Rozdział IX. Gość.

160 13 2
                                    

Inez korzystając z wolnego dnia i chcąc uniknąć spotkania ze swoją ciotką zgarnęła z biurka książkę i wyszła z domu. Nie wiedziała do końca, dokąd chce iść i pozwoliła, aby nogi same je niosły. Po krótkim czasie dotarła do części lasu, którego o dziwo nie znała.

Zwolniła kroku uważnie się rozglądając, chcąc dostrzec jak najwięcej szczegółów. Ziemia, po której stąpała wydawała jej się tutaj bardziej miękka niż w pozostałej części lasu. Drzewa rosły rzadziej ukazując jak dużą powierzchnię zajmuję las w Beacon Hills. W końcu doszła do miejsca, gdzie drzewa w ogóle nie było, a przed nią rozpościerała się panorama całego miasteczka.

Przysiadła na dużym kamieniu, który częściowo wystawał znad stromego urwiska i chwilę podziwiała widok. Gdy zawiał nieprzyjemny wiatr, wzdrygnęła się i odwróciła wzrok. Przysiadła na kamieniu i zajęła się studiowaniem starej książki z myślą, że jeśli dzięki niej znalazła swoje tak zwane „vocatio" to równie dobrze może nauczyć się z niej więcej zaklęć.

***

Nie wiedziała ile tak siedziała pochylona nad wypłowiałym drukiem. Ledwo mogła poruszać palcami, które zastygły w jednej pozie i zmarzły od chłodnego wiatru. Akurat czytała o zaklęciu „flamma", które, według jej wolnego tłumaczenia, miało rozgrzać ciało.

- Flamma. – Rzekła drżącym z zimna głosem.

Nic się nie stało, a jedynie zawiał mocniejszy wiatr. Potarła dłońmi o ramiona, aby się rozgrzać i spróbowała jeszcze raz. Tym razem powtórzyła formułkę głośniej i wyraźniej. Unosząc dłonie wewnętrzną stroną do góry odniosła wrażenie, że czuję ciepło. Uśmiechnęła się pod nosem zadowolona jednakże jej mina szybko nabrała grymasu, gdy ciepło nie ustępowało. Ku jej wielkiemu zdziwieniu dłonie, które chwile wcześniej marzły teraz płonęły. Dosłownie. Jej całe ręce głaskał ogień.

Wstała natychmiast spanikowana i zaczęła machać nimi w różne strony energicznie. Czując nadal żar na skórze zdusiła płomienie wkładając dłonie w pobliską kałużę. Odetchnęła z ulga, czując chłód. Wyjęła ręce z wody, a gdy na nie spojrzała prócz brudy z błota zobaczyła duże czerwone pęcherze. Zanurzyła je z powrotem w kałuży i odczekała chwilę. Lekko nimi poruszając pozbyła się częściowo brudu, ale pęcherze pozostały i teraz nie znosie pulsowały na jej dłoniach. Zaklęła pod nosem i ostrożnie wyciągnęła chusteczkę, aby się osuszyć ręce.

- Nauczenie się czegoś samemu często będzie się wiązać z porażką.

Usłyszała za plecami, a na wpół brudna chusteczka upadła bezwiednie do kałuży. Obróciła się na pięcie próbując uspokoić swoje tętno.

– Zwłaszcza, jeśli chodzi o rzucanie nowych zaklęć.

Deaton wyłonił się z wyższego zagęszczenia uśmiechając się do niej ciepło. Zatrzymał się parę metrów przed nią i bacznie ją obserwował. Inez również na niego spoglądała uważnie. Nie widziała swojego mentora od dłuższego czasu. Nie zmienił się znacznie i jedyne, co zauważyła to, że jego twarzy wydawała się bardziej zmęczona.

- Co pan tu robi? – Zapytała nie ufnie zapominając na chwilę o piekącej skórze. Mężczyzna wskazał na lekko wypchaną torbę i rzekł:

- Zrobiłem sobie krótki spacer po rośliny do swojej kolekcji. – Zbliżył się wskazując jej na dłonie. – Chyba mam coś, co uśmierzy twój ból. – Dodał otwierając wcześniej wskazaną torbę.

Wyjął z niej słoiczek wypełniony po brzegi złotym, mętnym płynem i woreczek z paroma liśćmi. Wysypał na swoją dłoń parę owych liści, pozagniatał je, po czym otworzył słoik i przechylił go. Gęsty płyn opadł powoli na liście. Drugą dłonią rozprowadził płyn na każdym z liści po ich całej powierzchni.

Darkweather (Teen Wolf fan fiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz