PROLOG

653 62 108
                                    

Ten człowiek na nic nigdy nie miał czasu. Zapracowany i goniący za własnym szczęściem, nigdy nie zważał na innych. Liczył się on i jego praca, jego poświęcenia, jego sława. Łapał każdą chwilę, żeby pokazać, jaki jest wielki i potężny, karmiąc swoje ego pochwałami i otoczką wspaniałości osoby Anthonego Starka.

Jako dziecko został porzucony sam sobie, dzięki ojcu, który skutecznie odsuwał go od siebie, budząc w nim podobne, skrywane dotąd emocje. Taki właśnie był Howard. Zgarniający całą glorię, wiecznie pochłonięty pracą, nigdy nie miał czasu dla domu i rodziny, ale Tony to rozumiał. Przynajmniej teraz, kiedy sam dorósł i zaczął podejmować własne decyzje.

Otrzymał spadek, otrzymał nazwisko, otrzymał firmę, ale nie dostał od rodziców najważniejszego - miłości. Dlatego przeklinał i wypierał się tego uczucia, nie mogąc pozwolić sobie na słabość. Był miliarderem, a bogacze nie okazują swoich złych stron. Tacy już byli. Ludzie z wyższej półki, z elity.

Poza tym, gdy stał się Iron Manem, nagle w oczach wszystkich został bohaterem. A bohaterowie chronią i ratują tych, którzy potrzebują ich pomocy. Niezależnie od pochodzenia, koloru skóry, czy stanu majątkowego.

I to właśnie robił Tony. Pomagał, zdobywał chwałę i dobrą opinię wśród innych, a to dla niego liczyło się najbardziej. Sława i pieniądze zawsze były priorytetem. Reszta nie znaczyła się aż tak w jego życiu. Dlatego zawsze był sam w wielkiej, wybudowanej dla siebie Wieży.

Przelatywał nad niespokojnym, głośnym miastem, wracając z misji. W stroju Iron Mana był kimś ważnym, z kim liczyli się ludzie. Znów zdobył glorię i kolejnych fanów, więc uśmiechając się pod nosem, myślał o kolejnej akcji. Potrzebował tego uczucia wyższości nad innymi, co dawało mu sporą satysfakcję. Jednak nie spodziewał się tego, co właśnie przemknęło mu przed oczami.

Kilka straży pożarnych, karetka pogotowia i policja, która kierowała ruchem to dosyć niecodzienny widok, nawet jak na Nowy Jork. Musiało się coś stać. Coś poważnego, co przykuło uwagę nie kilku, tylko nawet kilkunastu gapiów. Coś, na co z niepokojem spojrzał nawet sam Iron Man, który przystanął na chwilę na dachu jednego z budynków i kazał JARVIS'owi przeanalizować sytuację.

- Sir, w kanałach utknęło dziecko - oznajmiła sztuczna inteligencja, wyświetlając przed oczami mężczyzny schemat połączeń rur i możliwych wyjść. Jak się okazało było tylko jedno i to nie za ciekawe.

- Dobra, a co mogę zrobić?

- Musiałby pan spróbować wyciągnąć chłopca wyciągarką.

- Sprawdźmy, co powiedzą tam na dole - westchnął z irytacją, wiedząc, że tym razem nie pójdzie tak gładko i będzie musiał ubrudzić sobie ręce. Strasznie tego nie lubił. W swoim pancerzu był bezpieczny, nie musiał bać się brudu, ani zarazków. Zawsze ratował innych w garniturze, licząc na jakieś wywiady, czy rozmowy z mediami. Teraz miało być inaczej.

Wylądował między strażakami, opuszczając zbroję i przyglądając się sytuacji. Ludzie od razu zaczęli wrzeszczeć imię bruneta, licząc, że zauważy któregoś z nich. Jednak on przejęty był teraz czymś innym, czymś bardziej potrzebnym mu do rozgłosu. Tak przynajmniej myślał. Fakt, że utknęło tam kilkuletnie dziecko powinien być dla niego obojętny, a mimo to czuł potrzebę uratowania tego obcego mu chłopca.

- Co tu się dzieje? - zapytał od razu, patrząc do wąskiej rury, przez którą maluch wpadł do środka. Była nieduża, a jej średnica nie wynosiła więcej niż pięćdziesiąt centymetrów i miliarder doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

- Chłopczyk utknął w kanałach! - jeden ze stojących mężczyzn próbował przekrzyczeć się przez tłum. - Nie możemy go wyciągnąć! Jest za śliski!

WHAT ABOUT MEDonde viven las historias. Descúbrelo ahora