2. Pamiątka po rodzicach

22 8 0
                                    

- ja też – usłyszałam głos za plecami. Należał do dziewczyny w moim wieku. Miała długie kręcone blond włosy i niebieskie oczy. - jesteś nowa? Który rok – spytała.

- tak, trzeci. A ty?

- Też. To, że wcześniej tu nie chodziłaś domyśliłam się bo powiedziałaś, że w reszcie tu jesteś. I rozglądasz się dookoła jak po jakimś średniowiecznym zamku. - no tak zapomniałam, że czasem ludzie w tym ja, są bardzo przewidywalni. - Welumi – przetwarzałam to co mi powiedziała próbując zrozumieć znaczenie tego słowa...

Pov. Welumi

- Welumi. - przedstawiłam się, a rudowłosa dziewczyna z zielonymi oczami, z którą rozmawiałam zaczęła się nad czyś wyraźnie zastanawiać i patrzyła na mnie jak na jakąś kosmitkę.

- co to znaczy – zapytała, a ja parsknęłam śmiechem.

- moje imię – też się zaśmiała.

- dziwne imię. Diana.

- dziwne to jest to, że jest tak mało osób – powiedziałam gdy przekraczałyśmy bramę. Na całym dziedzińcu była może garstka uczniów. - najwyraźniej większość nie chciała tracić smaku wolności szybciej niż to konieczne.

- pewnie tak- mruknęła pod nosem

- teraz to na co czekałam najbardziej. Szukanie pokoju. O nie. Muszę iść jeszcze do dyrektora. To nar... - zaczęłam już iść w kierunku budynku.

- czekaj. Też muszę do niego iść.- dogoniła mnie i po jakiś 20 minutach znalazłyśmy gabinet dyrektora. - przed samymi drzwiami zaczął mi wibrować telefon. - Ty idź pierwsza. Ja muszę odebrać. Diana bez słowa zapukała do drzwi, po czym weszła do środka...

Pov. Diana

Weszłam do środka. Pomieszczenie było dość małe. Na środku na czerwonym dywanie stało wielkie biurko. Na przeciwko wejścia duże na całą ścianę okno. Po prawej i po lewej stronie rozciągały się rzędy szaf z książkami. Jak w jakiejś bibliotece. Jedyną przerwą były drzwi po lewej stronie i ciekawa byłam co się za nimi znajduje, ale nawet gdybym spytała, to prawdo podobnie i tak nie uzyskała bym odpowiedzi. Przy oknie stał wieszak z zawieszoną za nim kurtką. A przy biurku ustawione były dwa fotele. Jeden duży z jednej strony biurka i drugi naprzeciwko, na którym ewidentnie miałam usiąść. Zajęłam więc to miejsce przedstawiając się.

- dzień dobry. Nazywam się Diana Williams. Miałam do pana przyjść. - dyrektor zaczął grzebać w jakiś papierach po chwili wyciągając z nich jedną kartkę.

- zgadza się. Twoi rodzice zgodę przesłali mi pocztą. Tu masz wszystkie informację dotyczące zajęć lub regulaminu. Jest tam też numer twojego pokoju. Tutaj – podał mi dwa klucze. -Masz klucze do szafki i do pokoju. Jak wiesz to jest to szkoła, której jest nacisk na sport i ćwiczymy tu sztuki walki. Wobec tego oprócz sal klasowych jest przydzielona jedna sala na każdy pokój. Klucz i numer swojej salki znajdziesz na stole w przy wejściu. Podpisz się tu, że otrzymałaś wszystko – podsunął mi jakąś kartkę, której nawet nie przeczytałam i długopis pod nos. Podpisałam i zabrałam klucze po czym wstałam.

- dziękuję. Do widzenia. - powiedziałam po czym wyszłam i usłyszałam rozmowę.

- tak ciociu. Nie dopiero idę do dyrektora. Tak. Dobrze. Pa.

- wszystko okej. - zapytałam bo jej mina nie pokazywała szczęścia.

