Arena

200 9 5
                                    

Dwa psy stały naprzeciw siebie i warczały jeden na drugiego. Ich oczy były przekrwione od wściekłości jaka je ogarnęła i nie dostrzegały tego co się naokoło nich działo. Gdy już wydawało się, że za chwilę zaczną powoli odzyskiwać kontrolę nad swoimi instynktami, zostały wypuszczone z dotychczas ograniczających je klatek. Walka jaka rozegrała się na prowizorycznej arenie nie miała nic wspólnego z pełnymi opanowania starciami do jakich dochodzi między psowatymi we wszystkich zakątkach świata. Nie ważne czy tymi udomowionymi czy tymi wciąż dzikimi. Już po kilku minutach przegrany agonalnie popiskiwał błagając o litość, podczas gdy zwycięzca, podjudzany przez widownię, rozrywał go na kawałki. Ale tryumfator też nie wyszedł z tego starcia bez szwanku i jego właściciel ze smutkiem musiał wycofać swojego pupila z dalszych rozgrywek.

- Czekaj! - Usłyszał krzyk organizatora tej wątpliwej moralnie imprezy. - Twój pies może zmierzyć się naszym gwoździem programu.

- Czyli?

- Tym demonem, który dwa lata temu zdewastował wam wioskę. - A człowiekowi, czule obejmującemu rannego bojowego ogara, zaświeciły się oczy.

- Zawsze o tym marzyłem. - Odparł i po chwili, spoglądając na wciąż przekrwione źrenice zwierzęcia, dodał. - Właśnie po to zająłem się hodowlą psów do walk.

- Więc wystaw go na arenę, a ja sprowadzę demona.

- Oczywiście.

Tłum zawył kpiąco, widząc jak hodowca wprowadza na zakrwawiony piach rannego zwycięzcę ostatniej walki. Wszystkim wydawało się, że to co robi jest proszeniem się o śmierć psa, którego przygotowanie musiało zając sporo czasu.

- Proszę państwa! - Usłyszeli krzyk konsjerża. - Co prawda gwóźdź programu miał odbyć się trochę później, ale doszedłem do wniosku, że ranny zwycięzca ostatniej walki może chwilę się zabawić i nas też przy okazji. - W tym momencie przez bramkę po przeciwnej stronie areny, wszedł mężczyzna trzymający w rękach ruszający się worek po ryżu. Coś zawzięcie próbowało wydostać się na zewnątrz i po chwili w końcu mu się to udało. Ale nie dlatego, że materiał został rozerwany, ale dlatego że, jak się okazało mały chłopiec, został z niego wyrzucony lądując w kałuży jeszcze nie zaschniętej krwi. Przez jakiś czas siedział oniemiały i przerażony otaczającym go tłumem, ale po chwili dostrzegł wściekłego psa, trzymanego przez emanującego nienawiścią mężczyznę. Zaczął się przyglądać zwierzęciu, w ogóle nie okazując przy tym strachu, który jeszcze chwilę temu był widoczny na jego poznaczonej dziwnymi bliznami twarzy. Wyglądały trochę jak wąsy lisa jakie w lokalnej tradycji maluje się na maskach mających przedstawiać to zwierzę. To dzięki nim, nikt ze zgromadzonych nie okazał oburzenia, że do walki z ogarem bojowym wystawia się dziecko. Można powiedzieć, że ich obecność tylko wzmogła żądzę krwi jaką odczuwał tłum. Krzyki nawołujące rannego gladiatora z każdą sekundą stawały się intensywniejsze, co nie pozostało bez wpływu na niego. Już po chwili pies zaczął się wyrywać, by jak najszybciej dopaść ustawiony przed nim cel. Mówi się, że zdrowy pies nie zrobi krzywdy dziecku, ale nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, że zdrowie psychiczne psa zależy w znacznym stopniu od człowieka. A w przypadku hodowców psów do walk, żaden z nich nie jest okazem wartym naśladowania.

- Nieee! - Krzyknął dwulatek, gdy skrwawione szczęki w końcu uwolnionego psa zamknęły się na jego szyi. Dziecko i zwierzę zaczęli się szamotać z taką intensywnością, że aż podniosła się kurzawa wzbitego piachu, która skutecznie utrudniała dostrzeżenie tego co dzieje się na arenie. Nagle jeden z widzów wykonał kilka pieczęci ręcznych i lekki wiatr rozwiał tę zasłonę. Gdy widok się wyklarował, wszyscy oniemieli, bo to nie dziecko leżało martwe na ziemi, tylko pies. Zwierzę wyglądało tak jakby szczękami próbował złapać płonące polano i od niego ogniem zajęło się jego futro. Ale każdy kto widział truchło psa, zdawał sobie sprawę z tego, że żaden z naturalnych płomieni nie spowodowałby tego, że patrzyli teraz na osmalony szkielet z resztkami usmażonego mięsa. A przynajmniej nie w tak krótkim czasie. Wokół areny zapadła cisza, która wciąż trwała, nawet wtedy gdy wszyscy przesunęli wzrok z martwego zwierzęcia na dziecko, które teraz stało dumnie wyprostowane, jakby nie miało ledwie dwóch lat, ale co najmniej dwadzieścia i było weteranem wielu walk i bitew.

- Wszyscy jesteście aresztowani. - Męskim głosem odezwał się chłopiec, który wykonał kilka skomplikowanych pieczęci ręcznych i w obłoku dymu przemienił się w Uchiha Fugaku, szefa policji Liścia. Oniemiały tłum dopiero teraz postanowił się ruszyć, ale nie zdążył zrobić choćby jednego kroku gdy przy wszystkich wyjściach ze stodoły, w której znajdowała się arena, w identycznych obłokach, pojawili się pozostali członkowie tej jedynej tego typu formacji na świecie.

Naruto - W tleWhere stories live. Discover now