Rozdział 5

91 9 1
                                    

Uwaga! W tym rozdziale są zawarte myśli samobójcze, dlatego przestrzegam tych wysoko wrażliwych.

To nie był pierwszy raz, kiedy miał ochotę opuścić ten dom i już nigdy więcej do niego nie wracać. Czuł się wówczas tak okropnie źle, że nie potrafił opisać tego sensownymi zdaniami, czy nawet prostymi słowami. Odnosił wrażenie, że dusi się we własnym ciele i nie mógł nic na to poradzić, a nawet, gdyby mógł, to nic pewnie, by z tym nie zrobił. Wszystko wokół niego się psuło, a to, co wykształciło się w nim w dzieciństwie, nagle straciło jakikolwiek sens. Przestał rozumieć, a zaczął się zastanawiać, czy jego życie od zawsze tak wyglądało. Chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę, w jakim świecie się wychowywał.

Kiedy obserwował zachowanie swojej niezrównoważonej ciotki, która jak opętana zaczęła biegać po salonie, wściekła, wyzywając wszystko, co się poruszało, miał ochotę przedawkować wywar żywej śmierci. Nie ukrywał sam przed sobą, że wiele razy, o tym myślał. Miał kilka pomysłów na zakończenie własnego cierpienia, ale żadnego nie zamierzał realizować. Nie, kiedy musiał pomóc Lucianie i matce, która bez niego, nie dałaby rady dłużej funkcjonować.

To było straszne. Nigdy nie przypuszczałby, że będzie myślał, o takich rzeczach, ale wizja samobójstwa coraz częściej gościła w jego głowie. Oczywiście nie chciał kończyć tego w ten sposób, ale czasem miał wrażenie, że nie miał po prostu innego wyjścia. To go przytłaczało.

Był po prostu tak cholernie zmęczony, że jedyne czego pragnął to chwili spokoju od własnych myśli.

— Zabiję tą dziewczynę! — krzyki Bellatriks słychać było niemal w całym dworze Malfoyów. — Czarny Pan dawno nie był tak wściekły — drążyła dalej, rozdrażniona i wściekła. — Kogoś ty Draco przyprowadził?! — zwróciła się w stronę chłopaka, który ze spuszczoną głową siedział w fotelu, naprzeciwko kominka.

Gdyby nie znajdował się w takiej sytuacji, to pewnie rokoszowałby się tym cudownym ciepłym płomieniem ognia na jego skórze. Jednak wtedy jedyne, na co miał ochotę, to spłonąć dokładnie tak samo, jak to drewienko w kominku.

— Na nic się nam przydała! Niech ja ją tylko dopadnę, to zobaczy sobie...

— Bella, uspokój się. Proszę cię — odezwała się Narcyza, kiedy jej starsza siostra zaczęła rzucać zaklęciami, gdzie popadnie. — Złość nam tutaj nie pomoże, zwłaszcza że, jeszcze jesteśmy w stanie to wszystko odratować. 

— W jaki sposób chcesz to zrobić, Cyziu? Ta głupia Krukonka, tylko wszystko pogorszyła. Gdyby powiedziała prawdę i spisała się tak, jak ją nauczyłam, teraz Czarny Pan inaczej patrzyłby na naszą rodzinę. Przez nią znów jesteśmy najgorsi w jego oczach.

Wszyscy wiedzieli, że poniekąd ma rację.

— Wystarczy, że Draco nakłoni ją do powiedzenia prawdy. Cokolwiek Czarny Pan chce wiedzieć, powinna mu to powiedzieć. Myślę, że Draco sobie z nią poradzi, prawda synu?

Ślizgon nie chciał patrzeć na matkę, ale zmusił się do tego. Płakał wewnętrznie, że kolejne zadanie zostało przydzielone jemu, a najgorsze było w tym to, że znów musiał zawieść Luciane. Nie chciał tego robić, tak samo, jak nie chciał jej tutaj przyprowadzać. Do wszystkiego był zmuszany od górnie i nic z tym nie mógł zrobić. Chciał płakać, krzyczeć i milczeć jednocześnie. Ból rozdzierający całego jego ciało był potwornie przeszywający, jakby miliony igieł próbowały się przebić na drugą stronę.

— Ta — parsknęła Bellatriks, nagle stając w miejscu. — Jak ma powiedzieć cokolwiek Draconowi, skoro nie bała się postawić Czarnemu Panu?

— Draco sobie poradzi.

Snowdrop ~ Draco MalfoyWhere stories live. Discover now