16. Joy

37 4 34
                                    

Nerwowo strzelałam palcami, próbując się w jakikolwiek sposób odstresować. Tłum ludzi, ciekawskie spojrzenia oraz wszechobecny przepych na sali przyprawiały mnie o palpitacje serca.

Gdy Kaiden opowiedział mi o dzisiejszym bankiecie, najpierw zaczęłam się śmiać, bo uznałam, że jego słowa to żart, a gdy on nie podzielił mojej wesołości, niemalże wpadłam w panikę. Ostatecznie jednak wiedziałam, że wszystko miało swój cel. W końcu dopiero co wraz z Kevinem pojawiliśmy się w telewizji i było już za późno, żeby zrezygnować z życia publicznego. Poza tym Walker potrzebował wsparcia. W końcu to jego pojawienie się wywołało większą sensację, a to na pewno go stresowało. Kai nie potrafił pocieszać ludzi. Zdecydowanie.

Z tego też powodu wbiłam się w błyszczącą jak kula dyskotekowa sukienkę, pierwszy raz życiu włożyłam buty na obcasie i na nogach miękkich niczym z waty wtoczyłam się na imprezę dla sztywniaków. Jedyne, co ratowało mnie przed upadkiem, to wózek Kevina, który pchałam przed sobą, opierając się na nim przy okazji. Tylko dzięki temu dotarłam do stolika o własnych siłach.

— Joy. — Moje imię wyrwało mnie z zamyślenia.

Spojrzałam w dół na zmartwionego Walkera.

— Coś się stało? — wymamrotałam.

— Wołam cię już któryś raz, a ty tylko patrzysz gdzieś w dal cała blada. Wyglądasz, jakbyś zaraz miała zemdleć. Pomóc ci jakoś?

— Tak. Zabierz mnie stąd — odparłam śmiertelnie poważnie.

Mężczyzna westchnął.

— Też wolałbym, żeby mnie tu nie było. Zwłaszcza że to nie impreza dla mnie.

— A nie masz tego we krwi?

— Czego? — Zmarszczył brwi.

— No cóż... — zacięłam się. — Tego bankietowego obycia. Prezencji godnej milionera.

— Chyba sobie kpisz. — Parsknął śmiechem. — Te wszystkie sztywne maniery u ludzi są nabyte. Nikt nie rodzi się z kijem w dupie. No, chyba że moja matka.

Na te słowa i ja zaczęłam chichotać. Słyszałam od Gertie historie o rodzicach Allisson. Podobno byli potwornie sztywni, a do tego potwornie wredni.

— Ale to nie dlatego uważam, że to nie moje miejsce — kontynuował Kevin.

— Dlaczego więc? — zaciekawiłam się.

— Jesteś naprawdę urocza, gdy nie wiesz, co dzieje się dookoła. — Mężczyzna posłał mi uśmiech. — Powinnaś zauważyć, że to bankiet, na którym głównie się tańczy, a podczas wirowania na parkiecie poznajesz nowe osoby i zabawiasz je rozmową.

— Och, nie martw się. — Próbowałam go pocieszyć. — Ja też nie potrafię tańczyć.

— Nie wiem, czy nie potrafię. — Kevin wyglądał na wyjątkowo rozbawionego. — Ale na wózku raczej nie da się tego sprawdzić.

W ostatniej chwili powstrzymałam się przed uderzeniem sobie otwartą dłonią w czoło. Przegapiłam oczywistą oczywistość. On nie mógł tańczyć.

— Przepraszam — wyrzuciłam z siebie spanikowana. — Ja nie chciałam nic złego powiedzieć. Po prostu mój mózg się wyłączył i zapomniałam o tym, że no wiesz... Że ty, że oni, że taniec...

— Joy, bredzisz. — Złapał mnie za dłoń i pogładził ją uspokajająco. — Przecież nie powiedziałaś nic, co sprawiłoby mi przykrość. Powinnaś się rozluźnić. W innym przypadku zejdziesz na zawał, gdy tylko ktoś poprosi cię do tańca.

Copycat 2 ✔️Où les histoires vivent. Découvrez maintenant