Zabiję ich wszystkich

31.7K 1.3K 386
                                    

Usłyszałem ją jako pierwszą. Ściągnęła mnie na ziemię i pozwoliła się rozpłynąć w melodyjności swojego głosu – to było przyjemne.

Hope, bo tak mi się przedstawiła, mówiła niepewnym tonem, jej głos wydawał się stłumiony, zupełnie jakby usiłowała się nie rozpłakać. Chociaż nie miałbym nic przeciwko temu. I nie miałem, gdy faktycznie się rozpłakała.

Mówiła tak przykre rzeczy, że i ja zacząłem odczuwać wewnętrzny ból.

Właścicielka tego niezwykle melodyjnego głosu opowiedziała mi, jak przebiegł jej poranek. Nie rozumiałem czemu, ale wtedy wyjątkowo mocno zdenerwowało mnie bestialskie zachowanie przypadkowych osób w miejscach publicznych.

Nie chciałem, żeby ktoś ją dotykał, powinna dać mi znać, jak ten ktoś się nazywa. Zapamiętałbym jego nazwisko – to było kluczowe – i rozliczył się po przebudzeniu z jego właścicielem. Chociaż przypuszczałem, że ostatnie, co przyszło jej do głowy, to pytanie o nazwisko.

Gdybym mógł mówić, poprosiłbym, aby kolejnym razem o to zapytała, żebym wiedział, komu powinienem przystawić pistolet do głowy.

Wtedy nie wiedziałem i czułem się podle, bo nie bywałem bezbronny, czy też tak nieskuteczny.

Hope mówiła, że bolały ją plecy, bo jakiś frajer, z którym dzieliła łóżko, kazał jej spać na zapadniętym materacu. Miałem nadzieje, że dzieliła się z nim tylko łóżkiem, a nie przy okazji swoim ciałem. Taki egoista nie zasługiwał na ciało kogoś, kto miał tak piękny głos. Jeżeli powiedziałabym mi, że ją skrzywdził, to czułem, że mógłbym się obudzić i być skłonnym do morderstwa w ciągu pięciu minut. To wszystko dlatego, że jej głos przyjemnie ściągał mnie na ziemię, z przeraźliwej ciemności i pustki, w jakiej się znalazłem.

Hope dotknęła mnie po raz pierwszy właśnie tamtego dnia, a ślady jej palców pozostawiły na moim ciele przyjemne mrowienie.

Jeszcze dłuższą chwilę czułem przyjemne ciepło opuszków jej palców na policzku. Miałem nadzieję, że wciąż byłem ogolony i prezentowałem się w miarę atrakcyjnie. Chociaż gdyby było inaczej, to czy chciałaby mnie dotykać? Pewnie nie, ale podczas moich rozważań jej dotyk ustał, a ja tak bardzo chciałem, żeby znów mnie dotknęła.

Chociaż bardziej pragnąłem, żeby coś zjadła, bo jak dotąd nie spożyła żadnego posiłku. Mnie dokarmiali kroplówkami, a ją? Przez cały czas, gdy byliśmy razem, słyszałem jedynie jej głos, żadnego innego. Nikt nie przyniósł dla dziewczyny nawet suchej bułki. Intrygowało mnie, ile czasu spędziliśmy razem. Nie miałem wątpliwości, że dowiedziałbym się tego, gdyby Matthew w końcu przyszedł sprawdzić, co u mnie. Przecież musieli ją wypuścić, tak? Chociażby na noc.

Jednak, czy nie lepiej byłoby, gdyby spała ze mną? Mój materac zdawał się być wygodny, a chętnie podzieliłbym się z Hope swoim ciepłem, bo palce miała lodowate jak płatki śniegu.

***

– Jezu stary, wstawaj... – Westchnął Matthew. – Jeżeli obudzisz się dziś po szóstej, zobaczysz ładną dziewczynę. – Zachęcił mnie.

            Och tak? Opowiedz mi o niej więcej.

– Blondynka. Lubisz blondynki, prawda? – Zaśmiał się cicho. – Tylko nie wyobrażaj sobie zbyt dużo. To małolata, ma dwadzieścia lat. Eh, dopiero co miała urodziny.

            Już wyobraziłem sobie za dużo i zaczynam rozumieć, czemu mówi do mnie na „pan".

Colin uderzył ją drzwiami całkiem przypadkiem – parsknął, a ja mentalnie zacisnąłem pięści. – Trochę ją postraszyłem pistoletem. Była nieobeznana, więc zgodziłaby się na wszystko. Będzie cię dobrze pilnować pod naszą nieobecność. – Poklepał mnie po ramieniu. – W sumie to za chwilę powinna tu być. Wróć, powinna tu być dziesięć minut temu. Mam nadzieje, że nie uciekła do innego stanu – zauważył

Ptaszynka #1 Dostępne w księgarniach Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz