6 | Zachód słońca

103 10 5
                                    

Kuroo strzepał poduszki i podrzucił pościel aby ta się równo ułożyła na łóżku blondyna. Wygładził ją jeszcze, likwidując każde zagięcie.

— Mogę dzisiaj spać z tobą? — zapytał starszy. — Jak wtedy gdy byliśmy mali.

Kenma wzruszył ramionami.

— Jeśli chcesz.

Czarnowłosy uśmiechnął się i odgiął kołdrę w połowie, odsłaniając dwie duże poduszki. Zawsze zastanawiał się po co Kenmie łóżko dla dwóch osób skoro zajmował mniej przestrzeni niż mały koteki i zwykle spał na podłodze w futonie, bo nie znosił tego za bardzo miękkiego materaca.

Jednak za każdym razem gdy było Kuroo dane spędzić w tym łóżku noc, cieszył się jak małe dziecko. Lubił dźwięk sprężyn gdy opadał na materac niczym dziewczyna z hollywoodzkiego filmu, przeżywające jakiś durny kryzys. Kenma zawsze wtedy wywracał oczami, a on zaczynał się śmiać.

— Co chcesz na kolację? Możemy zamówić coś z dowozem. — Kenma podniósł ulotkę z podłogi i przejrzał listę sushi, które oferowała restauracja. — Chociaż nie wiem czy dowożą w tę okolicę. Nigdy stąd nie zamawiałem.

Podał ulotkę czarnowłosemu, ale on potrząsnął głową i nie wziął jej od niego.

— Nie jestem głodny, a ty?

Blondyn pokręcił głową.

— W takim razie nie zamawiamy. — Odłożył ulotkę na szafkę nocną i usiadł na łóżku, a czarnowłosy skrzywił się gdy na idealnie wygładzonej pościeli pojawiły się zagięcia.

— Czuję jakby minęły wieki od naszego ostatniego nocowania — powiedział Kuroo.

— Naprawdę? — Kenma się zdziwił. — To było jakoś cztery tygodnie temu.

— Ale wtedy nie robiliśmy niczego. Po prostu graliśmy całą noc w tę nową grę co wtedy wyszła.

— Teraz też nie robimy. Nawet nie gramy w gry.

— Ale jest inaczej.

Kenma musiał przyznać mu rację. On też się czuł inaczej niż cztery tygodnie temu. Może to przez świadomość o chorobie chłopaka? Przez jakiś podskórny lęk, którego do końca nie potrafił zdefiniować?

Obaj położyli się na łóżko, ale nie przykryli się pościelą. Leżeli w ubraniach, gapiąc się w biały sufit i tańczący na nim cień liści drzewa, które stało na drodze powoli zniżającemu się słońcu, które gotowe było zniknąć za horyzontem i zakończyć ten dzień.

— Kuro... — zaczął Kenma, a dźwięk szeleszczącej pościeli poinformował go o odwróceniu głowy chłopaka w jego stronę. — Jeżeli będziesz mieć napad kaszlu to co powinienem zrobić?

— Chyba nie ma na to żadnego sposobu. Mama mówiła, że można z Europy sprowadzić lek łagodzący symptomy, ale jest za drogi.

— Naprawdę nie da się nic zrobić? Żadnego domowego sposobu? Coś co przyniesie ci ulgę?

— Nie ma.

Kenma westchnął w odpowiedzi.

— Nie stresuj się na zapas. — Uśmiechnął się do niego starszy, ale wiedział, że on tego nie widzi, bo wzrok utkwiony miał w suficie. — No... Może szklanka wody pomoże.

Zaczął głaskać młodszego po włosach. Jego mina zrzedła z twarzy gdy poczuł jak suche były.

— Śpij dobrze, Kenma. — Przestał bawić się jego kosmykami i odwrócił się na drugą stronę.

***

Obudził go przeraźliwy kaszel, ale nie jego. Ten należący do Kuroo. Zerwał się z łóżka i ze zaskoczeniem stwierdził, że Słońce wciąż nie zaszło chociaż z jakiegoś powodu na niebie pojawiło się więcej chmur.

Podniósł się, a na podłodze zobaczył Tetsuro, który na czworaka wisiał nad kilkoma różami oblanymi krwią.

— Kuro! — wrzasnął Kenma i rzucił się do przyjaciela. Chłopak nie przestając kaszleć pokręcił głową.

Przepraszam cię, Kenma... — wysapał.

— Woda! Przyniosę ci wodę!

Zbiegł do kuchni, sięgnął po pierwsze lepsze naczynie, które wpadło mu w ręce, ale biały kubek, po który sięgnął wypadł z jego ręki spadając na kafelki i rozsypał się w drobny mak. Przeklął i sięgnął po inną szklankę.

Przeskoczył ponad kawałkami kubka i dotarł od zlewu. Napełnił szklankę wodą i rzucił się biegiem z powrotem na schody.

Ale gdy dotarł do swojego pokoju już było cicho.

Kaszel ustał.

— Całe szczęście — zaczął, ale nie skończył, bo wtórował mu dźwięk kolejnej rozbitej szklanki, którą wypuścił z dłoni. — Kuro? — Jego głos się załamał.

Hałas w pokoju jak i w jego głowie ustał. Było cicho, tak przeraźliwie cicho. Nie słyszał dźwięku płytkiego oddechu Kuroo, przy którym wcześniej zasnął ani wiatru na zewnątrz miotającego gałęziami drzewa.

To dziwne, że pogoda się tak nagle zmieniła.

Powoli podszedł do sylwetki chłopaka.

Cały drżał. Czuł jak jego oczy stają się zaszklone.

— Kuro... — Zmarszczył brwi, a z jego oczu poleciały łzy. — Hej Kuro...

Kucnął przed nim i odgarnął grzywkę z jego oka. Dopiero wtedy dostrzegł łzę zatrzymaną w otwartym oku, a w ustach tkwiący kwiat róży spod którego sunęły w dół szczęki strużki krwi.

— Tetsuro...

Był zbyt osłupiały aby krzyczeć. Mógł tylko obserwować jak krople lecące z jego oczu spadają na zastygniętą w czasie twarz czarnowłosego.

Oparł swoje czoło o jego i zaczął szlochać co zdradzały tylko jego trzęsące się ramiona.

Wyciągnął dłoń po kawałek rozbitej szklanki.

— Przepraszam, Kuro.

***

A gdzieś tam, prawie czterysta kilometrów dalej, Nagisa Kozume spojrzała przez okno swojego pokoju hotelowego pokoju i wbiła wzrok w niebo.

Słońce, które jeszcze chwilę temu zniknęło za płaszczem chmur wyłoniło się zza nich przy samej linii horyzontu, tworząc pas czerwieni bardziej żywy od koloru róży albo krwi, który z jakiegoś powodu kazał się zatrzymać kobiecie i poświęcić mu chwilę swojego cennego czasu.

Więc stała i patrzyła na zachodzące słońce tak samo jak kobieta w Tokio, która miała palce jak serdelki, i której łupało niemiłosiernie w krzyżu.

Obie uchyliły usta z wrażenia, a z ich oczu wypłynęły łzy.

Płuca pełne kwiatów | Kuroo x Kenma ✔️Donde viven las historias. Descúbrelo ahora