Prolog

11 2 0
                                    

Była ciemna, jesienna noc, osada nie tętniła dziś życiem, jakby zamrożona w czasie.
Jeśli nie liczyć rżenia dwóch koni czy odgłosów krowy, która, podjadając zawartość swego siennika, za każdym razem uderzała rogami w belkę szopy.
Owa belka, co Håkon zauważał wielokrotnie, zawieszona była zbyt nisko, więc zwierzę siłą rzeczy musiało z nią walczyć o swoje pożywienie-  dobrej widocznie jakości, skoro było w stanie z zapamiętaniem bić się z konstrukcją, by zjeść akurat z konkretnego miejsca, choć sienniki takie ustawiono jeszcze dwa, w dodatku w nieco bardziej dostępnym miejscu.
Zwierzęta...
Pomyślał liczący sobie około dwudziestu zim młody osadnik.
Håkon Svärtskaggi, bo tak go nazywano, chociaż lubił zwierzęta, to nie rozumiał jednej rzeczy- dlaczego bogowie uczynili je tak głupimi ?
Nie zastanawiał się nad tym zbyt długo- chciał jak najszybciej zakończyć ten długi dzień, napić się piwa lub miodu- to drugie szczególnie go interesowało, jednak nie miał na razie pieniędzy by zapłacić.
Wiedział jednak, że stara Hulda pozwoli mu się napić.
Przecież uratował on kiedyś jej męża, Throra, gdy ten zgrzybiały głupiec w pijanym widzie umyślił sobie, że Jörmungand, wąż, który swoimi rozmiarami jest w stanie opleść cały Midgard, złapał się w jego sieci...
O ile Thror faktycznie złapał węża- o tyle bardziej prawdopodobnym jest, że nie miał on ochoty na wojnę z bogami- nie ten.
Ten co najwyżej wolałby ukąsić starca w rzyć- co było w pełni zrozumiałe.
Młodzian usłyszał kroki za swoimi plecami, jednak nie był zaskoczony.
Doskonale rozpoznał ten chód- to Kalf, jak nazywali go niektórzy osadnicy za plecami- Kalf Järnröv...
Czemu "Żelazna Rzyć" ?
Był aż tak twardy ?
Skądże ! Przydomek Kalfa wziął się stąd, że spity miodem jegomość musiał pewnego razu usiąść, by zachować równowagę- i to jak najszybciej.
Na jego nieszczęście jednak miał za plecami nie stołek, którego oczekiwał.
Zamiast tego z całym impetem opadł do gara, który Hulda umyła przed rozpoczęciem przygotowań do uczty na cześć pełnoletności tego niespotykanych rozmiarów jegomościa...
-BUUUUHHHH !!!!!
-Nie przestraszysz mnie, Kalf.
Powiedział Håkon, zatrzymując się i obracając w stronę towarzysza.
-Znów nie dałeś się nabrać, Czarnobrody...
-Proszę cię, twoje kroki słyszałem już z kilkunastu końskich kłusów. Jeśli chcesz bawić się w straszenie ludzi, musisz chodzić ciszej- gdybyś miał podejść do okiennicy domu którejkolwiek z dziewek to zaręczam ci, że ludzie tacy jak Guthrum Zrzęda wiedzieliby doskonale że idziesz i zdążyliby wyjąć włócznię na niedźwiedzie ze składziku...
-Eee tam, marudzisz, Sztywnobrody...
-Ja... Sztywny... ?
-Tak... Nawet pić nie umiesz.
-O co się zakładamy, że przepiję cię, nim kur zapieje trzykrotnie ?
Kalf myślał jakiś czas, drapał się po rudej czuprynie, unikając spojrzenia stalowych oczu swego druha...
-WIEM !
-Czekam z niecierpliwością.
Powiedział Håkon z udawanym wyrazem ekscytacji.
Gruby mężczyzna przestąpił z nogi na nogę, a niecierpliwiący się Håkon zważył sakiewkę w dłoni.
W końcu Kalf namyślił się wystarczająco długo...
-W karczmie zaczepisz Jordis i pójdziesz z nią na spacer.
Czarnobrody był zaskoczony... Skąd on wiedział... Czy mógł wiedzieć...
Zwyciężyła męska duma.
-Zgoda... Ale ty wiesz, że wisisz mi kolejkę po tym, jak przegrałeś nasz mały zakład ?
-Ooojjj taaam... No co ja poradzę, że wtedy podczas treningu....
-Twoja włócznia wyskoczyła z portek ?
Håkon zaśmiał się, tym razem zupełnie szczerze.
-Dobra weź już...Zbliżamy się do karczmy, cicho.
Burknął Kalf, który widocznie miał poważny problem z bronią drzewcową.
Czarnobrody otwarł drzwi.
Wśród pieśni Mikaela, nietutejszego barda, który wśród mieszkańców uchodził za syna samego Baldura, najpiękbiejszego z bogów- złote, długie włosy, szczupła sylwetka, ostra twarz czyniły go w istocie pięknym- ubrany w wytworną szatę, która może niespecjalnie dodawała mu męskości, za to przypominał istotę, którą kristmadr Ogmund nazywał aniołem- taką ichnią walkirią, jak wyszło z porównań dokonanych przez Håkona, który zawsze uważał barda za...Innego.
