Rozdział 15

133 18 44
                                    

Chayse i Vivien znajdowali się dopiero w połowie salonu, gdy zza zakrętu wyłonił się wysoki mężczyzna. Najpierw szeroko otworzył oczy, po czym z przekleństwem na ustach pognał w stronę wyjścia. Zanim udało mu się nacisnąć klamkę, poczuł na plecach czyjąś dłoń, która od razu pchnęła go do przodu. Uderzył w drzwi, przez co te zatrzęsły się w zawiasach. Jęknął żałośnie, gdy do pulsującego policzka dołączył ból wykręcanej ręki.

– Przecież się nie stawiam, do cholery! – warknął, jeszcze zanim poczuł zimną stal zaciskającą się wokół jego nadgarstka.

– A ucieczka to niby czym jest?

Ralph przekręcił głowę, by spojrzeć za siebie. Jeszcze przed chwilą był pewien, że to policjant go doścignął, jednak głos, który mu odpowiedział, bez wątpienia należał do kobiety. Kątem oka dostrzegł blond włosy, gdy ktoś wykręcił mu drugą rękę. Teraz już nie miał żadnych wątpliwości. To detektyw Clyne go dopadła.

– Nie uciekałem.

– Tak spontanicznie postanowiłeś wybrać się na jogging?

Chayse prychnął rozbawiony. Opierał się ramieniem o ścianę w przedpokoju, skąd przyglądał się poczynaniom służbowej partnerki. Musiał przyznać, że jej refleks był lepszy niż jego. Wystartowała przed siebie od razu, gdy Cathcart zaczął się odwracać. Gdyby dystans dzielący ich od uciekiniera był dłuższy, Chayse na pewno by ją dogonił. W przypadku tych kilkunastu metrów jeden krok, który Vivien postawiła szybciej od niego, miał kluczowe znaczenie.

Zerknął w stronę Daisy, która została w głębi salonu. Właśnie zbierała fotografie z podłogi, poduszki podniosła już chwilę wcześniej. Chayse przykucnął, by chwycić zdjęcie znajdujące się obok jego butów. Zabrał jeszcze to, które leżało na białej komodzie, po czym oba wręczył milczącej Daisy. Podziękowała mu skinieniem głowy i od razu schowała wszystko do teczki z aktami sprawy.

– Jak tu wszedłeś? – zapytał śledczy, gdy Vivien i skuty malarz znów znaleźli się w jego polu widzenia. Tym razem Cathcart opierał się o drzwi plecami, a nie twarzą. Na jego policzku został jednak czerwony ślad jasno dający do zrozumienia, że zderzenie musiało być bolesne.

– Normalnie.

– Czyli się włamałeś?

– Co? – Ralph przeniósł wzrok na stojącą obok niego policjantkę. Tryumfalny uśmieszek wciąż gościł na jej ustach. – Nie jestem żadnym pieprzonym włamywaczem.

– Drzwi były zamknięte, a jednak tutaj jesteś.

– Miałem klucze! – warknął jeszcze bardziej zdenerwowany niż przed chwilą. Chciał sięgnąć ręką do kieszeni, ale powstrzymał go metaliczny odgłos poruszanego łańcucha. Poza tym wyraźnie widział, jak detektyw Clyne przeniosła dłoń w okolicę kabury. To od razu go otrzeźwiło i pomogło mu odzyskać spokojniejszy ton głosu. – Nie włamałem się.

– Skąd miałeś klucze? – Chayse podszedł bliżej służbowej partnerki i Cathcarta.

Malarz przez chwilę krążył wzrokiem między rozmówcami. Gdzieś za nimi przemknęła jeszcze ciemnowłosa kobieta, ale nie skupił na niej uwagi. Był zbyt zajęty zastanawianiem się, czy powinien powiedzieć prawdę, czy szybko coś wymyślić. Każde z tych wyjść wydawało mu się tak samo beznadziejne.

– Od Reginy. Dała mi je, żebym mógł pracować pod jej nieobecność.

– Dlaczego wcześniej o tym nie powiedziałeś? – kontynuował Woodard.

FachowiecWhere stories live. Discover now