XII

453 25 7
                                    

Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w krótką wiadomość na moim telefonie:

„Cześć, dawno nie gadaliśmy... Co u Ciebie? Może gdzieś wyskoczymy, albo skończymy budować tą Gwiazdę Śmierci?
Ned"

Faktycznie. Dawno. Odkąd MJ zaginęła. Przestaliśmy razem jeść na stołówce, spotykać się na mieście, czy zwyczajnie rozmawiać. Poza powiedzeniem „hej" na ulicy przestało Nas cokolwiek łączyć.

- Coś Ty tam przeczytał, że się tak zamyśliłeś - On nie wyszedł z pokoju? Kurwa. On nie wyszedł. Albo wszedł spowrotem. Po chwili się zaśmiał. - Spoko nie wtrącam się w Twoje życie prywatne. Ale to od Twojej dziewczyny?

- Co? Nie, to Ned. To... Ciężko określić.

- Jesteś bi?

- Skąd to pytanie? A... Nie. Ned jest... Był moim najlepszym przyjacielem? Trochę... Długo nie rozmawialiśmy. I tyle. Nic więcej.

- Dobra. Miałeś przyjść. Chociaż z Nami posiedź. Nie gryziemy, spytaj Elizabeth.

- Nie, dzięki. Świetnie się czuję tutaj. Naprawdę.

- Nie będę Cię przecież zaciągał siłą do jadalni. Ale skoro nie siłą...

Pan Stark spojrzał w stronę łóżka i rzuconego na nie przedmiotu, po czym sam szybko się na niego rzucił, jakby spodziewał się, że będę się bardzo opierać przed jego zabraniem. Dopiero w tej chwili zobaczyłem, że był to mój telefon. I wszystko byłoby w porządku, jakby nie był on odpalony i to jeszcze na konwersacji z Nedem...

- Ile dajesz „j" przy zakończeniu „hej"? Lepiej by było jakby ta wiadomość była w Twoim stylu - chwila, co...

Tym razem coś się we mnie zagotowało. On jest jakiś niepoważny. Ja nie chcę... Zmieniłem się, to nie ma sensu.

- Oddaj mi ten telefon - zażądałem.

- Już, tylko skończę pisać i wyślę. Zaproszę Go tu. Wie, że jesteś adoptowany? Tak? Nie? Dobra, to tylko wspomnę, że w Stark Tower. Wysłane. A teraz telefon zabieram. Patrz, wyłączyłem. A właściwie to sam się wyłączył, bo się rozładował. Więc już nie odpalę. Nie znam ani pinu do karty SIM ani hasła - stwierdził machając mi telefonem przed oczami. - Chodź jeść.

Wyszedł. Nazwyczajniej w świecie wyszedł. Posrało Go chyba.

- Friday, nie waż się nikogo wpuszczać - rzuciłem w przestrzeń. - I otwórz okno.

Włożyłem na siebie strój Spidermana i poleciałem w kierunku Queens. Początkowo mocno zdenerwowany wyrzucałem pajęczyny w kierunku budynków, ale z czasem uspokoiłem się na tyle, że zacząłem pomagać. Co uspokoiło mnie jeszcze bardziej.

Bardzo późnym wieczorem, wciąż w stroju Spidermana (bo komu by się chciało przebierać w cywilne ubrania) skoczyłem na mój ulubiony dach.

Z nadzieją na samotność zaciągnąłem się dymem z papierosa i powoli wypuściłem go z płuc. Z tym, że tym razem nie siedziałem na skraju i nie obserwowałem Avengers Tower, tylko kręciłem się w kółko wciąż nie mogąc zapanować nad emocjami.

Przecież całe Jego postępowanie było bezpodstawne.

Dobra, chuj z tym telefonem. Ale ta wiadomość... Nawet nie wiem co tam napisał. A z całą pewnością nie było to nic dobrego dla mnie. Zmieniłem się. On tego nie rozumie. Nie rozumie, że Ned przyjaźnił się z Peterem Parkerem, a nie tym czymś, czym teraz jestem.

Nie wie, co przeżyłem... Nie wie, w jak wielkim stopniu narażam wszystkich, którzy się ze mną zadają.

W jak wielkim stopniu narażam Jego... Bo chcąc, nie chcąc, mam nadzieję, że wszystko z Nim będzie dobrze.

Nie wiem ile siedziałem na dachu. Wiem tyle, że zdążyłem skończyć moją ostatnią paczkę papierosów. I wciąż siedziałem. Nie chciałbym znowu spotkać się ze Starkiem i znowu przeżywać wszystko od nowa. Ale tak będzie. Obiecałem kurwa sobie, że zrobię to dla Lizzie. Ale ja nie mam na to siły. Dlaczego On nie może zwyczajnie odpuścić?

Rzuciłem gdzieś maską i gwałtownie wstałem. Pokręciłem się i znowu przysiadłem. I tak parę razy, aż w końcu przy którymś okrążeniu poczułem coś na swoim ramieniu.

Złapałem za dłoń, która wcześniej dotknęła mojego ramienia i przerzuciłem osobę, do której należała, przez bark.

- Hej Pajączku - powiedział mój przyjaciel od bezsensownych rozmów, który obecnie leżał na betonie i kompletnie się tym nie przejmował. - Dlaczego w sumie zawsze mnie atakujesz? Nie masz tego swojego zmysłu?

- Właśnie ze względu na to, że go mam. Ostrzega mnie, że się skradasz, ale nie wiem, że to Ty. Nie jestem jasnowidzem.

Pomogłem wstać Kosmicie, chociaż było to trudne ze względu na moje trzęsące się już dłonie.

- Przepraszam, że ostatnim razem tak uciekłem, Peter. Dobrze pamiętam?

- Tak.

- Powiem Ci, że przemyślałem sobie dużo. Też sporo się dowiedziałem. W najbliższym czasie będę w Stark Tower. I raczej już tam zostanę. Raczej w więzieniu. Chyba, że brat stwierdzi, że jednak warto mnie uratować... Będzie też sporo innych osób... Ale poznasz mnie. O ile tam będziesz. Wiem, że mnie poznasz.

- Do czego zmierzasz?

- Będę prawdopodobnie w czymś zielonym... A teraz przepraszam, zostałbym dłużej, ale nie mogę i niestety muszę już iść. Cześć, Peter.

Jak mam Go niby poznać?

Lost | irondad | złσ∂zιєנкα мαяzєńWhere stories live. Discover now