Podczas, gdy, jako mali chłopcy, każdy biegał po osadzie by okładać się bezlitośnie patykami, Mikael albo rzępolił na harfie, albo układał wierszyki.
Håkon nie miał w tej chwili ochoty na rozmowę z bardem, ponieważ tak bardzo zaschło mu w gardle od rozmowy z Kalfem, że koniecznie musiał się czegoś napić.
Podszedł śmiele do szynkwasu, za którym siwowłosa już Hulda właśnie napełniała czymś drewniany kubek.
-Już wiem, po co przyszedłeś, chłopczę.
Powiedziała kobieta śmiejąc się.. Jakoś tak ciepło i szczerze.
Gdyby miał wskazać najmilszą osobę w tej osadzie, Hulda bez wątpienia byłaby pierwszą osobą, o której by pomyślał.
Hulda mimo siwych włosów wydawała się być niezniszczona czasem- zmarszczek praktycznie nie miała, co w jej wieku mogło oznaczać tylko dwie rzeczy- albo uprawiała ona Seiđr, albo podpijała bogom ich święty miód- innego wytłumaczenia być nie mogło.
  -Siadaj, już nalewam !
  -Jesteś poprostu wspaniała... Za dobrze mnie znasz.
-Ciebie, twojego ojca... Znam tu wszystkich, i to lepiej niż wy znacie samych siebie.
Ubranie Huldy stanowiła suknia z szarego materiału, przepasana w bardzo szerokich biodrach rzemieniem, który klłysał się z każdym jej ruchem, a skórzane trzewiki z drewnianą podeszwą stukały raz po raz o podłogę.
Håkon obrócił się do Huldy bokiem i złapał się za zadbaną, czarną brodę.
Ubrany w białą koszulę, brązowe skórzane spodnie i dobre, wysoko wiązane buty wyróżniał się trochę w tłumie nieco ciemniej ubranych osób.
  -Oto twój miód, chłopczę... Dziś pierwszy na mój koszt.
-Dziękuję. Słyszałaś może ostatnio coś ciekawego ?
-Słyszę tu pełno rzeczy... I jest też kilka, które mogłyby cię zainteresować.
  Mężczyzna oparł się łokciami o blat.
Hulda rozejrzała się wokół i przybliżyła się do młodzieńca, po chwili ciszy zagadując go znowu.
-Jordis szuka męża...
-Nasza...Jordis... ?
Hulda spojrzała na niego z dziwnym uśmiechem.
-Tak...NASZA Jordis.
Powiedziała z pewnym naciskiem.
Zdziwiony Håkon chyba upadłby na ziemię, gdyby nie skorzystał z propozycji Huldy.
Gospodzina ruchem głowy wskazała siedzącą samotnie kobietę...
Jaka ona była piękna...
Złote włosy spływające kaskadą pozornego nieuczesania na jej blade ramiona, ubrana w bezrękawnik z barwionej skóry, buty do jazdy konnej i spodnie z wyprawionej skóry...
Choć Håkon widywał ją w swoim życiu wiele razy miał wrażenie, że się w jakiś sposób zmieniła...
Pamiętał, jak biegali po łące, gdy byli jeszcze mali...
Mężczyzna wstał... Gospodyni wetchnęła tylko i podeszła do beczki, by nalać piwo jakiemuś podróżnemu.
Håkon stanął nad stolikiem, a dziewczyna spojrzała wyżej...
Jej niebieskie oczy prawie go zabiły.
Zaniemówił.
- Håkonie...To ty ?
Dopiero się otrząsnął, porażony jej pięknem.
-Tak... Witaj...
- Siadaj, widzę, że zaraz padniesz z wrażenia.
Uśmiechnęła się do niego tak...
Ciepło.
Po chwili dopiero Håkon odzyskał głos...Chrząknął.
- Przejdziemy się ?
- No jasne. Mam ci tyle do opowiedzenia... Pamiętasz, jak nie było mnie w osadzie przez pewien czas ?
-Tak.
Jordis wstała, jakby przypomniała sobie, że jeszcze nie wyszli.
-To wyjdziemy ?
Spojrzała na niego.
-A... Tak...
Wychylił szybko miód i wstał, a gdy się odwracał, uśmiechnięta Hulda pokręciła głową.
Gdy wychodzili, Svärtskaggi otworzył drzwi, a gdy wyszła, zamknął za nimi obojgiem.
-Więc o czym kowale i wojownicy zwykle rozmawiają z kobietami ?
Zadała to pytanie, jakby zmierzała do czegoś, co spodziewała się usłyszeć.
-Cóż.. Pewnie pytają gdzie były, jeśli nie widzieli ich tak długi czas.
-Znasz mojego ojca, Horika... Zawsze szuka powodów, aby gdzieś się stąd wyrwać. Z resztą jesteście podobni.
