002

4 1 0
                                    

Mój wzrok zatrzymał się na chłopaku w mniej więcej moim wieku. On również spojrzał na mnie.

Kiedy go ominęłam to czułam jego wzrok na sobie. Spojrzałam przez ramię na niego. Zauważając to odwrócił wzrok i poszedł.

Kolejne wspomnienie. Cholerne wspomnienie, które chce wymazać z pamięci. Chce zapomnieć o tym wszystkim. Zapomnieć albo przestać istnieć. Lub nigdy nie istnieć. Być tylko czyjąś wyobraźnią. Wykreowaną postacią. Fikcyjną postacią z filmu lub książki. Wytworem wyobraźni. Wszystkim byleby nie człowiekiem. Nie czymś co cierpi, ma uczucia. Wszystko sprowadza mnie na dno. Nie umiem tego zatrzymać. Nie potrafię.

Siedziałam w tym salonie dobrą godzinę mając twarz schowaną w dłoniach, na podłodze opierając się o sofę z podkulonymi nogami próbując nie płakać. Nienawidziłam siebie i jego. Musiał to zrobić. Musiał sprawić, że teraz siedziałam i powstrzymywałam łzy. Zapewne siedział teraz gdzieś, śmiał się. Robił sobie żarty ze mnie.

Nienawidzę go. Nienawidzę go. Nienawidzę go. Nienawidzę go. Nienawidzę go.

— Minah? Wszystko dobrze? — znajomy głos wyrwał mnie z krótkiego letargu. Uniosłam pospiesznie głowę i odwróciłam się do tyłu, a moim oczom ukazały się dwie znajome sylwetki. Jisung i Jeno.

Tylko co oni do cholery tu robili?

— Tak... — wytarłam rękawem bluzy łzy, które zdążyły zaschnąć na moich policzkach. — Tak, jest dobrze. Co tutaj robicie? — zapytałam wstając powoli.

— To Mark nie powiedział, że przyjeżdżamy? — zdziwił się Jeno — W sumie nieważne. Można było się spodziewać, że nic nie powie — westchnął głośno. Usiadł na kanapie odchylając głowę do tyłu. Spojrzałam na Jisunga, który posłał mi jedynie delikatny uśmiech.

— Chcecie coś do picia? Albo jedzenia? — zaproponowałam chowając ręce do kieszeni bluzy ukrywając trzęsące się dłonie. Oboje skinęli głowami i każde powiedziało co chce.

Ruszyłam do kuchni, w której zaczęłam przygotowywać im coś do zjedzenia. To było tak cholernie trudne z trzęsącymi się rękami. Kilka razy prawie mi talerze spadły. Upuściłam nóż i widelec. Szklanka z gorącą herbatą prawie mi upadła. Akurat w takim momencie musieli się pojawić. W najgorszej chwili. Oczywiście wiedzieli, że coś jest nie tak, ale woleli nie zadawać pytań. I słusznie. Nie musiałabym kłamać.

Z nadal trzęsącymi się rękoma zaniosłam talerze i szklanki do salonu, które postawiłam na stoliku do kawy. Chłopaki od razu zaczęli się zajadać.

***

W nocy obudził mnie głośny trzask drzwi. Jeno spał w pokoju Marka, a Jisung u mnie. Spojrzałam na blondyna, który spał jak zabity. Wypuściłam cicho powietrze z ust i wyszłam z łóżka. Od położenia stóp na zimną podłogę przeszedł mnie dreszcz. Sięgnęłam po bluzę z końca łóżka nakładając ją na siebie. Na palcach, aby nie obudzić Parka, podeszłam do drzwi od pokoju i otworzyłam je cicho. Opuściłam pomieszczenie, a kilka metrów dalej moim oczom ukazała się sylwetka Marka.

— Oh, Minah, obudziłem cię? Przepraszam — wybełkotał ledwo stojąc na nogach. Westchnęłam podchodząc do ciemnowłosego.

— Nie, przebudziłam się jakiś czas temu i zasnąć nie mogę — skłamałam. — O matko, ale cuchniesz — skrzywiłam się czując intensywny zapach alkoholu. Nie mówiąc nic więcej przerzuciłam jego rękę przez swoje barki i objęłam w talii pomagając mu dotrzeć do salonu. Położyłam chłopaka na kanapie biorąc jakiś losowy koc aby przykryć go. Po tym chciałam odejść, ale zostałam zatrzymana. Spojrzałam na nadgarstek, który złapał.

On żyje — i to wystarczyło aby moje oczy rozszerzyły się. Nie mogłam normalnie oddychać, wykrztusić z siebie słowa. Oddech ugrzązł mi w płucach. Serce zaczęło bić szybciej i choć chciałam cokolwiek zrobić to czułam się jakby ktoś przyczepił moje stopy do drewna, które robiło za podłogę.

Słowa Marka cały czas chodziły mi po głowie. Jakby ktoś je tam wszczepił.

On żyje.

My PrinceOnde histórias criam vida. Descubra agora