Odrabiałam zadanie domowe z biologii, bo Chaplin nie miała litości już pierwszego dnia, jednocześnie rozmawiając przez telefon z Roxanne. Gdyby nie ona, przeszłabym załamanie nerwowe związane z tym przedmiotem.
— Myślę, że Rose desperacko potrzebuje faceta — stwierdziła Roxy, a ja zaśmiałam się pod nosem. — Nie tylko faceci potrzebują seksu.
— Nie wiem, czy jakiś by wytrzymał z panią profesor — westchnęłam ociężale. — Myślisz, że Max włoży jakiś wkład w wasz projekt?
— Nie sądzę — odparła zawiedziona — Nie obraź się, ale twoja platoniczna miłość nie jest okazem wysokiej inteligencji.
— Chyba nie jest aż tak źle. — stwierdziłam z nadzieją.
— Lara, minęły dwa lata. To ten przypadek, w którym nie mądrzejesz ani trochę, ale postaram się wyłuskać co z niego najlepsze i jako dobra przyjaciółka będę mu sprzedawać gadaki o tobie — uśmiechnęłam się pod nosem. — A ty i Killian? Jak zamierzasz to rozegrać.
— Umówiłam się z nim w Conor's, za godzinę się widzimy — wyjaśniłam. — Chcę mieć projekt z głowy, żeby szybciej mógł się zająć Alieen, bo wtedy ja będę miała Maxa.
— Daj znać, czy przyjechał mustangiem — zaczęła się śmiać. — Stara, mówię ci. Mój dziadek jeździł tym samym modelem, którym jeździ Moore.
— Odnoszę wrażenie, że ten chłopak w ogóle jest jakiś odklejony. — spojrzałam na mój egzemplarz Opowieści o dwóch miastach.
— Oczy się nie zmieniają. — powtórzyła Roxanne, zanosząc się śmiechem.
— Creep. — cmoknęłam z dezaprobatą. — Dobra, koniec pogaduch, idę się przebrać i będę wyruszać, zanim mama wróci z pracy i nie zaproponuje podwózki.
— Paa. — usłyszałam tylko, zanim się rozłączyłam. Zamknęłam zeszyt z biologii z hukiem, zgarnęłam długopis, lekturę i wrzuciłam do małego brązowego plecaka, aby następnie zmienić tylko górną część garderoby na coś luźniejszego, bo półgolf w paski zaczął mnie uwierać.
— Dokąd to? — zatrzymał mnie zaskoczony tata, kiedy schodziłam po schodach.
— Może nie uwierzysz, ale w szkole zadają projekty do zrealizowania z innymi uczniami, woah! — rzuciłam ironicznie. — Idę się spotkać w tej sprawie z moim partnerem. — wskazałam palcem kierunek przede mną.
— Podwieźć cię? — zapytał z troską.
— Dziękuję, ale nie trzeba — pocałowałam go w policzek — Nie baw się w mamę, proszę. — Złożyłam dłonie jak do modlitwy, zasalutowałam i wyszłam wesoło z domu, po raz pierwszy od bardzo długiego czasu bez żadnej przyzwoitki.
Byłam w Conor's Goods dokładnie po dwudziestu minutach. Zresztą w tym miasteczku wszystko było obok siebie, taka już ich przypadłość. Małych miasteczek.
Kiedy tylko pchnęłam drzwi, rozbrzmiał dzwonek, a ja z uśmiechem skierowałam się do lady, gdzie powitała mnie Mindy. Miała może z pięćdziesiąt lat i pamiętała, jak byłam w pieluchach.
— Larissa! — ucieszyła się. — Jak dobrze cię widzieć, kawowy romans? — zagadnęła z uśmiechem, a ja potwierdziłem skinięciem głowy, rozejrzałam się po lokalu i w jego kącie dostrzegłam czekoladową czuprynę i kurtkę z naszywkami.
Odebrałam swój koktajl z fioletową słomką i zajęłam miejsce naprzeciw Killiana, rzucając plecak obok siebie na zielonej kanapie. Chłopak wyjął z uszu słuchawki i zaczął się na mnie patrzeć wyczekująco. Żadne z nas się jednak nie odzywało.
CZYTASZ
Świece znów zapłoną
Teen FictionLarissa z powodu wypadku prawie trzy lata spędziła w domu, tracąc przy tym wkraczanie w życie nastolatki. Po powrocie do szkoły w jej głowie pojawiła się myśl, że może uda jej się bliżej poznać jej dziecięcą miłość. Nie przewidziała tylko, że Maxem...