Håkon uśmiechnął się.
-Tak... Gdybym tylko poznał szlaki twego ojca, czekałaby mnie wieczna sława.
- I bogactwa.
- Do tego akurat mi nie spieszno.
- A do czego ?
Mężczyzna namyślił się. Po chwili podjął rozmowę.
-Chcę zaskarbić sobie sławę. Być kimś więcej niż poławiaczem ryb czy nawet kowalem, choć bardzo to lubię, to zauważyłem pewną istotną kwestię.
- Jaką ?
Zainteresowała się kobieta.
-Widzisz, jeśli jest się wojownikiem, ludzie cię szanują. Odkrywcy i podróżnicy zawsze mają o czym opowiadać przy stole, a wojowie zajmują sobie miejsca przy stole Odyna, by najeść się, napić oraz trenować, aż do nadejścia Ragnarök- największej z bitew...
- Czy wyglądam jakbym cię nie szanowała, Håkonie ?
- Wręcz przeciwnie. Dziwi mnie, że to robisz... Od dawna nie wtpływałem. Moja załoga się rozleniwiła... Do tego jarl Siegfried...
Spojrzała teraz na niego z troską, ale nie odzywała się.
Pozwoliła mu kontynuować.
-... Jarl Siegfried nie zamierza dać nam więcej łupu do podziału, niż jego dziesiątą część... Resztę trzyma dla siebie bo "Spożytkuje je na dobro osady..." Ja mu dam dobro osady... Ogrodzenia naprawić nie potrafi, pławi się w swych bogactwach a szkoda mu wynagrodzić swoich ludzi... Ma gdzieś, że nie mamy nawet całej łodzi, by dało się nią jeszcze pływać...!
- Spokojnie, jeszcze da się przekonać gdy zobaczy, jak jego najlepszy wojak rwie się do bitwy... Mam plan.
- Jaki ?
-Powiem ci, jeśli obiecasz, że zabierzesz mnie na wyprawę...
No i masz... Jeszcze tego brakowało...
-Nie, jeśli coś ci się stanie, to nie przeżyję...Znaczy... Tego, bo ja... Kurwa...
Kobieta spojrzała z politowaniem.
-A więc to prawda...
"Prawda...?" Håkon był teraz bardzo zaskoczony.. O czym ona wie...
-Co jest prawdą ?
Spytał stanowczo, aby ukryć stopień, w jakim możnaby było wyrazić teraz jego bezradność.
Uśmiechnęła się w sposób, jaki uśmiecha się wilczyca, która zagoniła rannego jelenia do jaskini.
-Eh.. Mężczyźni.. Podobam ci się, wiem to nie od dziś.
Przedstawiciel męskiego gatunku uświadomił sobie właśnie jedną rzecz- co ma być, to będzie...
-Tak, masz mn...
Nie dała mu dokończyć.
Chwilę prywatności przerwał im...Horik, kapitan załogi, pod którego skrzydłami Håkon podróżował, oraz wiele się nauczył.
Horik stał bez emocji, siwiejące, długie włosy i broda zafalowały na wietrze.
Ubrany w kolczugę mężczyzna po pięćdziesiątej zimie swego życia, z lekko wydętym brzuchem położył dłoń na ramię Håkona
-Zimno tu...
Stwierdził..
Młodzi odkleili się od siebie, dziewczę spłynęło rumieńcem.
Håkon patrzył na swego dowódcę i towarzysza...
Po chwili uspokoił myśli- widział nieraz, jak sækönung zabijał za mniejsze wykroczenia...
-Na bogów... Na wszystkich bogów...
Po tych słowach Horik wszedł do gospody.
Håkon mógł już tylko objąć przestraszoną, płaczącą dziewczynę.
Gdy po jakimś czasie zdecydowali się wejść, wszyscy na sali zamilkli, a Horik uniósł wzrok, zadzierając głowę niby nagulgotany bażant.
Gdy Håkon pokłonił głowę, Horik natychmist do niego podszedł, po czym wskazał go ręką.
-Ten człowiek, Håkon Svärtskaggi, całował moją córę... Jak myślicie, co w takiej sytuacji mogę zrobić ja, ojcec tego dziewczęcia ? Ano wiele...
Na sali atmosfera stała się tak gęsta, że kroić można ją było niby owczy ser. Mówca kontynuował.
-Dlatego ja, Horik Tjodulfson, mogę w obecnej sytuacji zrobić tylko jedno...
NALEJCIEŻE MIODU, DZIŚ JA STAWIAM !
Na sali zakończyła się martwa cisza, bard zaczął grać, a zebrana gawiedź zaczęła pić i jeść.
Auda, żona Horika, podeszła do swej córki i jej mężczyzny.
To samo zrobili rodzice Håkona, Erik i Skáde..
Erik, uścisnął ramię syna i skłonił głowę, przed jego przyszłą żoną.
Skáde nieco gorzej przychodziło opanowanie emocji- od razu po mężu przytuliła parę młodą.
Biesiada trwała do białego rana.

I rozdziobią cię krukiWhere stories live. Discover now