Rozdział 22

274 21 0
                                    


       Kolejne tygodnie mijały powoli. Elizabeth poznała kilka osób z jej domu, z którymi się zakolegowała, choć byli również tacy którzy jej nie polubili, na przykład Smith, który uważał się za lepszego od niej ze względu na pochodzenie.

      Nauczyciele byli w porządku, jednak Elizabeth zawiodła się trochę na Historii Magii, która ją zawsze ciekawiła. Profesor Binns był duchem z monotonnym głosem i opowiadał jedynie o wojnach goblinów w taki sposób, że trudno było nie przysnąć lub odlecieć gdzieś myślami. Spodziewała się czegoś innego – historii o wojnach czarodziejów, znanych magów czy czegoś podobnego, tak jak było w Durmstrangu.

      Dziewczyna właśnie siedziała w bibliotece pisząc zadanie na starożytne runy, kiedy do pomieszczenia wbiegła jakaś przestraszona Puchonka robiąc szum. Bibliotekarka podeszła do rozglądającej się szatynki z srogą miną i zaczęła jej robić wykład na temat zachowania. Puchonka pokiwała głową z skruchą i kiedy kobieta odeszła, jej wzrok spotkał się z chłodnymi tęczówkami Elizabeth.

  - E... H-hej? – zaczęła niepewnie, przerażona. – T-ty jesteś Elizabeth?

  - Tak, to ja – potwierdziła brązowowłosa, nieudolnie próbując założyć maskę obojętności. – O co chodzi?

  - Panna Wila kazała mi przekazać ci, abyś poszła do pokoju wspólnego Ślizgonów, bo podobno chciała ci coś powiedzieć – wyjaśniła, na co Elizabeth przewróciła oczami.

  - Panna? – mruknęła do siebie. – Dziękuję ci ee...

  - Jestem Sam – dopowiedziała szatynka. – Samanta Potts.

  - Dobrze więc, dziękuję ci Sam.

Blondynka o ciemnych oczach pośpiesznie odeszła, a Elizabeth spokojnie spakowała swoje rzeczy i nie śpiesząc się, ruszyła do lochów.

  - No! Nareszcie jesteś. Musiałaś się tak wlec? – spytał zdenerwowana Wila.

  - Cóż za miłe powitanie, nie wyspałaś się? – odrzekła sarkastycznie, po czym zwróciła się szeptem do CeCe – Wciąż nie bardzo mnie lubi, prawda?

  - Niestety tak – odparła rudowłosa z lekkim uśmiechem. – Ale do sedna – spoważniała. – Jest sprawa, musimy ci coś pokazać.

  - Więc chodźmy – powiedziała Elizabeth. – Wila, idziesz?

  - Tak, przecież to ja pierwsza to zauważyłam – odparła, nadal trochę oburzona, na co pozostałe dziewczyny zgodnie przewróciły oczami, ale nic nie powiedziały.

Chwilę później błądziły po lochach okrytych półmrokiem. Jak Wila poinformowała Elizabeth, podobno to "coś' jest gdzieś w lochach. Choć nastolatka była ciekawa co tam robiła, to wolała nie pytać, wiedząc, że teraz nie jest w humorze.

Kiedy minęło kolejne dziesięć minut zatrzymały się przed ciemnymi, lekko uchylonymi drzwiami.

  - To tam – powiedziała czarnowłosa, odrobinę spokojniejsza i wskazała na drzwi. – Lepiej nie mówmy o tym nikomu.

  - Idziemy – oznajmiła Celaneo, otwierając ostrożnie drzwi.

Jak Elizabeth się dowiedziała, Wila była już raz w środku, jednak CeCe dotarła tylko do tego momentu. Ślizgonki przyciemniły światło z ich różdżek i przekroczyły próg, a to co tam zobaczyły mocno szokowało CeCe i Lizzie.

Pomieszczenie było nie wielkie i nie miało okien. Na środku stała jakaś statua, jednak nie to zszokowało nastolatki. Z języka posągu, którym było coś przypominające żabę, wyciekała dziwna, kleista, czarna maź, która była wszędzie; na podłodze, na ozdobnych ścianach, na suficie, na posągu i nawet pojawiała się na butach dziewczyn.

Czarna Magia po Jasnej StronieDonde viven las historias. Descúbrelo ahora