6. Pojmany (Cohollro I)

12 2 0
                                    


Głowa bolała go niemiłosiernie. Zbierało mu się na wymioty, lecz stać go było jedynie na bolesne spazmy - wszystko, co mógł zwrócić, zwrócił już wcześniej. Odwodniony, głodny i wycieńczony marzył o śmierci.

Nie pamiętał, co działo się z nim wcześniej. Wiedział tylko, że został schwytany w wilgotnym lesie, skrępowany, a potem przeprowadzony piekielnie długą trasą aż do mglistego i zimnego górskiego miasta. Odniósł wrażenie, że jego oprawcy liczyli, że tam ktoś powie im, co należy z nim zrobić. Chyba jednak tak się nie stało, bo odkąd przybyli do celu podróży przychodziło do niego wiele osób, oglądało go i rozmawiało ze swoimi pobratymcami - zapewne na jego temat. Nic więcej jednak się nie działo. Przestano go jednak karmić, nie dawano mu też wody. Dnie i noce spędzał skrępowany w ciemnej celi i marzył, o jakiejkolwiek odmianie.

Tak właśnie było również tego dnia, gdy ponownie pojawił się przed nim ubrany w wełniany płaszcz ozdobiony geometrycznymi wzorami mężczyzna. Tym razem jednak była przy nim dziewczyna. Musiała być młodsza od niego, mogła mieć nawet mniej niż dwadzieścia lat. Zdecydowanie była najmłodszą osobą, która przyszła go oglądać. W gruncie rzeczy, nie wiedział nawet, ile sam ma lat. Dziewczyna miała na sobie białą pelerynę. Ciemne oczy dziewczyny uważnie się mu przyjrzały. Powiedziała coś potem mężczyźnie, a on jej odpowiedział. Rozmawiali ze sobą dość długo. Powtarzała ciągle „qo 'oru, qo 'oru, qo 'oru". Może tak właśnie miał na imię? Zastanowił się nad tym. Tak, to było możliwe. Ko-ho-ru. Cohollro. To brzmiało na właściwie imię. W głębi duszy wiedział, że kiedyś nazywano go inaczej, ale nie potrafił sobie tego przypomnieć. Nie pamiętał niczego sprzed czasów gorącego lasu, w którym żył jakiś czas, polując na tapiry, łapiąc ryby i wykradając jaja kolorowych ptaków.

Nie wiedział, o czym młoda dziewczyna rozmawiała z mężczyzną, lecz wkrótce potem rozwiązano go i przyniesiono mu wodę. Po jakimś czasie powróciła też dziewczyna w towarzystwie kilku innych osób, mężczyzn i kobiet. Wyprowadzili Cohollra z celi. Jasne światło dnia na moment go oślepiło, lecz rześkie powietrze pomogło mu się rozbudzić. Dalej był bardzo słaby i umierał z głodu. Szedł w otoczeniu rozmawiających ze sobą ludzi. Na szyi założono mu jednak pętlę, a jeden z mężczyzn trzymał koniec liny w dłoni. Gdyby chciał uciec, udusiłby się. Może nie byłoby to takie złe rozwiązanie?, pomyślał, czując, jak boli go całe ciało. Ledwie mógł iść.

Zabrano go do jednego z największych domów w mieście. Potężnego gmachu z wielkich bloków kamienia połączonych bez pomocy zaprawy murarskiej. Wprowadzono go do środka, a następnie pokierowano do jednej z komnat. Tam czekało na niego jedzenie. Dość mała porcja słodkich ziemniaków, niemal nic jak na jego głód. Z jednej strony ucieszył się możliwością zjedzenia czegokolwiek, z drugiej poczuł zawód. Dziewczyna musiała to zauważyć, bo powiedziała mu coś w swoim języku. Nie zrozumiał.

Popatrzyła na niego swoimi dużymi, ciemnymi oczami, wskazała w swoją stronę i powiedziała:

- Chisqui.

Uśmiechnęła się przyjaźnie.

- Cohollro - odpowiedział, nie wiedząc, czy tak właśnie się nazywa. Nawet jeśli kiedyś nie było to jego imię, teraz już się nim stało.

Dziewczyna wskazała na ziemniaki i powiedziała słowo, które musiało być ich nazwą. Cohollro uśmiechnął się lekko i spróbował je powtórzyć.

Dziewczyna mówiła potem dość dużo, ale on nie potrafił jej zrozumieć. Po skromnym posiłku, dostał do wypicia piwo kukurydziane. Potem powrócił mężczyzna, ten, z którym wcześniej rozmawiała Chisqui. Powiedział jej coś i spojrzał na Cohollra. Dziewczyna zaprotestowała i wstała. Po krótkiej wymianie zdań mężczyzna wyszedł, by po chwili powrócić z innym, bardziej wyprostowanym i nieco starszym. Byli do siebie podobni, więc Cohollro założył, że mogą być braćmi. Różnica wieku była zbyt mała na ojca i syna. Wszyscy troje zaczęli dość żywo rozmawiać, chyba się sprzeczali. W końcu musieli jednak dojść do jakichś wniosków, bo młodszy mężczyzna wyszedł, pozostawiając Cohollra w kamiennym domu.

Chisqui powiedziała coś do niego i wskazała gestem, by wstał. Gdy się podniósł, zakręciło się mu w głowie i omal nie upadł, lecz drugi z mężczyzn, ten który pozostał w pomieszczeniu, chwycił go. Poprowadził go do innego pokoju i tam położył na przygotowanych wcześniej kocach. Pozostawiono go tam, a on czuł, że cały świat wiruje dookoła niego. Drzwi zaryglowano od zewnątrz, co musiało znaczyć, że jednak nie został uwolniony.

Zaraz po tym zapadł w sen. Znów był w wilgotnym lesie i ukrywał się przed czymś, co od dawna go ścigało. Ciągle biegł, omijając drzewa i zwisające pnącza. Wiedział, że zginie, jeśli zatrzyma się choć na moment. Nagle jednak wpadł na stalową postać, która zagrodziła mu drogę. Chciał szybko wstać na nogi i uciec w inną stronę, ale postać złapała go i pomogła wstać. Poczuł się bezpiecznie. Wiedział, że zagrożenie minęło, przynajmniej na moment. Nie musiał już uciekać.

Po chwili zdał sobie jednak sprawę, że poczucie bezpieczeństwa było złudne. Gdzieś z tyłu głowy słyszał wysoki męski głos, który próbował go przed czymś ostrzec. Nie podobało mu się to. Wszystko przecież było dobrze, a głos kłamał. On zawsze kłamał. Zawsze.

Cohollro obudził się w środku nocy. Z małego okna u góry jego pokoju dobiegał blask księżyca. Przeszył go dreszcz. Było okrutnie zimno. Owinął się kocem i chciał spróbować zasnąć, lecz wtedy zdał sobie sprawę, że kłamliwy głos tam na niego czeka. Wzdrygnął się.

Czuwał aż do świtu, gdy ponownie przyszła do niego Chisqui, przynosząc wodę i kukurydziane placki. Zaczął łapczywie jeść, czując wielką wdzięczność. W promieniach porannego słońca pokój nie wydawał się wcale niepokojący, a pogodna dziewczyna sprawiała, że czuł się tu naprawdę bezpiecznie - mimo że nie wiedział, kim jest ani gdzie się znajduje. Wiedział jednak, że głos z jego snów wciąż jest blisko. Przykrył go innymi myślami, lecz nie potrafił się go w pełni pozbyć.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 12, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Cesarz i Król (tom I serii "Królowie końca")Where stories live. Discover now