jinx

495 12 6
                                    

sewis; enemies to lovers;

     Psuja. Lewis Hamilton to jedna, wielka psuja. Nie dość, że sędziowie zniszczyli Sebastianowi wyścig, jego wyścig, jego pokaz siły, to jeszcze wygrał go on. Vettela nie obchodziło to, czy Brytyjczyk powie dziennikarzom, że współczuje swojemu rywalowi takiego obrotu spraw i przyzna się do tego, że jego wygrana jest średnio jego zasługą, czy wręcz przeciwnie, będzie się puszył, nazywając sukces Sebastiana swoim. Niemiec był wściekły, nie zamierzał się z tym nawet kryć. Po wycieczce przez padok, jedynka, która powinna stać przy jego bolidzie znalazła się na jego miejscu. To jemu należała się wygrana, nikomu innemu. Kara była niesprawiedliwa, a Lewis przywłaszczył sobie to zwycięstwo. Vettela bolało i boleć pewnie będzie. Można by powiedzieć, co zrobił bogu ducha winny Lewis w tej sytuacji? Przecież nie miał wpływu na takie decyzje, jedyne co zrobił, to dokończył wyścig. Hamilton był po prostu lepszy, czego Sebastian nie mógł znieść. Nie mógł znieść tego, że gdy wszystko zaczynało przechylać się na jego korzyść, to i tak Brytyjczyk znajdował się na szczycie. Niemiec czuł, że jego szczęście powoli się kończy, a zastępuje je nieustanny pech. Czterokrotny mistrz świata stawał się coraz bardziej niepewny, co jeszcze bardziej widać było z każdym tygodniem, a show, jakie Lewis dawał praktycznie zawsze, kiedy siadał za kółko, jedynie pogłębiało obawy Vettela. Przestawał być już wystarczający na wielkie sukcesy, które odnosił Hamilton. Sukcesy, które miały należeć do niego, po które przecież przychodził do Ferrari, które marzył zdobywać w czerwonych barwach. Chciał słyszeć jak Tifosi skandują jego imię, jak wiwatują widząc go na podium. Te obrazy, które nadal siedziały w jego głowie powoli zaczynały się rozmywać, a Sebastian nie mógł dopuścić do tego, aby jego marzenia zostały od tak zniszczone, zapomniane. Lewis jednak szybko pokazał Vettelowi gdzie jego miejsce, a zaraz potem zaczęli robić to inni kierowcy, wraz z jego kolegą z zespołu.

     Sebastian Vettel stawał się cieniem samego siebie.

     Gdy Niemiec wszedł do cool-down roomu, niemal od razu cała złość wyparowała. Widząc Lewisa, zastąpił ją żal. Kierowca Ferrari przywitał wcześniej obecnych kierowców, cudem nawet odpowiedział na wszystko, co mówił do niego Brytyjczyk. Mimo, że nie było to wiele, Sebastian czuł, że gdyby ten powiedział chociaż jedno słowo więcej, to mogłoby się to skończyć wybuchami i wyrzutami Vettela, o decyzję sędziów, o bycie gorszym, o swoją złą passę, która tak długo się utrzymywała. Nie zamierzał tegp robić teraz, a w osobności. Co jak co, jedną z rzeczy, o jakie Niemiec dbał najbardziej, był właśnie swój wizerunek. Nie robił tego, aby ukrywać niewygodne dla siebie rzeczy, a dlatego, aby być przykładem dla innych, by być inspiracją. Nie mógł sobie pozwolić na takie rzeczy, jak wygarnianie Lewisowi wszystkich swoich żali przed kamerą. To mogło i wręcz musiało poczekać na później. Sebastian przybrał więc rolę jedynie delikatnego smutku i frustracji, jego wypowiedź, której udzielił na podium była jako tako spójna i spokojna, mimo tego, że w żyłach Vettela nadal wrzało. Ba! Upomniał nawet publikę, aby nie buczeli na jego rywala, którego sam miał ochotę wybuczeć! Gdyby tylko mógł znaleźć się teraz w tym tłumie i razem z nim swoje emocje pokazać właśnie w taki sposób. Cóż, kierowca Ferrari prawdopodobnie zrobi to inaczej, przy okazji trzymając Lewisa za kołnierz. Czy zamierzał go uderzyć? Tak. Nie. Może. Zależało to od odpowiedzi, którą miałby zostać uraczony. Wiadome było tylko jedno. Ta pogawędka nie będzie należała do miłych, ba, może być jedną z gorszych, jakie miał podczas takich weekendów! Gdyby Seb miał ją jakoś uplasować jeszcze przed samym faktem, zapewne stawiłby ją koło jedenastego miejsca, reszta miejsc zarezerwowana była dla Marka. Ale kto wie, może Hamiltonowi udałoby się nawet wyprzedzić niektóre z dyskusji z Webberem. W końcu Australijczyk nie zrobił tego, co udało się Brytyjczykowi.

