rozdział 21

370 24 2
                                    

- Nie możesz tu wchodzić, Barnes. Wypad! - zawołała Peggy, gdy James po raz kolejny pojawił się za drzwiami, chcąc zobaczyć swoją ukochaną. Czarnowłosa zaśmiała się, zakładając na siebie szlafrok, by mężczyzna jej nie widział. Miała na sobie jedynie bieliznę.

- Chcę ją tylko zobaczyć. Tylko na chwilę. No weź! - powiedział głośno Bucky, wyrzucając ręce w górę. Szatynka pokręciła głową, nie zamierzając się na nic zgadzać. Pan młody miał nie widzieć panny młodej przed ceremonią, szczególnie w sukni.

- Nie ma szans.

- Spokojnie, Peggy. Nie będzie mnie widział. - odezwała się Anastasia, nie chcąc więcej męczyć swojego ukochanego. Podeszła z synkiem do Carter, która zmierzyła ją wzrokiem, po czym westchnęła ciężko, nie zamierzając się kłócić.

- A róbcie, co chcecie. - mruknęła i już miała odejść, by dać narzeczeństwu nieco prywatności, gdy zatrzymała się jeszcze, wskazując na niebieskooką palcem. - Ale widzę cię zaraz w pełni skupioną. - dodała, na co An zaśmiała się cicho. Nie zamierzała się sprzeciwiać w żadnym stopniu.

- Jasna sprawa.

Peggy wkrótce zniknęła w drugim pomieszczeniu, a Anastasia wyjrzała przez niewielką szparę w drzwiach. Bucky zwrócił na nią wtedy całą swoją uwagę, ale zdziwił się, że do niego nie wyszła.

- Nie wyjdziesz? - spytał, unosząc brew do góry. Blake pokręciła głową i zerknęła na Coopera, którego trzymała na rękach, w który bardzo chciał dotknąć wtedy jej włosów.

- Co, jak co, ale Peggy w tej sprawie akurat ma rację. Mów, o co chodzi i spadaj stąd. Wolę się nie spóźnić na własny ślub.

Posłała mu jeden ze swoich uśmiechów, dla których mógł zabić, a nawet zginąć. Nie potrafił się już więcej powstrzymać i odezwał się ponownie.

- Kocham cię.

- I tyle? Serio, James? - spytała Anastasia, specjalnie zaczynając się z nim droczyć. Specjalnie też użyła jego prawdziwego imienia, wiedząc, że za nim nie przepadał.

- Ej, tylko nie James! - zawołał oburzony, kładąc dłoń na sercu, jakby ta obraziła go w najbrutalniejszy z możliwych sposobów. Zaraz jednak uśmiechnął się delikatnie i przejechał dłonią po swoich włosach. - Miałem nadzieję, że odpowiesz coś w stylu: Ja ciebie też, najukochańszy! albo Ja ciebie bardziej.

- Za marzenia nie karają. - stwierdziła czarnowłosa, wzruszając ramionami. - Ale ja ciebie też. - dodała niemalże od razu, wychylając się bardziej, by cmoknąć go szybko w usta. Równie prędko się też odsunęła, udając, że nic się nie stało. - A teraz wynocha. Widzimy się niedługo. Weź Coopera.

Bucky nie zdążył nawet zareagować, gdy Anastasia dała mu na ręce syna i zamknęła mu drzwi przed nosem, opierając się o nie plecami. Przymknęła na moment oczy, a gdy je otworzyła, zobaczyła przed sobą Peggy. Kobieta stała przed nią z założonymi rękoma na piersi i z uśmiechem na twarzy.

- Jak zwykle kochana. - zaśmiała się Carter, nie ukrywając nawet swojego rozbawienia zaistniałą sytuacją.

- Wiadomo.

~*~

Już kilka godzin później stali na ślubnym kobiercu na terenie bazy wojskowej. Przed nimi stał ksiądz, a za nimi masa ludzi - ich syn, najbliżsi przyjaciele, oddział Anastasii wraz ze swoimi połówkami, a także kilka innych osób.

- Ja, James Buchanan "Bucky" Barnes biorę ciebie, Anastasio Octavio Blake za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę, aż do śmierci. - powiedział Bucky, powtarzając za księdzem wypowiedziane przez niego słowa.

- Ja, Anastasia Octavia Blake biorę sobie ciebie, Jamesie Buchananie "Bucky" Barnesie za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuszczę cię, aż do śmierci.

