Rozdział I. Zaczęło się od pożegnania.

540 20 39
                                    

W sierpniowy dzień na niebie zbierały się szare chmury, które zasłaniały jedno z ostatnich letnich nieboskłonów. Wiał delikatny wiatr, jednakże zdradziecki w swojej lekkości, ponieważ gdy zawiał w kark odczuwało się nieprzyjemne jesienne zimno. Czuła to masa osób idąca ulicami miasta, która co jakiś czas chowała szyje w ramionach lub poprawiała szaliki, aby uchronić się przed tak drobnym problemem codzienności.

Dzień ten był ponury nie tylko przez przygnębiającą pogodę, czy zdradliwy podmuch wiatru. Właśnie tego dnia na jedynym z cmentarzy hrabstwa Beacon Hills żegnano jedną wyjątkową osobę.

Każdy, kto ją znał mógł o niej powiedzieć wiele dobrych rzecz. Była otwarta, wiecznie uśmiechnięta. Nie brakowało jej wrodzonego wdzięku oraz bystrości. Ci, którym była bliższa, doskonale wiedzieli, że mogli zawsze na niej polegać i przychodzili do niej po radę. Była opiekuńcza i empatyczna, ale jednocześnie stanowcza i opanowana. A najważniejsze była matką.

Jej córka stała nad trumną, która powoli osuwała się ku dołowi. Włosy miała falowane, barwy ciemnego blondu, oczy duże o szmaragdowych tęczówkach, a twarz okrągła. Drobny nos i nie duże, lecz pełne usta nadawały jej dziecięcego wyglądu. Jednakże jej wyraz twarzy wcale się zdawał się być dziecinny, a wręcz przeciwnie. Blada cera i zaciśnięte usta dodawały lat, których zdecydowanie brakowało czternastolatce.

Spuchnięte oczy oprawione w duże okulary zwrócone były ku dołowi, gdzie trumna znajdowała się już w połowie drogi na dno. Nagle poczuła jak ktoś stuka ją w ramię. Zmusiła się do odwrócenia głowy i spojrzenia na kobietę stojącą zaraz za nią. Ubrana była w długą, czarną suknię, a na jej ramionach spoczywało grube futro. Jej twarz zasłaniała czarna, delikatna koronka przypominająca welon.

- Wyglądaj na bardziej zdołowaną, Inez. – Rzekła przez zęby kobieta, pociągając nosem. – I wyczyść te szkła, na litość boską!

Dziewczyna wywróciła oczami, po czym zdjęła okulary z nosa. Nie mając przy sobie chustki wytarła szkła w rant swojej czarnej sukienki. Myślała, że już wystarczająco wyglądała na załamaną. Nie pamiętała, ile czasu przepłakała w swoim pokoju odkąd policja poinformowała ją o znalezieniu w lesie martwego ciała jej matki. Nie liczyła już nieprzespanych nocy. Nie zwracała już uwagi na ból, jaki czuła codziennie od jej śmierci.

Teraz po nie adekwatnej uwadze kobiety nie miała już siły na płacz. Podniosła głowę do góry umieszczając swoje spojrzenie na skraj lasu, który delikatnie wchodził na teren cmentarza.

Jej uwagę przykuło coś, co nie pasowało do krajobrazu. Zmrużyła lekko oczy, widząc niewyraźny, ciemny kształt. Założyła z powrotem okulary starając się nie trafić sobie zausznikiem w oko. Czarna plama obrała zarys męskiej sylwetki, która zwrócona była w ich stronę. Stała nieruchomo i tylko patrzyła. Dziewczyna poczuła się niekomfortowo. Zadrżała i wróciła myślami do pogrzebu, akurat w momencie jak jej ciotka wrzucała garść ziemi na wieko trumny, po czym kazała zrobić jej to samo. Ujęła piach i cisnęła go w dół. Zaraz po tym grabarze zaczęli zakopywać trumnę.

Inez ponownie zwróciła głowę ku lasowi, ale tajemniczej postaci już tam nie było. W tym czasie do niej i ciotki zdołało już podejść pierwsza para składająca kondolencje. Starsza kobieta dziękowała za słowa otuchy załamanym głosem, a dziewczyna była pod wrażeniem jej zdolność aktorskich. Ani razu nie widziała, aby ciotka opłakiwała swoją siostrzenicę – ciotka Nanny była siostrą bliźniaczką jej babci, więc Inez nie była z nią blisko spokrewniona, jednakże obecnie była jej jedynym prawnym opiekunem, jak i żyjącą rodziną.

- Nasze kondolencję, pani Darkweather. – Rzekł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o jasnych włosach i niebieskich oczach. – Inez. – Dodał kiwając jej lekko głową.

Darkweather (Teen Wolf fan fiction)Where stories live. Discover now