𝚇𝙻𝙸

1K 62 309
                                    

𝚎𝚟𝚎𝚛𝚢𝚝𝚑𝚒𝚗𝚐 𝚒𝚜 𝚜𝚘 𝚖𝚞𝚌𝚑 𝚠𝚘𝚛𝚜𝚎 𝚝𝚑𝚊𝚗 𝚒𝚝'𝚜 𝚜𝚞𝚙𝚙𝚘𝚜𝚎𝚍 𝚝𝚘 𝚋𝚎.
~ '𝙲𝚒𝚛𝚌𝚕𝚎𝚜' 𝚋𝚢 𝙳𝚊𝚛𝚔 𝙳𝚒𝚟𝚒𝚗𝚎

Umieścili nas z Wilson'em w osobnych celach. Mieliśmy w wieży specjalne piętro w razie takich nagłych sytuacji, gdzie trzeba było kogoś przyskrzynić. Ale nie sądziłem, że to my tutaj zagościmy.

Zostawili nas w zwykłych, codziennych ubraniach. Zabrali wszystkie sprzęty. Wypytali dokładnie o lokalizację reszty i plany naszego działania, a my oczywiście grzecznie im wyjaśniliśmy, żeby pocałowali nas w środek dupy.

Nie zamierzałem rozmawiać z nikim innym, jak z Fury'm.

- Tony, myślisz, że zaszczyci nas obecnością? - usłyszałem Wilson'a zza ściany. Zdawał się być blisko krat.

- Oczywiście. Gdzież by odpuścił. - prychnąłem.

- Na pewno nie przyjdzie sam.

- Ta. Na kogo stawiasz?

- Na Steve'a? - zaśmiał się krótko.

- Oh, racja. To na pewno. - przyznałem.

- No i nie zdziwię się, jak zawita tu generał Ross. - prychnął.

- Nie. Aż tak nie będzie mu się chciało fatygować. - stwierdziłem.

- Ta? A chcesz się założyć? - zaśmiał się.

- Dobra. O ile?

- Dwadzieścia dolców.

- Zgoda, Kopciuszku. - wysunąłem rękę zza kratek i skierowałem ją do w stronę jego celi obok.

Po chwili i on wysunął swoją dłoń i stuknęliśmy się palcami, bo nie dało rady o uścisk dłoni.

Nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się i weszli przez nie Fury, Rogers i... Parker. Zmarszczyłem brwi, nie spodziewając się go tutaj. Spoważniałem. Trochę. Nie całkowicie.

- Co wy najlepszego wyrabiacie? Tu są kamery. - odezwał się Fury - Chcecie się jeszcze bardziej pogrążyć?

Patrzyliśmy na niego zastygnąwszy w bezruchu, wciąż stykając się palcami.

-  Zakładaliśmy się. - odparłem, mrużąc oczy i lustrując go nieustannie.

- Stark, na miłość boską, ile ty masz lat? - westchnął, wkładając dłonie do kieszeni swojego czarnego fartucha.

- Nie pyta się o wiek. - mruknąłem, prostując się w końcu - Ale możesz zapytać mnie o ilość pieniędzy na koncie. - puściłem mu oko - Tylko, żeby była jasność, nie odpalę ci nawet centa.

- Możemy normalnie porozmawiać? Czy zamierzasz dalej odstawiać tę szopkę? - zniecierpliwił się - Nie mam całego dnia.

- To dobrze. - odetchnąłem - Jakie szczęście, że dzień trwa dwadzieścia cztery godziny. Ja zajmę ci tylko dwadzieścia trzy. Przy dobrych wiatrach, może dwadzieścia.

Mirror Image | Bucky Barnes fanfictionWhere stories live. Discover now