Po słowach Any nastąpiła wymiana obrączek, między narzeczeństwem. Ręce obojga trzęsły się, a serca biły im, jak szalone. Nie przejmowali się, że są obserwowani przez naprawdę sporą liczbę osób. Nie liczyło się dla nich nic innego, niż oni sami.

- Anastasio Blake, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

Mężczyzna wsunął na palec swojej żony obrączkę, nie potrafiąc powstrzymać swoich trzęsących się dłoni. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie.

- Jamesie Barnesie, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - powiedziała czarnowłosa, sama wkładając na palca mężczyzny obrączkę.

Chwilę później nastąpiły oklaski, a ksiądz pozwolił pocałować się małżeństwu. Wiwatom i oklaskom nie było końca.

A Steve, Peggy, Howard, Eddie, a nawet pułkownik Philips nie potrafili ukryć wzruszenia i szerokich uśmiechów, gdy na nich patrzyli.

~*~

Anastasia kurczowo obejmowała szyję Bucky'ego, gdy ten wynosił ją do jej mieszkania, w którym mieli zamieszkać - było to pomysłem Any, bo nie chciała rozstawać się z domem, w którym siedziała masę swojego życia.

- Jesteś szalony. - zaśmiała się cicho, kiedy weszli do salonu. W pomieszczeniu panowała ciemność, ale nie przeszkadzało im to w żadnym stopniu.

- A ty piękna.

Złączyła ich usta w całość, kładąc jedną z dłoni na jego rozgrzanym policzku. Bucky po omacku skierował się do jej sypialni i położył ją ostrożnie na materacu, zawisając nad nią.

- No, w końcu mogę cię nazwać swoją żoną i powiedzieć, że jesteś tylko moja. - mruknął cicho, ponownie tamtej nocy całując ją namiętnie. Anastasia prędko się od niego odsunęła i spojrzała w jego równie niebieskie tęczówki.

- A co? Wcześniej nie mogłeś tego powiedzieć? No prócz tej żony.

- Mogłem, ale czy chciałem się tym chwalić? - spytał, muskając jej nos swoimi ustami. Anastasia postanowiła się z nim trochę podroczyć i wstała do siadu, każąc tym samym zrobić to także jemu.

- A nie chciałeś? - odezwała się, unosząc brew do góry.

- Chciałem. Nawet nie wiesz, jak bardzo.

Patrzył na nią przez długie minuty, nie potrafiąc oderwać oczu. Była niesamowicie piękna, nie tylko w jego mniemaniu. Niebieskie oczy świeciły wtedy, malinowe usta prosiły wręcz o pocałunki, a nieco rozczochrane czarne włosy dodawały jej uroku. W dodatku suknia, którą miała na sobie...

Lekka i miła w dotyku, uszyta z gładkiego, bawełnianego szyfonu, zgrabnie układającego się na sylwetce idealnie podkreślała wszystkie atuty Anastasii. Bufiaste, odrobinę prześwitujące rękawy, koronkowy pas i mankiety dodawały jej jeszcze więcej uroku.

- Kocham cię. - wymknęło mu się, ale nie potrafił udawać, że było inaczej. Kochał ją niesamowicie mocno, co przerażało nawet jego samego.

- Słyszałam to dzisiaj już wielokrotnie od ciebie. I wciąż mi się nie znudziło. - powiedziała Ana, uśmiechając się szeroko. Zaraz jednak podniosła się na równe nogi, co nieco go zdezorientowało. Natychmiast dowiedział się, co chciała zrobić. A bardziej, co on miał zrobić. - Pomóż mi ściągnąć tą sukienkę. Przecież wiem, że najchętniej zobaczyłbyś mnie bez niej.

- Czytasz mi w myślach, czy jak? - zaśmiał się, stając przed jej plecami. Delikatnie złapał za zamek od sukienki i odpiął go, specjalnie dotykając opuszkami palców jej nagich pleców, przez co przeszły ją przyjemne dreszcze.

- Niewykluczone. - zachichotała, a ja biała suknia opadła swobodnie na podłogę. Kobieta prędko odwróciła się do niego przodem, nie przejmując się, że była jedynie w bieliźnie. A on przełknął głośno ślinę, co doskonale zauważyła i usłyszała. - Może potrafię nie tylko stać się niewidzialna. Może posiadam też inne umiejętności, o których nie mam pojęcia.

Bucky nie powstrzymywał się dłużej, z resztą i tak go do tego prowokowała. Po raz kolejny złączył ich usta, a ich noc poślubna była tą, której mieli już nigdy nie zapomnieć.

Właśnie, mieli nie zapomnieć.

Obiecaj miOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz