20.

442 27 2
                                    

Luca

Chciałem czuć się pewnie w tym miejscu, ale wcale tak nie jest. Obskurne miejsce, gdzie tynk odchodził od ścian, śmierdziało tu wilgocią i pleśnią. Dokładnie tak jak wtedy gry byłem w zamknięciu z moim synem. Wzdrygnąłem się na tę myśl. Miałem nadzieję, że już nigdy nie poczuję tej mieszanki zapachów. A jednak musiałem ją poczuć. Tutaj, w areszcie, gdzie czekałem na Sophie. Zamknąłem oczy i oparłem się rękami o stolik. Co ja najlepszego robię? Po co ja tutaj przyszedłem? Lucy kolejny raz miała rację, nie potrzebnie tutaj przyszedłem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, gdzie było kilku więźniów i odwiedzających. I choć jestem tutaj bezpieczny, wcale się tak nie czuję. Podniosłem wzrok, gdy zobaczyłem obok siebie strażnika, a zaraz obok niego Sophie. Nie taką ją zapamiętałem. Teraz miała przekrwione oczy, zapadnięte policzki, rozdwojone końcówki włosów. Wyglądała jak cień samej siebie. I ma to wszystko na własne życzenie. Skupiłem na niej całą swoją uwagę, chyba nigdy nie żywiłem do nikogo takiej nienawiści, jak właśnie do niej.

- Dziękuję, że przyszedłeś. - cicho się odezwała i usiadła na przeciwko. - Zależało mi, byś przyszedł.

- Czego ode mnie jeszcze chcesz? Po co chciałaś, bym przyszedł?

- Za trzy tygodnie jest proces. Wiem, że pójdę siedzieć, ale tylko od Ciebie zależy na jak długo. - ściągnąłem brwi. - Luca, wiem co zrobiłam i tego żałuję. Wiem, że skrzywdziłam twoją rodzinę. Ciebie, Lucy, Maxa.

- Chcesz bym kłamał, byś nie dostała większego wyroku? Czy ty siebie słyszysz? Sama jesteś sobie winna, wiedziałaś co robisz, Sophie. Wiedziałaś, że za to odpowiesz, jeśli bym się uwolnił. Gdybym zginął zresztą też. Policja wiedziała, że to ty. Dobrze wiedziałaś co Cię czeka, gdy policja Cię złapała.

- Dla mojego brata kłamałeś. - wbiła we mnie wzrok. - Dałeś mu szansę, żyje na wolności. Mateo też tam był, brał w tym udział.

- Źle połączyłaś kropki. Skłamałem dla niego, bo to on mi pomógł, to on pozwolił mi odejść, gdy znalazł mnie w lesie. On nigdy nie był po twojej stronie. Marnujesz tylko mój czas. - podniosłem się. - Mam nadzieję, że zgnijesz w więzieniu.

- Luca, proszę. - złapała mnie za rękę, wzdrygnąłem się i ją wyrwałem. - Nienawidzisz mnie, rozumiem. Obiecuję, że jeśli mi pomożesz, zniknę z waszego życia.

- Nie wierzę, że jesteś w stanie o coś takiego mnie prosić. Chciałaś nas zabić! Chciałaś zabić mojego syna! - tymi słowami zwróciłem uwagę wszystkich ludzi. - Mój syn ma prawie trzy lata, ma całe dzieciństwo przed sobą. Ma całe życie przed sobą, ale ty je zniszczyłaś. Zniszczyłaś życie mnie, Lucy, mojemu dziecku. Sobie zniszczyłaś życie. Mam nadzieję, że już nigdy więcej się nie zobaczymy. Nigdy Ci nie wybaczę tego co zrobiłaś. Nigdy.

Nigdy Ci nie wybaczę tego, że nie potrafię sobie z tym poradzić. Nigdy Ci nie wybaczę tego, że mój syn musiał przechodzić przez piekło. Nie zasłużyliśmy na to.

Po tych słowach wyszedłem, nie odwracając się. Gdy zgarnąłem wszystkie swoje rzeczy z depozytu, wyszedłem z aresztu. Odetchnąłem z ulgą będąc już za murami. Nie wierzę, że po tym wszystkim była w stanie mnie o coś takiego poprosić. Wsiadłem do samochodu i odjechałem do domu. Teraz muszę się skupić na czymś innym. Na czymś cholernie ważnym.

Lucy

Luca po wizycie w areszcie miał do nas przyjechać, ale napisał mi wiadomość, że chcę pobyć sam i przyjedzie później. Wiedziałam, że nie powinien tam jechać, ale jak zwykle musiał zrobić po swojemu. No nic, jest uparty jak osioł i nawet jakbym bardzo chciała, nie przekonam go do zmiany zdania.

Przetrwanie [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz