Rozdział 10: Czy Ktoś Wie, Jak Się Pozbyć Plam Mózgu z Szat?

1.4K 134 54
                                    

McGonagall nie weszła ze mną do gabinetu Dumbledore'a. Ale odezwała się, zanim wszedłem na schody.

- Tym razem przymknę oko, panie Potter, bo wiem, że to był dla pana trudny tydzień i... bez wątpienia mógł pan uratować życie temu chłopcu. Ale wiedz, że to jedyny wyjątek, jaki zrobię. - Odwróciła się plecami, ale nie odeszła. - Pamiętaj, że twój esej ma być oddany jutro.

- Tak, pani profesor... - Wyszedłem na schody i oddaliłem się od starszej kobiety.

Potarłem skronie, wchodząc do gabinetu Dumbledore'a,, potrójnie sprawdzając czy moja torba jest na miejscu. Z każdym razem jak tu przychodzę, jest coś nowego na co popatrzeć. Książki, nadal marnie poukładane wraz z niezliczonymi bibelotami i wihajstrami, które prawdopodobnie mogły mnie zabić, jeśli zbyt głośno będę oddychać. Ale to brak konkretnego staruszka za biurkiem najbardziej mnie zdziwił, cała adrenalina i panika z wcześniej opuściła moje ciało.

- Halo? - Zawołałem. - Dyrektorze? - Ale nie było odpowiedzi.

Cóż... jego błąd, zostawiać dwunastolatka sam na sam ze starożytnymi magicznymi artefaktami.

Chociaż unikałem dotykania czegokolwiek oraz zbliżenia się do Fawkesa w przypadku jakby miał odpalić kolejną cutscenkę - Przestań Harry, to nie jest gra - znalazłem swoją nagrodę. W głównej części tyłu gabinetu stała szklana szafa. Złote pnącza oplatały krawędzie szkła, a wewnątrz na podstawce znajdował się miecz Gryffindora.

Powoli odetchnąłem i oblizałem zaschnięte usta, rozglądając się, czy aby Dumbledore nie postanowił się właśnie teraz pojawić, ale wciąż stałem tu sam, no z wyjątkiem ognistego ptaka. Podszedłem do wystawy, lekko biegnąc palcem po złocie, nie pozwalając sobie na więcej dotyku, unosząc dłoń zaraz nad mieczem, kiedy głos przerwał ciszę i niemal wygonił mnie z własnej skóry.

- Czy reinkarnowany wie jak dzierżyć miecz? - Zapytała stara tiara ze swojej półki. - Twój umysł podpowiadał, że nigdy nawet nie trzymałeś broni w rękach.

- Na Merlina! Wystraszyłeś mnie! Łał... no dobra... znaczy no... nie, nie miałem nigdy miecza w rękach. Ale wiem, że cię to tak naprawdę nie obchodzi. - Odpowiedziałem i wróciłem do podziwiania złotych wici. - Nie mogę... nie mogę już dłużej czekać. Muszę się pozbyć bazyliszka zanim kolejny mugolak ucierpi. Ocaliłem Justina, ale co jeśli to doprowadzi do szybszej petryfikacji Hermiony... albo gorzej...

- Ach... boisz się konsekwencji swoich czynów, mylę się? - Zadumał kapelusz. - Masz pełne prawo się bać, ale jest tak jak powiedziałeś; Hogwart jest w niebezpieczeństwie i czujesz się zobowiązany, aby coś z tym zrobić. Ochroń tych, których kochasz.

- Dobra... Masz coś przeciwko jeśli pożyczę ten miecz?

Pauza.

- Przebiegłe dziecko. Nie mam żadnych argumentów. Ale jest to starożytna relikwia, do której jestem przywiązana i Dumbledore nie otwierał tej szafy od lat. Jestem przekonana, że nie będziesz w stanie...

- Och! Tu jest zatrzask!- Klik.

- ...jej otworzyć....

Ostrożnie wyjmując srebrny miecz, podziwiałem jaki był lekki. Nosiłem już koty o wiele cięższe niż ta starożytna broń. Raz jeszcze sprawdzając czy Dumbledore się nie pokazał, otworzyłem swoją torbę i natychmiast wepchnąłem w niekończącą się otchłań miecz i ją zamknąłem.

Poszło zaskakująco łatwo.

Mając to z głowy, powoli wróciłem do miejsca gdzie siedział Fawkes, biedny ptak stanął w płomieniach i obrócił się w popiół, gdy tylko się zbliżyłem. Podskoczyłem lekko, nie spodziewając się, że tak szybko umrze. Czując za sobą czyjąś obecność, odwróciłem się, by spojrzeć prosto w błyszczące niebieskie oczy Dumbledore'a.

(2) Harry Potter and- Oh God, Not this Guy  || tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz