[]

87 7 19
                                    


To nie tak, że Wszechmogąca się jej bała. To była raczej zwykła fascynacja, połączona z mocnym uczuciem, że coś jest całkowicie nie tak.

Minęły dwa tygodnie, odkąd w Akademii pojawiła się tajemnicza Deszczoskrzydła, trzymając obok siebie mające może z rok lodoskrzydłe smoczę i twierdząc, że szuka swojego przyjaciela. Miała może siedem czy sześć lat. Żaden inny Deszczoskrzydły jej nie rozpoznawał, co teoretycznie nie musiało oznaczać niczego dziwnego - smoków było przecież tysiące, nie wszystkie znały się nawet z widzenia i nie wszystkie żyły w głównej Wiosce. Istniało kilka pobocznych skupisk w lesie, a były też smoki, które preferowały większe odosobnienie, co początkowo dziwiło Nocoskrzydłą, ale nie wydawało się szokować nikogo innego. Najwyraźniej Deszczoskrzydłe potrafiły być bardziej skomplikowane, niż początkowo zakładała. Na przestrzeni ostatnich lat nauczyła się traktować je bardziej jak smoki niż zwierzęta, ku niezadowoleniu jej matki, choć nadal trudno było o nich myśleć w kategorii innych, nie nocoskrzydłych ras. Stanowiły całkowicie osobne zjawisko, które nie było ani trochę tak łatwe do zrozumienia, jak się na pierwszy rzut oka wydawało.  

Wszechmogąca stała w drzwiach, próbując zignorować rozemocjonowanie zbiorowiska, które zebrało się wokół przybyszki rozmawiającej ze Słonko. Było to może z dziesięć smoków, ale tamtego dnia i tak nie czuła się najlepiej i kipiące uczucia grupy podekscytowanych pierwszoroczniaków, które już szumiały jej w głowie, nie były czymś, z czego szczególnie się cieszyła. 

Deszczoskrzydła przedstawiła się jako Pryzmat i powiedziała Słonku, że szuka swojego przyjaciela. Początkowo wszyscy zakładali, że chodzi jej o innego Deszczoskrzydłego, lub może Nocoskrzydłego, bo kogo innego mogłaby znać, żyjąc w swoim królestwie. Ale wtedy przybyszka pokręciła głową i nieco niepewnie wskazała na jednego z Nieboskrzydłych w tłumie.

"Nie. Wygląda jak on. Tylko jest trochę jaśniejszy i większy."

Latawiec. Szukała cholernego Latawca.


Oczywiście, że szukała Latawca. Była dziwna, pojawiła się znikąd, ze smoczęciem o którym nie mogła, albo nie chciała nic powiedzieć. Dlaczego nie miałaby szukać Latawca? Dlaczego nie miałaby znać kogoś, kto kiedyś też pojawił się prawie znikąd i zniknął wraz z kilkoma smokami, zapewniając dyrektorce dwa miesiące w szpitalu? Oczywiście, że chodziło o Latawca. Czemu by nie.

Nie to było w niej najdziwniejsze i Wszechmocna potrzebowała trochę czasu, żeby się o tym zorientować.  


Deszczoskrzydłej pozwolono zostać w Akademii, razem ze smoczęciem, które miała przy sobie. Najwyraźniej nikt nie miał innego pomysłu co z nią zrobić, a ona sama zdecydowała, że skoro to miejsce było jakoś związane z Latawcem, to nawet jeżeli już go tu nie ma, może się za jakiś czas pojawić i wtedy lepiej być w pobliżu. Było to głupie, ale nikt jej nie zakwestionował. Wszechmogąca wiedziała, że Królowa Gloria odwiedziła akademię i spodziewała się, że porozmawia z przybłąkaną Deszczoskrzydłą i zabierze ją ze sobą. Chyba liczyła na to bardziej, niż była w stanie przyznać, bo kiedy Jej Wysokość odleciała, a dziwna smoczyca pojawiła się na kolacji, coś wewnątrz Nocoskrzydłej skręciło się i nie chciało odpuścić przez następną godzinę. 

Czasem widywała ją w nocy, kiedy sama wybierała się na spacer po niebie. Było to dziwne, ale nie bardziej niż wszystko inne co z nią związane. Deszczoskrzydłe nie przepadały za ciemnością, smok z którym dzieliła sypialnię upierał się nad pozostawieniem zapalonej pochodni na całą noc i z tego, co się orientowała, nie był wyjątkiem. 

{to nie tak}Where stories live. Discover now