| Rozdział 38 |

2.7K 213 25
                                    

Słowa kapitana o tym, iż klimat z każdym dniem zacznie robić się coraz chłodniejszy, okazały się prawdą. Słońce nie prażyło już tak intensywnie. A lekkie ubrania zaczęły stopniowo przybierać na warstwach. Nie były to oczywiste stylowe płaszcze i ciepłe kaftany, do jakich przywykł, mieszkając w Anglii, jednak wciąż powtarzał sobie, iż nie jest na tyle zimno.

Przynajmniej na razie.

Od samego poranka praca szła mu opornie. Kaszel, jaki doskwierał mu od kilku tygodni, stopniowo przybierał na sile. Momentami było to na taką skalę, że chłopak potrzebował kilku oddechów, by wrócić do normalnego stanu. Widać tutejsza pogoda nie działała korzystnie na jego organizm.

- Wszystko w porządku? - zapytał Robin, siedzący na jednej z beczek tuż koło niego, zajmując się rozplątywaniem rybackich sieci.

- Tak. Zwyczajnie coś mnie ostatnio dusi. To pewnie przez zimno — uśmiechnął się do niego słabo. - Napiję się rumu i mi przejdzie.

- Ostatnio kaszlesz coraz częściej... - powiedział zaniepokojony chłopak. - Powinieneś ubierać się cieplej.

- Zapewne masz rację — odetchnął, znów zanosząc się kaszlem — Zbliżamy się do Europejskich wybrzeży, wiedziałeś? - dopytał, wracając do pracy.

- Naprawdę? - chłopak otworzył szeroko oczy, po czym wstrzymał oddech — Czy to oznacza, że zostawicie mnie gdzieś na lądzie i...

- Nie! Oczywiści, że nie — Henry podsunął się do niego i kojąco położył dłoń na jego kolanie -Jesteś jednym z nas. Nie zostawimy cię samego. Zresztą załoga tak szybko cię nie puści. Jako jedyny potrafisz szyć — zaśmiał się.

- Przecież... Szycie to nic trudnego, mógłbym ich nauczyć, tylko musieliby być trzeźwi...

- I w tym właśnie tkwi problem — zachichotał chłopak. - Nie przemęczaj się, dziś jest zabawa, chyba pierwszy raz na takiej będziesz, prawda?

Oczy Robina zabłysnęły.

- Szczerze mówiąc, myślałem, że nie będę tam mile widziany... - przygryzł wargi.

- Też tak sądziłem przed moją pierwszą, ale uwierz, będziesz. Załoga cię przecież uwielbia -wywrócił oczami, nieco zazdrosny.

Robin przystosował się o wiele szybciej i łatwiej niż on.

- Czyli... Naprawdę będę mógł? - powtórzył jakby z niedowierzaniem.

- Oczywiście. Jednak lepiej pilnuj się mnie i innych, z którymi bardziej się przyjaźnisz. Niektórzy piraci po pijaku mogą zrobić się nieprzyjemni — skrzywił się.

- T-to znaczy...? - przełknął ślinę. Dobrze wiedział, co Henry miał na myśli, choć szczerze naprawdę wolał tego nie wiedzieć.

- Mogą spróbować cię dotykać — westchnął -Zwyczajnie, trzymaj się w grupie i jakby co krzycz. To nie tak, że ktoś z załogi będzie chciał cię specjalnie skrzywdzić. Alkohol jednak robi swoje.

Henry westchnął cicho. Tak, sam coś dobrze wiedział na temat tego, do czego są zdolni ludzie pod jego wpływem.

- A teraz Ci pomogę, szybko się z tym uporamy we dwójkę i znajdziemy Ci jakieś ubranie. To nie będzie dobre na zabawę. Nawet tą piracką — zaśmiał się.

- Czemu? Dla mnie jest dobrze — spojrzał na swoje ubranie.

Nigdy nie przywiązywał wagi do stroju. Jak dla niego było idealne.

- No... Pożyczę ci, coś swojego — uśmiechnął się do niego życzliwie, po czym sam zaczął rozplątywać sieci — A teraz do pracy! Nauczyłem się tutaj, że im szybciej zaczniesz, tym szybciej skończysz.

Silence is Golden     Where stories live. Discover now