Juliet

27 8 0
                                    

23:40

Patrzyłem na ostatnich ludzi, którzy wychodzili z sali i naprawdę cieszyłem się, że to już koniec.

Przebywanie w tak zatłoczonych miejscach nigdy nie było dla mnie niczym przyjemnym.

Jordie wyglądał na wykończonego, 8 ochorniarzy zwinęło się do domu od razu po zakończeniu koncertu a ja i 6 innych pracowników musieliśmy jeszcze zostać aby posprzątać sale.

Kolejny koncert miał odbyć się dopiero za tydzień, co mnie w sumie bardzo cieszyło, bo wątpię abym wytrzymał zbyt długo gdybym miał robić to codziennie.

Kilka minut wcześniej rozmawiałem z szefem, który w końcu raczył się pojawić i byłem bardzo zadowolony ze stawki jaką uzgodniliśmy, w jeden dzień zarobiłem dwa razy tyle ile zarabiam przez tydzień w " zbrodni i karze " a ilość wykonanej przeze mnie pracy była nieporównywalnie mniejsza.

Pomyślałem sobie przez chwilę że pracowanie tam to strasznie niewdzięczna robota, ale co innego mi pozostawało poza barem dla pijaków i porażek życiowych, gdy skończyłem szkołę w wieku 17 lat.

Nie żebym ja też nie był porażką, ale lubiłem podnosić sobie samoocenę i myśleć o sobie jako o kimś więcej niż jako o biednym dwudziestodwulatku, którego matka porzuciła a ojciec się zaćpał.

To co było jednak miłego w tym wszystkim to to, że Jordie pochwalił mnie przed szefem mówiąc, że od początku radziłem sobie świetnie (co nie było prawdą, ale nie narzekam)

Może mimo tego jego całego sceptyzmu i zimnej osobowości był całkiem miłym gościem, a przynajmniej w to chciałem wierzyć, bo teraz w każdy piątek będę z nim pracował przez kilka godzin.

Spojrzałem na zegar wiszący nad ladą z alkoholem. Była już 23:55 a my nie zaczęliśmy sprzątać.

W duchu liczyłem na to, że będę mógł dzisiaj pospać conajmniej 5 godzin, ale obiektywnie oceniając to nie jest to możliwe, z kilku powodów, po pierwsze podróż rowerem z Brooklynu do Wschodniego Harlemu zajmuje jakieś półtora godziny, po drugie, patrząc na aktualny stan rzeczy to skończymy sprzątać najwcześniej o 4 nad ranem.

Rozejrzałem się po sali i postanowiłem sprzątnąć najpierw kubki z niedopitymi napojami, których było wszędzie pełno.

Trochę tego nie rozumiem, wszędzie są kosze na śmieci, naprawdę, nie trzeba się wysilać żeby je znaleźć, ale ludzie i tak wolą pieprznąć wszystko gdzie popadnie i oczekiwać, że ktoś sprzątnie to za nich.

Głośno westchnąłem podnosząc z ziemi do połowy pełną butelkę alkoholu, w drugiej ręce trzymając kubek z kawą którą zrobił dla mnie Jordie twierdząc, że szybko spać nie pójdziemy więc mi się przyda.

Kawa była zimna i okropnie gorzka, ale nie narzekałem, moja przyjaciółka kiedyś ciągle powtarzała, że jak dają to mam brać a jak zabierają to uciekać, co jest naprawdę dobrą radą do której stosuję się do dziś.

Poszedłem przed siebie żeby zapytać Jordiego co mam zrobić z tą butelką, jednak nie zauważyłem pod nogami leżącego kabla i już widziałem jak lecę i rozbijam sobie głowę o ziemię.

Miałem naprawdę chujowe życie.

Dokładnie to sobie pomyślałem zanim zderzyłem się z podłogą.

Jednak zatrzymałem się w połowie lotu, na czymś równie twardym, ale zdecydowanie nie był to beton.

Uniosłem wzrok i zobaczyłem przed sobą te błękitne oczy.

Chłopak był cały w kawie i alkoholu w dodatku to on zderzył się z ziemią zamiast mnie, co mnie z jednej strony cieszyło a z drugiej strony było dla mnie żenujące, ale już lata temu zdążyłem się wyzbyć resztek wstydu.

I loved you in 1980 - BlWhere stories live. Discover now