#11

2 0 0
                                    

Mężczyzna nie jest w stanie zrozumieć kobiety, siedząc w toksycznych sidłach patriarchatu. Siedzenia te są bowiem tak wygniecione od tyłków poprzedników, że wygrzane i wyprofilowane - od pierwszego przycupnięcia dają złudzenie, że jest się tam, gdzie być się powinno.

Mężczyzna jednak nie wie, ile musi zrobić zdeterminowana kobieta, by dostać taboret obok na obradach. Ale otworzył jej drzwi do sali konferencyjnej. Rycerz per zakuty łeb w zbroi niesplamionej krwią potworów, które kobieta ubiła patelnią. Bohater. 

- Oni nigdy nie powinni byli Cię wyceniać. Bo to jak komuś dać painit i usłyszeć, że dostał bursztyn. 
- Bursztyny są akurat waleczne w całej swojej sztormowej historii wyrzucania na brzeg.
- Ale każdy może je znaleźć na plaży.... 
- I wsadzić w pierścionek dla ukochanej w geście wielkiej miłości.

Kręcę z niedowierzaniem głową. Doceniasz czyjąś wartość w karatach oraz niepowtarzalności, a zostajesz pokonany przez rodzimy kamyczek ozdobny, który romantycy uznali za niskobudżetowe wyznanie uczucia.

- Kruszyna, ciebie zadowoliłyby oświadczyny kasztanem, gdyby ktoś ubrał go w ładną wstążkę i posypał brokatem.
- Przecież kasztan to dobra metafora miłości.

Oczywiście, że tak. W toksycznym świecie musisz cierpieć, by docenić dobroć. Wykrwawiać się dla tej drugiej osoby, gdy cię pobije, bo przecież to tylko jednorazowy napad złości. Znosić ból oraz ciernie, bo nikt nie jest idealny.

- Coś, co z zewnątrz wydaje się twarde i niebezpiecze, w środku ma miękkie wnętrze. Jak kaktus lub jeż. Oba z chęcią bym przytuliła po założeniu rękawic kuchennych.

Wstaje, tłumacząc się, że czas ugotować zupę, skoro wspomniała o rękawicach.
Wzrusza ramionami, siadając przy stole z szkicownikami. Widziałam wczoraj, że znów nerwowo przebiera palcami, jak pianiści , odtwarzający klawisze z sonaty w powietrzu, więc zaostrzyłam jej ołówki. 

Im dłużej u mnie mieszka, tym bardziej mnie ujmuje swoją prostotą i bezgranicznym pędem do życia na zewnątrz. Poprzednie dziewczyny, które ratowałam, były mi wdzięczne za azyl, ale ich współpraca z psychotraumatologiem trwała o wiele dłużej, nie przynosząc takich efektów, jak tu można zaobserwować. Bały się codzienności po tym, co je spotkało. Odcinały się, zaszywały w pracach zdalnych lub wracały tam, gdzie choć bez perspektyw - znały zasady gry. 

Kroję marchew w cienkie słupki w zadumie nad tym, ile sztuk musiałabym wepchnąć kruszynie w dziobek, by przejrzała na oczy, że świat nie jest tak pięknym, jak go maluje. Może wzrok za mgłą?

Choć łamie to tajemnicę lekarską, fundacja zwykle opowiada mi historię dziewczyn, które do mnie trafiają. Psycholożki i terapeutki spotykają się z nami regularnie, mówiąc o regresach lub postępach podopiecznych w leczeniu. Trochę to ubezwłasnowalniące, ale pełnimy rolę ich opiekunów prawnych dopóki nie staną na nogi po traumach, więc musimy być wtajemniczone. 

Podsmażam cebulę na patelni. Z dziada pradziada, a raczej babki prababki tak robię. Zwykle tradycja gotowania bierze się po kądzieli. Faceci co najwyżej kuchenkę podłączą do prądu. A i tak, gdy któryś opanuje sztukę gotowania to zdobywa tytuł szefa kuchni. Ciekawe, czy ktoś inny w zachlapanym fartuchu, z jedną ręką w sortowaniu prania, a drugą w mieszaniu łokciem gulaszu, bo stary wrócił z kamieniołomu i woła o żarło, mógłby zdobyć jakieś oklaski za popisowe danie. 

Jak to się dzieje, że makaron do zupy gotuje się w osobnym garnku, a zupkę chińską zrobisz w jednej miseczce? Gdzie masz makaron, przyprawy i kawałki marchewki w jednym opakowaniu.

- Pięknie pachnie! - słyszę za sobą, więc obracam się na pięcie zaskoczona jej przybyciem - Och, nie przerywaj. Wiem, że lubisz kończyć rzeczy od razu. Przyszłam spytać, czy mogę przerobić Twój stary szkic z notesu. 
Kiwam głową bezwiednie, wystawiając kciuk w górę.
- Sztuka, która żyje, nigdy nie powinna zastygać tylko w jednej formie ani osiadać na laurach, że osiągnęła swoją ostateczną doskonałość!

Wracam do mieszania bulionu. Zabulgotał, złośliwie chlapiąc mnie wrzątkiem, gdy dodałam cebulę. Przecież większość naszych krewnych dawała nam to warzywo jako bandaż, plaster czy lekarstwo na wszelkie zło... skąd więc bunt rosolicha, że nie godzi się na wzbogacenie witaminami oraz bogactwem smaku?

Robi się coraz chłodniej na zewnątrz. W końcu można się zanurzyć w długie swetry, przyjmując bezkształtną masę na fotelu z dobrą lekturą w dłoni, czekając na Halloween. Wtedy choć jeden dzień za bycie spanikowanym widokiem codzienności dostaje się cukierki inne niż tabsy na nerwice. Jednak niezmiennym pozostaje fakt, że większość potworów ma za maskami ludzkie oblicza. Scooby Doo was right.

Odsączam makaron z nadmiaru wody i łączę z zupą. Czas wzmocnić się, skoro mają nadejść zmiany.


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 10, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Niedopowiedziana znajomośćWhere stories live. Discover now