     Lewis Hamilton powoli niszczył marzenia Sebastiana Vettela.

     Nie dziwne było więc to, że gdy tylko Niemiec spostrzegł Hamiltona na hotelowym korytarzu, pierwsze co zrobił, to rozejrzał się, a zaraz potem podbiegł do swojego rywala, aby przyszpilić go do ściany.

— Co jest do- Sebastian! — krzyknął zaskoczony mulat, gdy tylko zorientował się kto jest jego oprawcą. A był nim przesympatyczny blondyn, którego w życiu nie podejrzewałby o coś takiego.

— Ty! Wszystko mi zepsułeś! To wszystko Twoja wina! — warknął Vettel, szarpiąc nieco za jego neonowo pomarańczową koszulkę. Sebastian nie spodziewał się jednak tego, że Lewis korzystając ze swojej większej postury i zdecydowanie większego umięśnienia łatwo zamieni ich miejscami. Teraz to blondyn opierał się o ścianę, a silne ręce trzymające jego ramiona uniemożliwiały mu jakikolwiek ruch. Niemiec aż poczerwieniał, co spotkało się z chichotem Brytyjczyka.

— Co Ci zepsułem, Sebby? — rzucił wesoło Lewis, unosząc jedną brew do góry. Jego wyraz twarzy, postawa i to, w jakiej pozycji się znajdowali totalnie zbiło Vettela, który sam nie miał już pojęcia co tak właściwie czuł i co chciał powiedzieć.

— Wszystko. Moje marzenia, moje wygrane, jesteś jedną wielką psują... Gdyby nie Ty, to miałbym wszystko! Po prostu wszystko, ale nie! Zjawił się wielki Lewis Ha-

     Sebastianowi nie dane było dokończyć swojego wywodu, gdy skutecznie zamknęły go usta Lewisa. Jego rywal właśnie go pocałował, i było to niesamowicie gorące. Jedyne co mógł zrobić blondyn, to po prostu oddać się w ręce swojego rywala, który całował go lepiej niż ktokolwiek inny. Przyjemność nie trwała jednak długo. Brytyjczyk odsunął się od niego, znowu chichocząc, a rumieniec na policzkach Vettela stał się jeszcze większy, zarówno z poirytowania, jak i przez intymność tej chwili, którą Hamilton najwidoczniej się nie przejmował.

— Spokojny? — spytał uśmiechnięty Lewis, a odpowiedzą którą otrzymał od Niemca było skinienie głowy. — Cudownie... Sebby, chyba zapomniałeś już jak działa wygrywanie, hm? Mam dla Ciebie propozycję... Jeśli pójdziesz teraz ze mną do mojego pokoju i porozmawiasz ze mną o tym, co Cię tak rozzłościło, to wygrasz kolejny pocałunek, co Ty na to?

     Lewis nie dał Sebastianowi szansy na odpowiedź, zamiast tego po prostu zabrał swoje ręce z ramion drugiego kierowcy i spokojnym krokiem ruszył w stronę końca korytarza. A Sebastian nie mógł zrobić nic innego, jak pójść prosto za nim.

Sarkastyczny_Ssak
mam nadzieję, że podołałem, szeryfie🙆‍♂️🙆‍♂️

f1 one shotsWhere stories live. Discover now