*Quine*
Z podekscytowaniem oczekiwałam na Linkusia i Phoebe, by w końcu móc wyrównać rachunki z nimi oboma. Skoro ja nie mogłam być z moim ukochanym, dlaczego to ona miałaby go dostać? Phoebe przecież absolutnie w niczym nie jest lepsza ode mnie. Moje napawanie się nadchodzącym zwycięstwem przerwał jeden z moich ludzi zajmujących się szpiegowaniem rodziny Dobromocnych. Może i ma łeb do komputerów i jest doskonałym hakerem, ale nie należy on do osób szczególnie rozgarniętych.
- Yyy, szefowo, bo jest taka sprawa... - zaczął niepewnie, jedynie swą głowę wychylając zza framugi drzwi.
- Czego znowu chcesz, Clark? - spytałam niezbyt zainteresowana tą jego "sprawą." - Nie widzisz, że jestem zajęta?
- Oczywiście. Racz wybaczyć mi to nagłe najście, szefowo, lecz wygląda na to, iż nie doceniliśmy swego przeciwnika. Syn Dobromocnego i Grzmoto-Panny zdobył na telefon naszą dokładną lokalizację. Może chcieć ruszyć w tę stronę. Sam. Bez swoich rodziców.
- ŻE CO?! - wypowiedź mego pracownika skutecznie podniosła mi ciśnienie. To ja tu dwoję się i troję, żeby gamoń ściągnął do mnie swoich rodziców, a ten śmie ruszać na mnie SAM?! Jak można być takim ignorantem?! Chociaż mając za mamuśkę kogoś takiego jak Phoebe, wiele rzeczy można sobie wybaczyć.
- Jak to jest w ogóle możliwe, że nas tak łatwo znalazł?! Mieliście pozbawić dziewczynę telefonu, tak by nie dawała znaku życia przez co najmniej ładnych parę godzin! Tyle by wystarczyło, by młody Linka go do mnie ściągnął!
- Zapewniam szefową, iż Maurice i Jake uczynili to zaraz po pozbawieniu jej przytomności, jednak nie ukrywam, że mogliśmy przeoczyć mały, choć istotny szczegół. - w ostatniej części zdania Clark dwoma palcami określił coś niebywale małego.
- Mianowicie? - spytałam, ze wszystkich sił starając się opanować gniew rozsadzający mnie od wewnątrz.
- Niewykluczone, że syn Dobromocnego i Grzmoto-Panny dał swej dziewczynie nadajnik z jej dokładną lokalizacją. Namierzenie nas z czymś takim byłoby proste, jak dwa plus dwa.
- W TAKIM RAZIE ZNAJDŹCIE GO I ZNISZCZCIE, NIM DZIECIAK PHOEBE ZNISZCZY MÓJ CAŁY PLAN!
*Hannah*
Nie mam pojęcia, ile czasu minęło, odkąd Quine opuściła pomieszczenie w towarzystwie swoich goryli. Nie wiem, ile minęło, od kiedy siedzę skulona pod ścianą, oczekują na ratunek ze strony swojego chłopaka. Myślami byłam już przy chwili, w której blondyn otacza mnie swymi silnymi ramionami, zapewniając, że nic mi już nie grozi. Tak bardzo chciałabym, by Hugo był teraz przy mnie. By mnie stąd zabrał. Przecież nie mogłam tkwić tu wieki. Muszę stąd wyjść. Muszę powiedzieć Lukowi prawdę o Quine. Powinien wiedzieć, że jego macocha to ohydna modliszka w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ze świata wewnętrznych przemyśleń wyrwał mnie dopiero szmer otwierania ciężkich drzwi. Do środka weszło dwoje oprychów odpowiedzialnych za moje porwanie, tyle że tym razem nie towarzyszyła im Quine, lecz niższy nawet ode mnie okularnik z burzą nieogarniętych włosów koloru gwieździstej nocy, o ile za owe gwiazdy uznać można dobrze widoczne oznaki siwizny. Nieład na jego głowie zasłaniał mu większą część czoła i gdyby nie grube oprawki okularów, poważnie powątpiewałabym w to, iż mężczyzna w ogóle ma oczy. Nim zdążyłam ruszyć się chociażby o milimetr, wspomniany wcześniej okularnik zabrał głos:
- Szefowa chce wiedzieć, jak synowi Grzmoto-Panny udało się natrafić na nasz trop. - choć brunet nie skierował swych słów personalnie do mnie, ich wydźwięk sprawił, iż moje serce zabiło kilka razy szybciej, przepełniając realną nadzieją, której potrzebowałam teraz bardziej, niż jakiejkolwiek urojonej. Hugo już wie, gdzie mnie szukać. Na pewno za chwilę tu będzie, a wtedy zarówno Quine, jak i wszyscy jej podwładni będą gorzko żałowali swoich czynów.

YOU ARE READING
Grzmotomocni : Kronika Złoczyńcy
FanfictionHugo Dobromocny, mimo iż jest synem Dobromocnego i Grzmoto-panny, od zawsze pragnął zostać łotrem, zupełnie jak jego dziadek Mike Złomocny. Emerytowany złoczyńca jednak nie pali się zbytnio do tego, by wyszkolić swojego wnuka na prawdziwego drania...