A/N: W Wielkiej Brytanii Dzień Matki ma miejsce na początku wiosny, a konkretnie w czwartą niedzielę Wielkiego Postu.
Tegoroczna wiosna rozpoczęła się naprawdę pięknie: na drzewach widoczne były pąki, coraz częściej słuchano śpiewu ptaków, nawet trawa zaczynała rosnąć i gdzieniegdzie dostrzegano rozwijające się kwiaty. Ogród państwa Malfoy prezentował się lepiej niż kiedykolwiek.
Hermiona Malfoy wyszła na taras, by zaczerpnąć odrobinę świeżego powietrza. Rozejrzała się wkoło i uśmiechnęła lekko. Zawsze lubiła wiosnę. Ta pora roku nastrajała ją na lepsze jutro. Najbardziej upodobała sobie wystawianie twarzy do słońca i wdychanie wiosennego powietrza. Zapach kwiatów i trawy stał się jej ulubionym.
Podeszła do leżaka, który stał na tarasie, i usiadła na nim. Następnie sięgnęła po książkę i pogrążyła się w lekturze; nie wiedziała, że ktoś ją bacznie obserwował.
Za dużym drzewem ukrywało się dwoje dzieci i zawzięcie o czymś rozmawiało. Chłopiec co chwila wychylał się i zerkał w stronę kobiety.
Młodzieniec miał niezwykle jasne włosy i niebieskie oczy, a dodatkowo był niski jak na swój wiek, jednak nadrabiał to pewnością siebie. Dziewczynka z kolei to całkowite przeciwieństwo: burza ciemnych loków, które musiała non stop odgarniać, zasłaniała jej ciemne oczy. Poza tym nie była taka odważna jak jej brat i zazwyczaj trzymała się z boku, obserwując to, co działo się wokół niej. Spojrzała na chłopca i uniosła brew ze zdziwieniem.
— Scorp, dlaczego tak zerkasz na mamusię? — zapytała cicho.
Ten, jakby na zawołanie, popatrzył w stronę tarasu, a następnie na swoją siostrę.
— Rose, nie wydaje ci się, że mama jest smutna?
Spojrzała na kobietę i wzruszyła ramionami.
— Nie wiem, wydaje się normalna. Przecież zawsze czyta książki.
— Tak, ale zobacz; co chwilę wzdycha i patrzy przed siebie.
Oboje wyjrzeli zza drzewa. Hermiona podniosła wzrok znad lektury i westchnęła przeciągle. Chwilę patrzyła na ptaki śpiewające na drzewie, po czym wróciła do poprzedniego zajęcia.
Rose zagryzła dolną wargę.
— Faktycznie, jest jakaś zamyślona. Ciekawe, czemu...
Scorpius podrapał się po głowie, a następnie i po brodzie. W tamtym momencie wyglądał tak samo jak tata, kiedy nie wiedział, co powiedzieć albo nad czymś rozmyślał. Nagle otworzył szeroko oczy i spojrzał na Rose, przez co posłała mu pytające spojrzenie.
— Zapewne chodzi o Dzień Matki. Mamusia chce wspaniałego prezentu! — krzyknął, ale natychmiast zakrył sobie usta, żeby nie zwrócić na siebie uwagi Hermiony.
Rose pokręciła głową.
— Serio? Skąd pewność, że o to chodzi?
Chłopczyk wyprostował się i popatrzył na nią z góry.
— Ja to po prostu wiem.
Rose przewróciła oczami.
— Dobrze, panie mądraliński, w takim razie powiedz mi, jaki masz pomysł na prezent dla mamusi.
Scorpius zmarszczył czoło i spojrzał na Hermionę. To jej zamyślenie i smutek w oczach nie dawały mu spokoju. Chciał, żeby się uśmiechała. Chciał, żeby była szczęśliwa. Tylko co ją uszczęśliwi? — zastanowił się. Może miała jakieś marzenie, które mógłby spełnić?
Uśmiechnął się przebiegle i popatrzył na siostrę.
— Spełnimy jej największe marzenie — powiedział krótko.