Rozdział drugi.

19.2K 970 339
                                    

Heather


Siedziałam na sporym, wiklinowym krześle, które podsunęłam pod okno w salonie, żeby mieć lepszy widok na ulicę rozciągającą się przed domem. Opatuliłam się szczelnie kocem, chroniąc skórę przed chłodem i przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej, a brodę oparłam na kolanach. Rękami objęłam obie kończyny i tym sposobem zwinęłam się w kulkę. Dzięki tej pozycji było mi znacznie przytulniej.

Nie wiedziałam, która obecnie była godzina, ale wszystko wskazywało na wczesny poranek. Niedawno zaczęło świtać i mrok nocy ustąpił, ukazując poranną mgłę okalającą całe podwórze. Mimo gęstych jak mleko oparów, widziałam wszystko dokładnie. Tak bardzo skupiłam się na widoku przede mną, że nie umknął mi nawet ptak sfruwający z drzewa i odlatujący gdzieś w dal czy spadający na zimną, październikową ziemię liść.

Czas, jaki spędziłam na wgapianiu się w widok przede mną, jeszcze nie odebrał mi koncentracji. Byłam cholernie zmęczona, to prawda. Z każdą sekundą miałam ochotę zamknąć powieki i po prostu odpłynąć, zaznając w końcu odpoczynku. Trzymałam się jednak ostatków przytomności. Nie mogłam zasnąć całą noc i jedyne co potrafiłam robić to wgapiać się w przestrzeń, czekając na powrót Wayna. Jak widać na próżno.

Po wczorajszym wyścigu chłopak wpadł w kompletną furię, dlatego też bałam się z nim nawet rozmawiać. Drogę do domu przebyliśmy w miarę szybko jak na standardy, bo Wayn dociskał pedał gazu tak, że modliłam się żebyśmy nie zginęli w wypadku. Dla mnie jednak czas w aucie dłużył się w nieskończoność, bo mimo iż ja siedziałam zupełnie cicho, to brunet wychodził z siebie i rozładowywał emocje poprzez krzyk. Pierwszy raz widziałam chłopaka w takim stanie i naprawdę miałam nadzieję, że już więcej nie będę miała okazji.

Kiedy tylko zatrzymaliśmy się pod domem, chłopak kazał mi wysiąść. Miał tak głęboki i groźny głos, że wolałam się nie sprzeciwiać i grzecznie opuściłam wnętrze samochodu, a on po prostu odjechał bez słowa w nieznanym mi kierunku.

Nie wiedziałam do końca co mam ze sobą począć i stałam pod drzwiami wejściowymi, gapiąc się w miejsce, gdzie przed chwilą zniknęło czerwone BMW. Odetchnęłam z ulgą nie musząc dłużej znosić tej przerażającej atmosfery, ale też zaczęłam się martwić o bruneta. Mogło strzelić mu do głowy coś naprawdę głupiego, czego później by żałował, a ja obwiniałabym się, że nie próbowałam w żaden sposób temu zaradzić. Z drugiej strony patrząc, co niby miałabym zrobić? Pobiec i wytropić go po śladach kół? Absurd.

Ostatecznie wybrałam opcje wejścia do środka i zaczekania na jego powrót w ciepłym, bezpiecznym domu. Nie zrobiłabym nic, co w jakiś sposób mogłoby go powstrzymać przed nieprzemyślanymi decyzjami, więc nie było sensu uganiać się za nim i szukać igły w stogu siana.

Znałam go od trzech długich lat i wiedziałam, że wtrącanie się w całą tą sytuację nic nie zmieni, a może nawet ją pogorszy.

Wayn był wściekły, bo przegrał swój pierwszy w życiu wyścig i musiał to odreagować. Doskonale to rozumiałam, to miało dla niego wielkie znaczenie i potrzebował chwili, żeby okiełznać emocje, uspokoić nerwy. Jednakże fakt, że nie odezwał się do mnie odkąd zostawił mnie na podjeździe, strasznie mnie martwił. Zazwyczaj kiedy znikał na całą noc z kumplami i szwendał się po barach, szukając rozrywki, dawał jakiś znak. Jeden esemes czy nawet krótki telefon, że wszystko jest w porządku i mogłam spać spokojnie.

Tym razem chyba postanowił mnie pomęczyć, bo wyjątkowo milczał. Miałam ogromną ochotę rzucić się na swój telefon, wybrać numer do chłopaka i sprawdzić, jak wygląda sytuacja. Wystarczyłoby usłyszeć jego głos, nic więcej nie potrzebowałam. Mogłam bezproblemowo to zrobić, trzy sekundy i zapewne znałabym przyczynę jego zachowania, bo byłam pewna, że odebrałby ode mnie telefon.

RISKY PLAYER » luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz