Rozdział 8: Molestujemy Czarnych Panów

1.5K 115 68
                                    

Dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. Niebo miało kolor delikatnego srebra, a wiatr nieśpiesznie przesuwał chmury, ocierając się o niczego nie spodziewających się uczniów, którzy odważyli się usiąść na trybunach stadionu. Gdyby nie było wiatru, wszystko byłoby w porządku, w gazetach nie zapowiadano deszczu. Szczerze mówiąc, dlaczego najzimniejszy dzień listopada przypadł na ten sam dzień, w którym postanowiłem obejrzeć mecz Quidditcha?

Zacząłem się tulić do Pansy, żeby się ogrzać.

- Przypomnij mi jeszcze raz, dlaczego jestem tu na tym mrozie? Przecież ja nawet nie lubię Quidditcha. - Roześmiała się, a ja z kolei zamieniłem się bardziej w pingwina, żeby wysączyć jak najwięcej ciepła. Ciekawe, gdzie byli Hermiona i Ron? Spojrzałem na sekcję Gryffindoru, ale było zbyt dużo czerwieni, żeby wyłowić ich wśród morza szkarłatu.

Drużyny ustawiły się na pozycjach i poświęciłem ułamek sekundy na wyrzeczenie się ciepła, by pomachać do Draco, który skinął na mnie ze swoim zadowolonym, ślizgońskim uśmiechem gnojka. Przewróciłem oczami, gdy zauważyłem jak Flint ciska we mnie sztylety samym spojrzeniem. Okej, w gorącej wodzie kąpany, wiem, że próbujesz sięgnąć głęboko do swoich gargantuicznych korzeni, ale jeśli będziesz to kontynuować, twoja twarz zamarznie. No ale, to mogłoby być lepsze rozwiązanie.

Drużyny wsiadły na swoje miotły i wraz z rzuceniem kafla rozpoczęła się gra.

Ślizgoni pędzili przez boisko na swoich nowych miotłach. ścigający kontra ścigający, zabierając kafla, a następnie lecieli z karkołomną prędkością w kierunku bramek, aby odebrać swoje punkty. Gra toczyła się od mniej niż pięciu minut, a Slytherin zdobył już cztery bramki.

- Kolejna bramka strzelona przez ślizgonów, którzy mają niesprawiedliwą przewagę dzięki swoim nowym Nimbusom 2001 i wykorzystują każdą szansę, jaką mają-.

- JORDAN!

I tak pięć razy.

Przechyliłem się do przodu, by obserwować mecz. Sport to nie moja działka, ale uwielbiałem strategię i organizację, więc to był dobry substytut. Nie chciałem tego przyznawać ale... drużyna Slytherinu po prostu wydawała się bardziej zdyscyplinowana. Ścigający oddaleni byli od siebie tylko o długość, z której zawodnik może rzucać, podczas gdy pałkarze pozostawali minimum 3 metry pomiędzy Ścigającymi, co dawało bardzo wąską formację. Tłuczek zbliżył się do Flinta i jeden z pałkarzy złapał go w zasięgu wzroku, uderzył w piłkę, a następnie wrócił na swoją pozycję; wspomniany tłuczek ledwie ominął Angelinę Johnson o kilka centymetrów. Draco krążył po stadionie w ślimaczym tempie, oczy przesuwały się po okolicy w poszukiwaniu znicza, ale wydawało się, że cały czas trzyma się w zasięgu któregoś z pałkarzy.

Na przeciwległym końcu spektrum... byli Gryfoni.

Każda osoba miała swoje własne talenty z miotłą. Katie Bell zawsze wiedziała, kiedy lecieć nisko, żeby zdobyć Kafel, a bliźniaki były cudowne w grze w gorącego ziemniaka z kaflem. Ale jako drużyna byli zdezorganizowani. Kiedykolwiek Katie dostawała Kafla, Angelina i Alicja były kilka metrów dalej, zwykle rozproszone przez jednego ze Ścigających Slytherinu i zawsze zabierano im piłkę, kiedy próbowały ją rzucić. Byli zbyt rozrzuceni, a ich szukający pozostawał nieruchomy, co było u gryfonów jedyną taktyką, bo pozwalało to bliźniakom go bronić.

Dodajmy do tego czynnik, że przez ich o wiele wolniejsze miotły, była to niezrównoważona gra. Dlaczego szkoła nie regulowała i nie dostarczała mioteł do gier, żeby było sprawiedliwie i w oparciu o talent i umiejętności, a nie bogactwo? Hogwart z pewnością miał wystarczająco dużo pieniędzy.

Draco przeleciał obok naszego obszaru i pomachał do nas z bezczelnym uśmiechem. Wyglądał na tak dumnego, że ma okazję być częścią drużyny i popisywać się swoimi umiejętnościami dla całej szkoły. Wyminął jedną pętlę, równocześnie unikając tłuczka, który przeleciał zaraz obok niego i po chwili zawisł w miejscu jakby w coś wpadł.

(2) Harry Potter and- Oh God, Not this Guy  || tłumaczenieDonde viven las historias. Descúbrelo ahora