rozdział 28

350 20 0
                                    

Zarówno Ana, jak i Steve musieli przyznać, że to była jedna z najtrudniejszych misji w jakich kiedykolwiek uczestniczyli. Schmidt został pokonany, Tesseract zaginął, a oni wiedzieli, że to był ich koniec, bo niebezpiecznie zbliżali się do miasta, a pod nimi rozpościerał się ocean.

- Latałaś kiedyś taką maszyną? - spytał Rogers, siadając za jednymi sterami. Za drugim usiadła Anastasia.

- Taką nie, ale ogólnie pilotowałam kilka razy. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, zerkając na te wszystkie przyciski, dźwignie, stery i inne rzeczy... Ogólnie na całą konsolę przed sobą.

- To obejmujesz stery. - zadecydował od razu, patrząc przed siebie. Nie potrafił spojrzeć jej w twarz, w te niebieskie tęczówki, po prostu nie potrafił. Nie wtedy.

- Co?

Anastasia nie potrzebowała odpowiedzi, spojrzała tylko w tą samą stronę, co Steve i wtedy wszystko zrozumiała. To była jej odpowiedzialność, choć zdawała sobie sprawę, że może nie podołać. Złapała jednak za stery, gotowa, by zrobić wszystko, byleby przeżyć. Wtedy to liczyło się najbardziej. Życie.

- Musimy do nich zadzwonić, Steve. - powiedziała po chwili, czując, jak serce zaczyna przyspieszać swój naturalny bieg. Ręce niezauważalnie zaczęły się trząść, pocić, zrobiły się zimne.

- Jesteś pewna? Wiesz, że możemy nie wrócić.

- Właśnie dlatego musimy się z nimi skontaktować. - odpowiedziała twardo, choć bolało ją niemiłosiernie to wszystko, co się z nią wtedy działo. Nie potrafiła tego opisać, czuła się strasznie.

W oczach obojgu zagnieździły się łzy, nie chcieli umierać tak szybko. Sama świadomość, że mogli wtedy umrzeć, robiła swoje, a strach wcale nie pomagał. Anastasia wtedy zrozumiała, jak to jest być w śmiertelnym niebezpieczeństwie, jak to jest wiedzieć, że to już koniec. Po raz pierwszy zrozumiała, że mogła nie wrócić.

- Tu Rogers i Blake. Słyszycie mnie? - odezwał się Steve, chcąc nawiązać kontakt ze swoimi ludźmi. Wiedział, że gdzieś tam była Peggy, pułkownik Philips, Eddie, Cooper, inni...

- Jesteście cali? - usłyszeli po drugiej stronie głos kobiety. Wymienili spojrzenia, lecz prędko się odwrócili, bo im dłużej to robili, tym bardziej wiedzieli, że zostały minuty do końca.

- Peggy, Schmidt nie żyje. - poinformował Steve, zamierzając w skrócie wyjaśnić jej całą sytuację. Rozgadywanie się wtedy nie miało sensu, z resztą nie było też zbytnio czasu.

- A samolot?

- To może się nie udać. Nie jest w najlepszym stanie. - odezwała się Anastasia, za wszelką cenę nie chcąc się w tamtym momencie rozkleić, a była tego bliska.

- Znajdę wam bezpieczne miejsce do lądowania. - oznajmiła kobieta z determinacją. Anastasia spojrzała na Steve'a i pokiwała w jego kierunku głową. Nie była w stanie powiedzieć przyjaciółce, że nie było na to szans, a nawet jeśli, to naprawdę małe.

- Nie będzie bezpiecznego lądowania. - powiedział Rogers ostro, choć nie chciał tak brzmieć. To było jednak silniejsze, niż się tego spodziewał.

- Musimy się rozbić. - dodała Ana, nieustannie patrząc przed siebie.

- Dam Howarda. - powiedziała Carter, nie chcąc przyjąć do swojej świadomości, że to była prawdopodobnie ich ostatnia wspólna rozmowa. - Powie wam co robić.

- Nie ma czasu, Peggy. - zaprzeczyła od razu niebieskooka, bo wiedziała, że kobieta po drugiej stronie była w stanie zrobić wszystko, byleby im jakoś pomóc.

Obiecaj miDonde viven las historias. Descúbrelo ahora