowych zebrań. Pomiędzy nimi, a spotkaniami towarzyskimi — od których nie mogła się wykręcić — miała ledwo czas na życie i zbyt krótki (zdaniem większości lekarzy) sen. Przez ten cały czas przeraźliwie tęskniła za Draconem — i za tym, jak w jego towarzystwie czas zdawał się spowalniać swój bieg.

Tutaj nie miała go na cokolwiek, a rzeczywistość dobitnie jej to przypominała, ilekroć próbowała  chociaż pomyśleć o ostatniej wiadomości od niego.

Z całym tym chaosem, którym były jej obecne życie i myśli, nie wiedziała, jak zacząć z nim rozmowę. A wiedziała, że musi... że muszą ją odbyć. I to w cztery oczy, bo była to zbyt ważna rozmowa, by mogła się odbyć przy użyciu sowiej poczty.

Zobaczyła go w końcu w Atrium. Zmierzał w tylko sobie znanym kierunku, a jego twarz była zacięta i ponura.

Wiedziała, że czekała zbyt długo. W przeciwieństwie do czasu. On nie czekał — pędził zbyt szybko, a kołowrotek jej życia obracał się w szaleńczym tempie. Miała wrażenie, że jest w stanie zwolnić w każdym innym miejscu, byle nie tutaj — nie w domu. Tutaj nie miała czasu dla Dracona, ani na to, by odetchnąć pełną piersią.

Bardzo tego potrzebowała. Tak bardzo, jak tego, by się ogarnąć i przemówić samej sobie do rozsądku. Pragnęła też, by to Draco zaryzykował. By poszedł na żywioł — co niewątpliwie próbował zrobić, ale świstek papieru był raczej marnym tego dowodem. Niemniej była mu winna chociaż rozmowę, nawet jeśli czas i okoliczności nie działały na jej korzyść.

Tego samego wieczoru przyrzekła sobie napisać do niego — choćby nawet zalążek czy wersję roboczą listu. Wiedziała, że będzie potrzebować butelki wina, by ukoić nerwy. Wiedziała także, że musi... że to zrobi.

[T] Love in Other PlacesWhere stories live. Discover now