- tak. Już wyszłaś. Myślałam, że będzie dwie godziny nawijał, a minęło ledwie 10 minut.

- Serio – spojrzałam na wyświetlacz w telefonie – faktycznie. Jak tak to poczekam na ciebie – dziewczyna tylko kiwnęła głową i weszła do środka.

Pov. Welumi

- tylko tym razem mnie nie zawiedź gówniaro – usłyszałam w słuchawce skrzekliwy głos mojej ciotki. - masz się uczyć.

- dobrze.

- jak będziesz czegoś chciała to nie dzwoń do mnie. Po to cię wysłałam do internatu by wreszcie od ciebie odpocząć.

- tak ciociu

- odebrałaś już wszystko

- nie dopiero idę do dyrektora

- to zachowaj chociaż szczątki kultury jakiej cię nauczyłam

- tak. Dobrze

- do nie słyszenia

- pa- nacisnęłam czerwoną słuchawkę z wielką ulgą. Zamieniłam dwa zdania z Dianą i weszłam do gabinetu dyrektora. - dzień dobry. Welumi Clark. Miałam do pana podejść by omówić szczegóły zajęć. - powiedziałam, zajmując miejsce naprzeciwko niego. Dał mi jakąś kartkę z informacjami. Klucze. Powiedział coś o sali gimnastycznej. Podpisałam coś i wyszłam żegnając się z nim. Gdy wyszłam Diana siedziała na ławce naprzeciwko gabinetu. - a ty co taka radosna.

- a nic gadałam z ciocią i wujkiem. Który masz pokój.

- 117, a ty.

- ja też. I nawet sprawdziłam w planie gdzie to jest.

- jakim planie.

- dostałaś tą kartkę – pokazała palcem na tą kartkę, którą dostałam od dyrektora – na drugiej stronie jest plan budynku. Potem to obejrzysz, bo ja chcę się już rozpakować. Zaczęła biec korytarzem.

- czekaj. - dogoniłam ją. Po 10 minutach byłyśmy już pod swoim pokojem.

- gdzie ja dałam te klucze – zaczęła grzebać w torbie. W tym czasie zdążyłam otworzyć drzwi swoimi. - kreatywna to nie była osoba która zaprojektowała to miejsce.

- koszmar – skwitowałam patrząc na żółte ściany. Po prawej stronie od wejścia był wieszak i szafka na buty, a bo lewej mały stolik, na którym znajdowały się klucze – patrz to klucze do naszej sali.

- no super, ale ćwiczeniami się zajmę kiedy indziej. - powiedziała po czym zaczęła się rozglądać i weszła do jednego z pięciu pomieszczeń – tu jest łazienka – krzyknęła ze środka. Ja podeszłam do innych drzwi.

- Amy Evans, Kate Evans – przeczytałam na głos nazwiska zamieszczone na kartce przyczepionej do drzwi.

- To nasz pokój. - wskazała rudowłosa – patrz tu pisze. Diana Williams, Welumi Clark.- Otworzyła drzwi z lekkim skrzypnięciem. - Super. - tu było dość fajnie. Ciemne panele i ściany w kolorze intensywnego jasnego fioletu. - ej co to za klucz – wskazała na szafkę nocną koło jednego z łóżek.

- To chyba klucz do do tych drzwi. Dobra ja się rozpakowuję i idę na naszą sale.

- nie no serio.

- no. Weź idź ze mną.

- dobra, ale będę musiała jeszcze zadzwonić do cioci.

- a nie do rodziców.

- nie mam ich – miałam ochotę przybić jej piątkę i powiedzieć ,,witaj w klubie", ale się powstrzymałam. Rozpakowanie się nie zajęło mi dużo czasu. Obie miałyśmy tylko dwie torby sportowe i plecak na książki. Spodziewałam się, że większość weźmie walizki, ale ja owej nie miałam. Po za tym jedna z tych toreb jest ze mną od zawsze. Jakbym się z nią urodziła. Pamiątka po prawdziwych rodzicach.

Strażniczki ŻywiołówWhere stories live. Discover now