Rozdział 8

308 16 9
                                    

Ile jeszcze razy odwiedzając ją w tym cholernym szpitalu, zastanę ją śpiącą?

Prowadzenie dialogu samemu staje się coraz cięższe.

– Hej Al, to znowu ja, przyszedłem pogadać. Nie zdziwię się, jak kiedy się obudzisz, wyrzucisz mnie z oddziału, tylko dlatego, że taki szmat czasu zamęczałem cię gadaniem i końcowo nie dałem ci odpocząć, choć na to zasługujesz.

Zwłaszcza że twój grafik był zawsze zapełniony po brzegi. Powinnaś trochę więcej skupiać się na sobie i swoich potrzebach, a nie na tym, co inni zadecydowali, że powinnaś robić.

– Wiem, że całe życie byłem samolubem. Uwielbiałem słuchać o twoim życiu, a odkąd cię poznałem, uwielbiałem się w nie również wpierdalać, co pewnie nie dało się nie zauważyć. Nie mówiąc o tym, że sama najlepiej wiesz, jak wielokrotnie kłamałem, że to Smith mnie tu wysłała, a ona nigdy później nie przeczyła. To na to przez większość czasu, szły te moje trzy magiczne życzenia za branie udział w konkursie – na zezwolenie mi spędzać z tobą jak najwięcej czasu.

Może to zwidy, a może rzeczywiście jakiś jej niekontrolowany skurcz mięśnia, ale miałem wrażenie, że delikatnie się uśmiechnęła.

– Początkowo, to była miła odskocznia. Wiesz, nasze przekomarzanie, działanie sobie na nerwy w najbardziej schematyczny sposób. A później z tych przekomarzanek zeszliśmy na dobrych znajomych, podczas których więcej się o tobie dowiedziałem, a ty o mnie. I cholera, to już nie była miła odskocznia. To było czymś, do czego chciałem wracać myślami i powtarzać, na okrągło. Słuchać jak opowiadasz i dowiadywać się coraz więcej. To był już nawyk, ale taki co mimo powtarzalności, był przyjemny.

Mimowolnie spojrzałem na kwiaty, które nadal trzymałem w dłoniach, zamiast wsadzić je już dawno do wazonu. Choć czułem, że tulipany to mogą być jej znienawidzone kwiaty, to właśnie je wybrałem. Może w głębi duszy chciałem tak, jak kiedyś, zrobić jej na złość?

– Nigdy jednak nie opowiadałem ci, co się dzieje w moim życiu, mimo że kilkukrotnie o nie zahaczałaś pytaniami. – Chwyciłem łodygi kwiatów trochę wyżej, widząc, jak ich kielichy zaczynają je powoli przełamywać, a następnie wziąłem głęboki wdech. – Może to okropne z mojej strony, że mówię ci to teraz, kiedy prawdopodobnie większości nie będziesz pamiętać, ale czuję się winny, że do tej pory jeszcze tego nie zrobiłem. Pewnie widziałaś liczne zabawki w moim domu albo może choć raz przebiegło ci przez myśl, czemu tak często spędzam czas u Sama...

Spojrzałem na jej twarz, czując, że kolejny raz mimowolnie liczyłem na to, że moje kolejne słowa wywołają u niej jakąś reakcję. Po tylu miesiącach nadal nie dociera do mnie, że to nic nie da.

– Mam młodszą siostrę. Ale to dużo młodszą. Dokładnie siedemnastego lutego skończy sześć lat. – Wziąłem kolejny głęboki wdech. – Gaby od urodzenia choruje, przez co rodzice, jak pewnie już zauważyłaś, rzadko bywali w domu. Odkąd tylko wykryto u niej białaczkę, rodzice zaczęli pracować na zmianę i prawie cały swój wolny czas spędzali w szpitalu. Dla mnie, jedenastolatka, który całe życie był jedynakiem i miał rodziców prawie cały czas do dyspozycji, ta nagła zmiana była jak cios poniżej pasa.

Choć wbrew temu, jak się czułem, nadal nie potrafiłem nienawidzić tej małej istotki. Zabrała mi wszystko, co w tamtym momencie było dla mnie istotne – czas rodziców, nowe zabawki, uwaga innych osób, z którymi rodzice mieli kontakt. Wszystkie ich rozmowy toczyły się wokół niej, pierwsze trzy lata zapominali nawet, by spytać chociaż o głupie "jak tam w szkole".

Mimo to nie byłem zły na Gaby. Byłem zły na wszystko dookoła, ale jej oddałbym cały świat, gdyby była taka potrzeba. Choć wydaje mi się, że właśnie to wtedy robiłem – oddałem jej wszystko to, co dotąd należało do mnie i z pokorą czekałem, aż się tym podzieli. I choć wielokrotnie chciała, pytając się rodziców o mnie, nie potrafiła odpędzić od siebie ich uwagi, tak bym ponownie poczuł się istotny w ich życiu.

More Than Just A Little Bit - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz