III

489 55 6
                                    

Jeśli rozdział się wam spodobał zostawcie gwiazdkę i komentarz.


Cannibal przebijał się zwinnie przez burzowe chmury, a moje mokre i roztrzepane od wiatru i deszczu włosy przyklejały się do moich ramion i czoła.
-Pieprzony deszcz.-
Rzuciłam do siebie starając się skupić na tym aby cokolwiek zobaczyć w zacinającym srogo deszczu.
Droga z Królewskiej przystani do Harrenhall nie była długa jednak ten deszcz znacznie ją utrudniał.
Cannibal wydał z siebie donośny skrzek trzepocząc mocniej swoimi wielkimi czarnymi skrzydłami, bestia zrobiła się niespokojna wyczuwając prawdopodobnie coś złego.
-lykirī Cannibal, Issa daor tolmiot.-
* Spokojnie Cannibal, to niedaleko.
Rzuciłam w stronę bestii, ale mimo to dalej pozostawał on niespokojny co mogłam wyczuć.
Nigdy wcześniej nie zachowywał się tak, a przemierzał drogę w gorszych warunkach.
Usłyszałam potężny grzmot za swoimi plecami a deszcz zaczął zacinać jeszcze bardziej, nagle przez wycie wiatru i grzmoty piorunów przebił się donośny ryk, ryk który już wcześniej słyszałam.
Vhagar.
Przez moje ciało przemknął chwilowy cień strachu który tak szybko jak się pojawił tak szybko odszedł.
-Gaomagon daor sagon nākostōbā, ivestragī jikagon emagon kirimves!-
*Nie bądź nieśmiały, zabawmy się.
Rzuciłam w pustą przestrzeń donośnym tonem, po czym odgarnęłam swoje mokre włosy z twarzy.
-Emā mirros ñuhon jaelan ziry arlī.-
* Masz coś co należy do mnie chce to z powrotem
Usłyszałam jak znajomy głęboki głos przecina ciszę która chwilowo nastała, po tych słowach grzmot ponownie rozjaśnił niebo dając mi widok na ogromny cień bestii wiszący nade mną.
Vhagar wisiał nad Cannibalem jak upiorne widmo.
-Naejot Cannibal.-
* Do tyłu Cannibal
Szarpnęłam mocniej a Cannibal wydał z siebie ponowny donośny skrzekot cofając się lekko do tyłu.
Psychopatyczny wręcz śmiech Aemonda dotarł do moich uszu.
Vhagar zniżyła swój lot tak że Cannibal i smoczyca księcia szybowały obok siebie, zwróciłam swój wzrok w stronę blondyna.
Jego włosy posklejane były od deszczu a w jego oczach widziałam żądze mordu.
-Lo jaelā naejot tymagon kosti tymagon!-
Ponowny donośny śmiech księcia przeciął niebo.
* Jeśli chcesz się bawić możemy się zabawić.
Vhagar ryknęła przeraźliwie a Cannibal odbił na bok odsuwając się od niej.
Cannibal radził sobie już z innymi smokami, jednak Vhagar była stara i doświadczona w boju oraz nieprzewidywalna, w połączeniu z niestabilnym jeźdźcem tworzyła naprawdę niebezpieczną broń.
-Kraniec Burzy niczego cię nie nauczył Książę?-
Rzuciłam w jego stronę starając się utrzymać Cannibala który znów stał się bardzo niespokojny.
-Oddaj mi sztylet a dam ci spokój, dōna hontes.-
Przewróciłam oczami słysząc jego żałosne żądanie, jeśli chciał sztylet musiał się o niego postarać.
Rozkazałam Cannibalowi ruszyć na przód, Vhagar może i była przerażająca oraz ogromna ale za to wolniejsza niż mniejsze smoki.
-Jeśli chcesz go odzyskać musisz się postarać.-
Zaśmiałam się a kolejny grzmot rozjaśnił niebo.
Trzymałam go bliżej zielonej bestii, nie chciałam uciekać nawet nie miałam takiego zamiaru Aemond miał poczucie że siedzi nam na ogonie jednak tak naprawdę w chwilę mogłam zostawić go daleko za sobą.
Cannibal zaczął pikować delikatnie w dół jednak nie na tyle szybko aby zgubić Vhagar która dalej podążała za nami trzepocząc swoimi ogromnymi skrzydłami.
-Iksā sylugon naejot dakogon qrīdrughagon?-
* Próbujesz uciekać?
Ton księcia był zimny i twardy gdy wylecieliśmy z burzowych chmur, niebo stało się teraz jasne i spokojne.
Dopiero po chwili zarejestrowałam to że Vhagar nie znajdowała się już za nami, moja czujność przybrała na sile.
-Naejot Cannibal.-
* na przód Cannibal
Szarpnęłam mocniej za lejce skierowując bestię na prawo, cisza przez chwilę aż dzwoniła w moich uszach.
Spokojny moment nie potrwał długo, donośny ryk zielonej bestii doszedł do mnie gdy ta wynurzyła się jak widmo zza chmur.
-Bē Cannibal!-
Poleciałam a ten przeleciał sprawnie nad Vhagar której wielkie ostre zęby o mało nie wbiły się w bok Cannibala, zacisnęłam mocno szczękę gdy nasze smoki dosłownie minęły się o milimetry.
Mimo tego że udało mi się uniknąć starcia ze smoczycą ta uderzyła końcem swojego ogona w bok Cannibala powodując tym mocne szarpnięcie które odrzuciło mnie w bok.
-Kurwa!-
Złapałam się mocno siodła gdy moja głowa poleciała mocno w przód, poczułam jak naszyjnik leżący na mojej szyi zasuwa się z niej a potem tylko widziałam jak dryfuje pomiędzy chmurami spadając powoli w dół.
Odwróciłam szybko głowę w kierunku gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się Książę i jego smok jednak zauważyłam tylko czyste niebo.
-Skurwysyn!- Rzuciłam do siebie uderzając mocniej dłonią w siodło.
____

Lasy Harrenhall były moim ulubionym miejscem, dawały mi spokój i ciszę której często potrzebowałam.
Dodatkowo ludzie nie zapuszczali się w nie tak głęboko, wszystkie sabaty oraz kąpiele księżycowe czy rytuały leśne były więc dobrze chronione.
Strata naszyjnika dalej nie dawała mi spokoju, normalnie nie przejęłabym się stratą biżuterii aż tak...jednak należał on do mojej matki i była to ostatnia pamiątka jaką po niej miałam.
Siedziałam w głębokim ciemnym fotelu bawiąc się sztyletem który odebrałam księciowi kilka dni temu, w końcu wróciłam do domu objazd po siedmiu królestwach odrobinę mnie już znudził.
Miejscem do którego wracałam właśnie w takich momentach jak ten był mój dom w jednej z dolin w Górach księżycowych...idealne miejsce dla wiedźmy.
Kochałam to miejsce i jego klimat, dywany ze zwierzęcych skór, czerwone i białe świece tlące się w każdym kącie, półki na których znajdowały się wszelkiego rodzaju książki przydatne w praktykach magicznych legalnych lub mniej legalnych.
Wszelkiego rodzaju elementy potrzebne do zielarstwa czy uprawiania magii, pyły, medaliony, kości zwierzęce, wywary i oleje.
Ludzie zawsze gdy mówili o mnie że jestem wiedźmą mówili to z pogardą, uważali to za plugastwo i przekleństwo ale ja byłam z tego dumna, było to moim dziedzictwem i czymś czego uczyła mnie moja matka od najmłodszych lat.
Nawet wielki septon, rada siedmiu zwracali się przeciwko wiedźmą.
Wieśniacy bali zapuszczać się w tę dolinę bojąc się że natkną się na mnie lub Cannibala.
Spojrzałam na leżący na stole pęk czarnego bzu, Noc Świętojańska zbliżała się wielkimi krokami co oznaczało długo wyczekiwany sabat.
Na dworze zaczęły panować ciemności, świece rozstawione po kątach oraz tlący się w kominku ogień rozświetlały pomieszczenie, rzuciłam sztylet na drewniany stolik a głuchy brzdęk srebra odbił się od ścian izby.
Uniosłam się z fotela czując jak dreszcz niepokoju przechodzi przez mój kręgosłup, dotknęłam karku w miejscu w którym uczucie zaczęło zanikać.
Moje przeczucie i tym razem nie zawiodło mnie, ponownie do moich uszu dotarł dobrze mi znany przeraźliwy skrzek.
-Czyli nie zapomniałeś książę.-
Uśmiechnęłam się pod nosem idąc w stronę drzwi wejściowych.
Pchnęłam drewno z impetem a przed moimi oczami ukazała się Vhagar siedząca ciężko na łące.
-Smoczy Książę, myślałam że zapomniałeś.-
Uśmiechnęłam się zaczepnie w stronę zasiadającego z bestii blondyna, jego długa peleryna ginęła w otaczającej nas ciemności.
-Jak mógłbym zapomnieć o tym że jesteś złodziejką?-
Prychnął idąc zdecydowanym krokiem w moją stronę, Vhagar zaryczała ponownie po czym wzbiła się w powietrze znikając za kamiennym wąwozem.
-Straciłam przez ciebie coś cennego podczas naszego ostatniego lotu, jesteśmy kwita książę.-
Oparłam swoją dłoń o framugę gdy Aemond stanął na wprost mnie, nasze twarze dzieliły milimetry a szafir w jego oku pięknie odbijał blask płomieni ze środka.
-Nie jesteśmy Alais, ale myślałem że może chciałabyś to odzyskać.-
Zanurzył dłoń w swojej kieszeni po czym wyciągnął z niej mój srebrny medalion z czarnym agatem.
Moje oczy zaświeciły się na ten widok a wargi lekko uchyliły, przeniosłam wzrok z naszyjnika trzymanego w jego dłoni z powrotem na jego twarz.
-Skąd go masz?-
Wyrzuciłam z siebie wyciągając szybko dłoń aby zabrać biżuterię z dłoni chłopaka, jednak ten cofnął szybko dłoń zamykając medalion w uścisku.
-Spadł wprost na grzbiet Vhagar, nie ma nic za darmo, dōna hontes.-
Westchnęłam z podirytowaniem.
-Czego chcesz? Oddam ci ten sztylet nie zabrałam go bo mi się podobał zabrałam go aby cię wkurwić.-
Spojrzałam na niego a w jego oczach widziałam dobrze że bawi go ta cała sytuacja, bawiło go to że teraz to on ma kontrolę nade mną.
-Pomyślałem że skoro przeleciałem tyle aby oddać ci go to może chociaż zaprosisz mnie do środka?-
Perfidny uśmiech wstąpił na jego usta.
Zastanowiłam się chwilę nad jego słowami po czym zdjęłam dłoń ze framugi.
-Tylko się nie przywiązuj książę, nie będziesz tu więcej mile widziany.-

 𝐂𝐚𝐧𝐧𝐢𝐛𝐚𝐥 | Aemond Targaryen | Where stories live. Discover now