Egzamin

43 4 1
                                    

Pobladła z przerażenia dziewczyna uciekała przez gęste krzaki, miała nadzieję, że jej szczupłe ciało ułatwi jej pokonanie ich sprawniej niż ścigającego ją oprawcy. Nawet nie próbowała myśleć o tym, że to miał być prosty test na genina, a nie rzeźnia jaka ich spotkała. Starła rękawem łzy zalewające jej oczy, by móc cokolwiek widzieć, bo obawiała się, że jak tylko się wywróci, to i ona skończy tak jak mistrz, Sai i Sasuke. Gdy tylko pomyślała o swoim ukochanym, to nowa partia słonego płynu oślepiła ją, niestety na tyle skutecznie, że wywróciła się na wystającym korzeniu. Długo nie leżała, bo poderwała się na nogi ze sprawnością, która zaskoczyła podążającego za nią mężczyznę.

- Dość! – Krzyknęła różowowłosa, z zaciętą miną odwracając się do napastnika. W rękach trzymała dwa kije wyglądające trochę jak tonfy, widać było, że trzyma je trochę nieporadnie, ale na pewno mocno. Jej determinacja, by w końcu przestać uciekać, zrobiła na nim spore wrażenie.

- Nie bądź taka do przodu, bo do tyłu ci zabraknie. – Zarechotał bandyta. – Jak z tobą skończę, to poznasz co to znaczy być kobietą.

Sakura słysząc to, zbladła jeszcze bardziej, co wydawało się już niemożliwe, ale mimo przepełniającego ją przerażenia, nie drgnęła, a wręcz wykonała mały krok w stronę napastnika. Okazało się, że ten drobny ruch był jakby katalizatorem, który sprowokował reakcję w całym jej ciele. W jednej chwili wszelka niepewność wyparowała jej z głowy, mięśnie rozluźniły się, a dłonie same poprawiły chwyt na kijach. Dokładnie tak jak pokazywano im w akademii.

- Co ty ...? – Mężczyzna nie zdążył dokończyć pytania, gdy dziewczyna skoczyła w jego stronę niczym nagle zwolniona, ściśnięta sprężyna. Jej ruchy były tak szybkie, że nie dał rady śledzić jej wzrokiem. – Kur...! – Próbował krzyknąć, ale znów nie zdążył, bo otrzymał potężny cios w głowę, od którego zamigotały mu gwiazdy przed oczami. Haruno już zamierzyła się do kolejnego ciosu, gdy nagle jej cel zniknął. I nie to, że odskoczył lub wykonał podmianę, on po prostu zniknął. Okazało się, że leżała w trawie na samy środku pola treningowego, a obok niej z jeszcze zamkniętymi oczami leżeli jej towarzysze z drużyny.

- Ty skurwysynie! – Krzyknął Sasuke, na widok właśnie rozpruwanej Sakury, oprawca dosłownie potraktował ją jak tuszę wieprzową, wyciągając na wierzch wszystkie jej bebechy. - Katon: Gokakyu no Jutsu! – Z jego ust wyleciała kula ognia, ale ta była jakaś inna, większa i zdecydowanie gorętsza od wszystkich jakie dotychczas wykonał. - Katon: Gokakyu no Jutsu! – Powtórzył atak, wkładając w niego całą rozsadzającą go nienawiść do tego bydlaka. I znów doświadczył zaskoczenia, bo ten atak był jeszcze potężniejszy, był tak wielki, że przeciwnik nie zdołał przed nim uskoczyć i spłonął na popiół. – Sakura! – Krzyknął do już martwej dziewczyny, ale gdy ta nie zareagowała, padł na kolana i załkał. – Ty biedna idiotko, byłaś tak wkurwiająca, ale nawet ty nie zasłużyłaś na to. - Z jakiegoś powodu był do niej bardziej przywiązany, niż do Saia, z którym znalazł wspólny język. Cichy chłopak nie wtrącał się w jego sprawy i mówił tylko wtedy gdy było to absolutnie konieczne. Tym zachowaniem zyskał szacunek u drugiego dziedzica Uchiha i jego starszego brata, Itachiego. Ciąg jego myśli został przerwany przez dziwaczne zjawisko jakie ogarnęło proszek pozostały po tym skurwysynie. Mianowicie zaczął wirować jakby pochwycony przez miniaturowe tornado, które z każdym uderzenia serca stawało się coraz większe i większe. W końcu osiągnęło rozmiar dorosłego człowieka i gdy się rozwiało ujawniło postać paskudnie uśmiechniętego rzeźnika, jeszcze niedawno tak skutecznie patroszącego Haruno. – Kurwa! – Krzyknął sfrustrowany Sasuke i niewiele myśląc skoczył na niego, przechodząc do walki w taijutsu. – Zabije cię morderco! – Wydarł się wykonując kopnięcie z siłą, która co prawda zabiła mężczyznę, ale też złamała mu kości nogi.

Nagle wszystko pociemniało, a Uchiha zdał sobie sprawę, że leży z zamkniętymi oczami. Otworzył je i pierwsze co dostrzegł to chmury na błękitnym niebie. Po chwili dotarł do niego dobrze znany, tak irytujący krzyk różowowłosej i już chciał odkrzyknąć jej, by zamilkła, ale przypomniał sobie jak widział ją umierającą.

- Spokojnie Sakura. – Odezwał się opanowanym głosem i gdy poczuł ją przytulającą się do jego boku, poczochrał jej różową czuprynę. – Spokojnie, nic mi nie jest. – Dodał.

Sai beznamiętnie patrzył na śmierć towarzyszy z drużyny. Naruto, Uchihy i tej różowej lafiryndy, która mogła zabijać samym wrzaskiem. Powinien coś czuć, ale choć się starał, to nie był w stanie nic z siebie wykrzesać. Choć skłamałby gdyby powiedział, że nic nie drgnęło na dnie tego co inni nazywają sercem lub duszą. Z każdym uderzeniem pulsu drgnięcie było silniejsze i wyrazistsze. Nawet nie zauważył momentu gdy po prostu ryknął jak zraniona bestia. Wyciągnął zwoje do malowania i nim się obejrzał, stworzył potwory groźniejsze i trwalsze niż kiedykolwiek miało to miejsce. Te kierowane jego zranionymi duszą i sercem, ruszyły na zabójcę z szybkością i zaciętością godną sanninów, a nie atramentowych tworów. Mordercę dosięgła śmierć tak natychmiastowa, że mina przyozdabiająca odtaczającą się głowę, wciąż wyrażała grymas satysfakcji.

Po chwili zdającą się wiecznością także Sai siedział na trawie na tym samym polu treningowym co towarzysze z drużyny.

- Brawo! – Usłyszał z krawędzi polany i gdy obejrzał się, zobaczył podchodzącego do nich Naruto. – Cała wasza trójka udowodniła, że drużyna jest dla was ważniejsza od waszego życia. Krzywda towarzyszy uruchomiła w was pokłady determinacji i siły o jaką się nie podejrzewaliście, to pokazuje, że jesteście bardziej zżyci niż pozwalacie przed sobą do tego przyznać i wreszcie możecie zrozumieć co to znaczy stracić członów drużyny w bezsensownej walce. Walce, która nie powinna mieć miejsca, gdyby wszyscy z was wykonywali to co zostało im przypisane. Co prawda każdy z was doświadczył trochę innego scenariusza i mogliście mieć wrażenie, że nie macie wpływu na postępowanie osób w iluzji, nie licząc napastnika, ale gdybyście to wy wypełnili swój obowiązek, to inaczej by się to skończyło. – Wydawało się, że zakończył tę wyjątkowo długą przemowę, która sprawiła, że słuchający go mieli wrażenie, iż stoi przed nimi nie dzieciak, ale ktoś dorosły kto ma za sobą już wiele lat życia przetykanego licznymi walkami na śmierć i życie. – Jutro o dziewiątej pod Gmachem Hokage. – Dodał i znikł w obłoku dymu.

Naruto - W tleWhere stories live. Discover now