glassy sky

357 7 7
                                    

maxiel; angst; break up; rejection;

     how many days have passed like this?
this city, the crowd is fading, moving on.

— Dan! Chodź, zrobiłem śniadanie!


     Krzyk Maxa rozległ się po domu jego przyjaciela. Od kiedy zaczęła się zimowa przerwa, nie ruszył się jeszcze z domu Australijczyka. Nie tylko dlatego, że pogoda dawała mu się mocno we znaki. Od równo dwóch tygodni nie mógł wyciągnąć na dwór Daniela, ba, czasami ledwo wyciągał go z łóżka. Rozstanie z Heidi mocno dało się we znaki Ricciardo, a Verstappen nie zamierzał zostawiać swojego najlepszego przyjaciela ze złamanym sercem.

     Jego wołanie nie spotkało się z żadną odpowiedzią. Holender przemiaszał ostatni raz jajecznicę i głośno wzdychając ruszył w stronę głównej sypialni. Och, Max tak bardzo chciał pomóc Danielowi, ale to wszystko powoli zaczynało już go męczyć, przytłaczać. Dzisiaj pora było na zmianę tej depresyjnej rutyny. Verstappen obiecał sobie, że więcej nie będzie żadnych śniadań do łóżka, żadnego przykrywania kocykiem, żadnego pozwolenia na ciągle leżenie w łóżku. Pora było zacząć pokazywać Australijczykowi, że na rozstaniu świat się nie kończy, że życie nadal może być fajne i żadna dziewczyna nie może tego zepsuć. Kierowca Red Bulla zapukał do drzwi z bojowym nastawieniem i poważnym wyrazem twarzy. Nie czekał na odpowiedź, dobrze wiedział, że jej nie dostanie, a nawet jeśli jakimś cudem miałaby nadejść, byłoby to pewnie westchnięcie Daniela. Gdy Holender stanął w drzwiach, od razu poczuł na sobie wzrok przyjaciela. Jego szklane oczy, przesiąknięte bólem, wpatrujące się w niego, jakby nakazujące mu zostawić go w spokoju.

— Och, Danny... — westchnął Verstappen, podchodząc do łóżka. Delikatnie odgarnął ciemne loki z jego czoła. - Zrobiłem Ci śniadanie, chodź...

     Nawet w takim stanie Ricciardo potrafił zrobić swoje oczy szczeniaczka jak najlepiej. Tym razem Max nie zamierzał się im poddać.

— Nie, nie przyniosę Ci do łóżka. Idziemy razem do kuchni, a potem gdzieś pójdziemy, nie możesz cały czas siedzieć w domu.

— Max, proszę... Ostatni raz? — Holender gdzieś to już słyszał. Ostatni raz miał być tydzień temu, a potem w czwartek, piątek i sobotę.

— Nie nabiorę się już na to. Dalej, wstajemy! Zrobiłem Ci jajecznicę, naleśniki, tosty... Zjem go nawet z tym waszym obrzydliwym vegemitem! Tylko chodź ze mną, proszę...

     i sometimes have wondered where you've gone?
story carries on, lonely, lost inside.

— Dan! Przestań!

     Młodszy nie mógł wstrzymać śmiechu, Australijczyk nie przestawał go łaskotać, a Max miał już dosyć. W kącikach jego oczu zbierały się łzy, a każdy oddech stawał się coraz trudniejszy. W końcu jednak Daniel odpuścił i poczochrał włosy Verstappena, który fuknął oburzony i odwdzięczył się koledze tym samym. Na ustach Ricciardo gościł mały uśmiech, a serce Maxa znowu miękło. Dan powoli wracał do bycia sobą.

     Dan powoli stawał się szczęśliwy, a tego właśnie pragnął Verstappen. Chciał, aby Daniel, jego Daniel był tylko i wyłącznie szczęśliwy. Nikt nie mógł zepsuć dobrego humoru Australijczyka, nie na jego warcie.

     Max rzadko mówił, że kogoś nienawidzi, a jeśli już, to tylko i wyłącznie w żartach. Nie wypowiadał tego słowa często, nie gościło ono też w jego myślach, nie było powodu, dla którego by miało. Nawet jeśli darzył kogoś niechęcią, nie była ona na tyle duża, aby tak określić jego stosunek do danej osoby. Teraz nastomiast Holender wiedział, że jest zdolny do czucia tej paskudnej emocji. Max nienawidził Heidi. Nienawidził jej za to, co zrobiła jego przyjacielowi. Nienawidził przez to całej jej osoby. Gdy tylko widział jej zdjęcia, słyszał jej imię, momentalnie stawał się naburmuszony. Jak ona śmiała zrobić coś tak okropnego Danielowi? Zerwać z najlepszym facetem na świecie przez wiadomość. W ogóle z nim zerwać. Każda inna dziewczyna traktowałaby go lepiej. Każdy inny traktowałby go lepiej. Z Maxem na czele. Max na pewno traktowałby Daniela lepiej, gdyby miał szansę na pewno by mu to pokazał.

f1 one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz