CONTROL III

35 2 0
                                    

   Thomas musiał przyznać, że Alfie miał rację.
A kiedy Alfie nie miał racji?
Bycie kimś zmarłym było lepsze, niż sobie wyobrażał. Szkoda mu jedynie było, że nie wpadł na to wcześniej, ale czy wszystkie sprawy wokół niego i ci wszyscy ludzie by mu na to pozwolili? Raczej nie. 
Wydawało mu się, że raczej zasłużył na tę krótką emeryturę, którą w końcu kiedyś musiał przerwać, ale teraz się nad tym nie zastanawiał, kiedy za nim płonął wagon w którym spędził prawie dwa tygodnie. Pewnie ktoś prędzej czy później go wytropi i pomyśli, że spłonął. Przekaże wiadomość jego rodzinie - tej, która jeszcze żyła, albo jeszcze go nie zostawiła. Był ciekawy jakby przyjęli to do wiadomości. Czy uwierzyliby, że Thomas Shelby postanowił nie odejść z hukiem?

Pokręcił głową, zamyślony. Nie chciał teraz nad tym główkować. Po prostu chciał zaznać spokoju wokół jedynej osoby, której ufał w stu procentach.
Śmieszne.

To takie niezdrowe, że ufał swojemu wrogowi bardziej, niż swojej własnej rodzinie. Rodzinę zawsze łączyła ta specjalna więź, ta sama krew, a co go łączyło z Solomonsem? 
Podniecenie i pożądanie, które było silniejsze niż zdrowy rozsądek. Niż te wszystkie więzi, które utrwalały się lub zanikały przez lata, dekady. 
Oczywiście nie mógł się do tego przyznać. To nie było akceptowane, to nie było dobre. Utraciłby w oczach wielu ludzi, może i nawet w oczach swojego własnego kochanka do którego właśnie się wybierał.

Pamiętał dokładnie ten dzień, kiedy ostatnio odwiedził go w jego domu. Pamiętał ten balkon i tę i te kamienie na plaży o które rozbijały się wściekłe fale. Pamiętał jak siedzieli razem ze sobą w jego sypialni, rozmawiając, a Thomas gdzieś w głębi duszy zazdrościł swojemu kochankowi, że wywinął się od śmierci i postanowił żyć jak duch, albo jak sam Solomons to nazwał - jak Bóg. 
Teraz już nie musiał przejmować się niczym i w końcu zaznał jak to jest. 

Od tamtego momentu wiele się zmieniło. Alfie skończył ze swoją brudną robotą bo miał w końcu na to pieniądze. Poznał jakąś kobietę. Ożenił się i sądzi, że już do końca swoich dni będzie żyć w spokoju.

Ale Thomas postawił, że nieco urozmaici jego nudnawe teraz życie.

Zatrzymał swojego konia gdzieś nieopodal aby wybadać najpierw teren. Nie był na tyle głupi, aby bez wcześniejszych oględzin okolicy wparować do domu Salomonsa jakby to była jego własność. Przywiązał zwierzę do jednego z drzew i spojrzał na ten ogromny dom. Na podjeździe stał tylko jeden samochód który od razu rozpoznał. Zapalił papierosa i odważnym krokiem ruszył w stronę drzwi wejściowych.

Zapukał.

Po chwili usłyszał dźwięk kroków, a ogromne, ciężkie drewniane drzwi otworzyła mu kobieta - sprzątaczka.

Odetchnął cicho z ulgą. 

— Och, pan Thomas. — wyszeptała kobieta, nie za bardzo wiedząc, czy powinna wpuścić go do środka. — Wszyscy myśleliśmy, że... 

— Zastałem Alfiego? — zapytał, powoli tracąc cierpliwość do nieznajomej.

— Tak, ale jest trochę zajęty, czy był pan umówiony na spotkanie? — zapytała, ale nie zdążyła doczekać się odpowiedzi kiedy brunet postanowił sam wprosić się do środka.

W środku było naprawdę ładnie. Tak, jak to zapamiętał - wiele złota i ozdób, ale z klasą i bez przesady.
Widać, że Alfie nie miał jedynie dobrego gustu jeżeli chodziło o mężczyzn.

Spojrzał na schody i zaczął powoli zmierzać w górę, wsłuchując się w klasyczną muzykę która dobiegała z pierwszego piętra. 
Pamiętał, że Alfie wspominał coś o swojej własnej operze, ale nie za bardzo pamiętał o takich pierdołach.
Słyszał jak sprzątaczka szła za nim, mówiąc coś o tym, że pan Solomosn będzie zły, że może ją zwolnić więc zatrzymał się na szczycie, westchnął, sięgnął do swojej kieszeni i wyciągnął kilka banknotów. 

CONTROL // T.S X A.SWhere stories live. Discover now