IV. Sposób, aby zaspokoić głód Eddiego Munsona.

803 67 139
                                    

Eddie siedział na kanapie, pijąc piwo i przełączając kanały w telewizji. Nudził się niemiłosiernie. 

Steve był w pracy, Dustin dzisiaj siedział w domu, opracowując coś nadzwyczaj tajemniczego, Jonathan nie odbierał, a miał przywieźć mu ubrania od kuzyna Argyle'a. Munson czuł się wystawiony. W dodatku miał zakaz kontaktowania się ze swoim wujkiem, o co prosił wiele razy. Nie dostał pozwolenia. 

Dzisiaj rano zapalił papierosa w salonie, przez co spotkał go największy opieprz w historii. Steve dobitnie mu wytłumaczył, że nie ma palenia w domu. Ma wyjść na zewnątrz lub palić przy otwartym oknie, ale to drugie ledwo tolerował. Eddie zrozumiał za pierwszym razem.

Kiedy na zegarze wybiła piętnasta, ktoś zadzwonił dzwonkiem. Mężczyzna zwlókł się niechętnie z kanapy i podszedł do drzwi. Wyjrzał przez judasza i kiedy zobaczył Jonathana, ucieszył się jak małe dziecko.

Otworzył od razu i zobaczył przed sobą starszego Byersa, trzymającego klatkę z dwiema kurami. Obok niego stał mężczyzna, który wyglądał, jakby był w innym wymiarze. W rękach trzymał duże pudło. To musiał być Argyle.

Mężczyźni po krótkim przywitaniu weszli do mieszkania. Odłożyli pudło i klatkę gdzieś na bok. Eddie widząc dwie niewinne kury, poczuł jakiś dziwny głód.

– O, ziom, wyglądasz zupełnie jak mój kuzyn za młodu. – odezwał się przyjaciel Jonathana. Munson myślał, że to on ma długie włosy, ale widząc Argyle'a, zmienił zdanie. – Jestem Argyle.

Wyciągnął rękę w stronę wampira, a ten uściskał ją od razu. Uśmiechnął się do niego, ukazują swoje kły, na co mężczyzna lekko uniósł brwi.

– Wow, ziom, ale masz zęby. Mogę dotknąć? – spytał, wyciągając rękę w stronę ust Eddiego. Przejechał palcem po jednej z kieł. – Jakie ostre. Fascynujące...

Munson lekko się skrzywił, czując słony smak w ustach. Tak, Argyle koniecznie musiał umyć ręce. 

– Stary. – zaczął Jonathan, kładąc dłoń na ramieniu swojego przyjaciela. – Pokaż nam lepiej, jakie cudeńka przywiozłeś.

Byers wraz z Munsonem usiedli na kanapie, a przed nimi stanął Argyle, kładąc wielkie pudło na stoliku między nimi. Eddie w międzyczasie odżywiał się kurami. O dziwo lub nie, pozostali mężczyźni totalnie nie zwrócili na to uwagi. Widzieli pewnie dziwniejsze rzeczy.

– Mój jakże wspaniały kuzyneczek podarował ci około siedem par spodni i mnóstwo jakiś T-shirtów. Trochę bluz, jakieś czapki, bandany. – mówił, grzebiąc w paczce. – Nawet kurtkę i buty. Ziom, odpicujemy cię tutaj jak na Święto Dziękczynienia. 

– Na takie coś chyba nie zakłada się podartych spodni i koszulek z diabłem. – zauważył Jonathan, a Eddie pokiwał głową.

– Ziom, pocisnąłbym ci teraz, ale zapomniałem, co chciałem powiedzieć. – powiedział Argyle i ponownie zwrócił się do Eddiego. – Stwierdziłbym, że powinieneś sobie to przejrzeć, ale zrobisz to, jak pojedziemy. 

Jonathan spojrzał na swojego przyjaciela pytającym wzrokiem.

– Mój nowy przyjacielu, chciałbyś spróbować Palmę Rozkoszy? – spytał, wyjmując coś ze swojej kieszeni.


Steve Harrington był nadzwyczaj zadowolony z dzisiaj. Umówił się na kolejną randkę z Helen, która miała się odbyć na następny dzień, dowiedział się od Robin, że jej wypad z Vickie był naprawdę udany, a najlepsze było to, że dostał numer od naprawdę pięknej szatynki. Czuł się jak bóg. 

Mężczyzna wszedł do domu i już w wejściu poczuł dziwny odór. Kiedy zjawił się w salonie, o mało nie zemdlał. 

Jonathan leżał na kanapie, czytając czasopismo do góry nogami, Argyle próbował wcisnąć się w różowe dżinsy od Murray'a, a Eddie siedział na podłodze, układając piramidę ze zwłok kur. Steve złapał się za głowę. 

Uchylone okna ||Steddie||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz