Chapter 35

1.4K 42 9
                                    

Kai

Poczułem jak ciężko oddycha. Zasnęła, w końcu. Odgarnąłem jej włosy z twarzy, żeby jej nie przeszkadzały i patrzyłem na jej zapłakaną twarz. Miło, że boi się o mnie ale nie mogę stać bezczynnie, gdy ona cierpi. Gościu jest jak widmo i nie wiadomo gdzie jest ani co planuje.

W tej ciszy, usłyszałem jak ktoś stawia ciężkie kroki po schodach. Alan ostrożnie wszedł do pokoju i spojrzał na Lily. Pokazałem wskazującym palcem na usta.

- Zasnęła- powiedziałem bezgłośnie. On tylko pokazał w geście ręki, żebym zszedł na dół.

Delikatnie odłożyłem ją i przykryłem. Oburzyłem się, bo chcę być przy niej, a nie gadać z nim.

- Co chcesz?- zapytałem.

- Muszę wyjechać- zaczął i spojrzał na Jessicę, która śpi na kanapie.- Zaopiekuj się nimi- dokończył. Spojrzałem się na niego jak na idiotę. Lily i Jess to silne i nadzwyczaj nieusłuchane babki. Jeśli będą chciały coś zrobić, nic nie wskóram.- Wiem, że nie posłuchają cię ale chociaż miej na nie oko.

- Spróbuję.

- Dziękuję też, że zająłeś się Lily. Wyglądała na bardzo szczęśliwą- powiedział.

- Kai!- usłyszałem z góry. Cholera, obudziła się.

Alan chciał biec ale zatrzymałem go.

- Zostaję na noc, nie wchodź do jej pokoju- ostrzegłem go i pobiegłem na górę. Wszedłem do pokoju.

- Kai- szlochała.

- Co się stało Gwiazdeczko?- zapytałem.

Wybuchnęła płaczem, a ja podszedłem do niej i mocno przytuliłem. Nie chcę nawet myśleć co musiało się jej śnić.

- Jestem przy tobie, spokojnie- powiedziałem głaskając ją po głowie.

- Myślałam, że nie żyjesz- wyszlochała.- Widziałam was martwych, nie mogłam was obudzić...- rozpłakała się.

Gniew narastał we mnie coraz bardziej. Miałem ochotę przyjebać jej ojcu. Działał mi na nerwy, naprawdę.

Lily długo nie mogła się uspokoić. Było koło północy, gdy udało się jej zasnąć. Sam byłem zmęczony, więc również zasnąłem.

Koło szóstej zadzwonił mój budzik. Obudził Lily. Nie wyglądała za dobrze.

- Zostań w domu- poleciłem.

- Nie mam nawet ochoty wychodzić z łóżka- wychrypiała.

- To nie wychodź, siedź pod kołdrą i spróbuj zasnąć- ucałowałem ją w czoło, a ona na chwilę się przytuliła.- Po szkole przyjadę.

- Będę czekać- powiedziała i posłała mi szeroki uśmiech.

Wyszedłem z pokoju i pojechałem do domu. Miałem nadzieję, że jej się polepszy.

W domu wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w ciemne ciuchy. Cały dzień miał padać deszcz, więc nie było sensu się rozbierać. Wybiegłem z domu i pojechałem do szkoły.

***

Zadzwonił dzwonek na długą przerwę. Lekcje kończę dopiero za godzinę. Nie wytrzymam kolejnych 45 minut pierdolenia tej baby o pustym brzuchu. Muszę coś kupić do jedzenia.

Wziąłem pieniądze i wyszedłem na korytarz.

- Kai!- zawołał mnie damski głos, który znałem aż za dobrze. Samantha podbiegła bliżej niż było to konieczne.

- Czego chcesz?- zapytałem.

- Nie wiedziałam, że z ciebie taki romantyk- posłała mi obrzydliwy uśmiech. Czego ona tak właściwie chce?

Przewróciłem oczami i ona to wykorzystała. Zbliżyła się do mnie i pocałowała. Natychmiast ją odepchnąłem i wytarłem usta.

- Pojebało cię?!- wrzasnąłem.

- Ze mną się nie zadziera, możesz przekazać to swojej dziwce- warknęła i dumna z siebie odeszła.

Nie wiedziałem o co chodzi ale wystarczyło mi, że parę chłopaków to widziało. Za chwilę będzie wiedzieć cała szkoła. Cholera niech ten dzień się już skończy.

Wróciłem do klasy i wziąłem swoje rzeczy. Wybiegłem wręcz na parking i wsiadłem do auta. Oparłem głowę na kierownicy i wsłuchałem się w bicie swojego serca.

Mam dość. Mam dość sławy, szkoły, kobiet... siebie. Założę się, że Lily mi nie uwierzy. Zaufanie ma się tylko raz, a jeśli usłyszy taką plotkę, to już po mnie. Jestem zbyt zmęczony, by nawet się kłócić.

Odpaliłem zniechęcony auto i powoli ruszyłem. Pojechałem na drugi koniec miasta, na cmentarz gdzie została pochowana moja mama.

Pół godziny później dojechałem na miejsce. Wyłączyłem telefon i wysiadłem z samochodu. Wszedłem przez czarną bramkę i odszukałem grób mamy. Usiadłem na ławce i spojrzałem się na czarny grób z marmuru. Stało na nim pełno pięknych kwiatów.

- I co ja mam teraz zrobić mamo?

Co ona by mi poradziła? Może nic by nie musiała mówić, bo sam jej uśmiech dawał mi siłę na cały dzień. Uśmiech... Lily uśmiechnęła się do mnie rano. Jest moim światełkiem w całym szarym życiu. Jej uśmiech, słodkie loki, to jak się denerwuje czy to jak się o mnie troszczy. Nie wyobrażam sobie bym miał żyć bez tego. Żadna dziewczyna nie jest taka jak ona, żadna nie rozwesela mnie jak ona, żadna nie ma takich oczu, które przyprawiają mnie o dreszcze. Lily nie ma sobie równych. Dla mnie liczy się tylko ona i tylko ona się będzie liczyć. Nie obchodzi mnie ile razy mnie wyzwie, jak bardzo mnie znienawidzi, nie poddam się. Muszę o nią walczyć, choćby cały mój świat się walił. Wiem, że ona go naprawi, a wystarczy do tego jej jeden uśmiech...

Wstałem z ławki i poszedłem w stronę auta, jednak tam zatrzymał mnie dość nieoczekiwany ktoś.

- Kai Walker?- zawołał niski męski głos zza mną.

Brother's Sweet Enemy[ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now