🍂2🍂

61 4 7
                                    

Przez ten tydzień nie spotkałem ani razu Kuby. Oczywiście ja, jako, że jestem baaardzo mądry (wyczujcie ten sarkazm) zapomniałem wziąć od niego numeru telefonu.

Codziennie przychodziłem wieczorami do parku, ale za każdym razem nie było go tam. Postanowiłem, że się nie poddam.

Dziś znów miałem zamiar tam iść, więc ubrałem buty i cieplejszą bluzę i wyszedłem z domu.

Po drodze jak zwykle słuchałem muzyki na słuchawkach. I tak oto tanecznym krokiem znalazłem się w parku.

Idąc w stronę ławki zobaczyłem w oddali postać opierającą się o drzewo. Miałem wielką nadzieję, że to Kuba.

Szybkim krokiem podchodziłem do postaci. Gdy byłem kilka kroków od niej odwróciła się. Tak. To Kuba. Ale wyglądał tragicznie.

Jego cała twarz była strasznie opuchnieta. Miejscami nawet sina. Z łuku brwiowego leciała mu krew, a po policzkach łzy. Całe jego ubranie było brudne i poplamione czerwoną cieczą.

Próbował zrobić kilka kroków w moją stronę, ale stracił równowagę i prawie by upadł, ale w ostatniej chwili złapałem go. Był bezwładny. Zemdlał.

Położyłem go delikatnie na ziemi i chwyciłem trzęsącymi się rękami telefon. Szybko wybrałem numer na pogotowie.

Ten czas tak bardzo mi się dłużył. Nie wiem ile czekałem. 5 minut? 15? 30? Godzinę? Ale w końcu przyjechali. Odetchnąłem z ulgą.

Nie wiem czemu, ale w oczach miałem łzy. Chciało mi się płakać na samą myśl, kto mógł mu coś takiego zrobić. Jak się dowiem kto to zrobił to rodzona matka go nie pozna. (wkurzony Tobiasz lvl. Extreme xD~aut.)

Ratownicy pozwolili mi, żebym z nimi pojechał. Siedziałem przy nim w karetce.

Gdy dojechaliśmy do szpitala lekarze zaczęli go prowadzić do jakiej sali, a ja próbowałem dotrzymać im kroku.

Niestety przed drzwiami od sali zostałem zatrzymany przez lekarzy. Kazali mi czekać, aż mu się polepszy.

Usiadłem więc na najbliższym krześle i próbowałem wymyśleć coś, co naprowadzi mnie na tego, kto mu to zrobił.

Po jakiejś godzinie rozmyślania zauważyłem, że z pomieszczenia, w którym jest Kuba wychodzi lekarz. Szybko poderwałem się z krzesła.

- Dzień dobry, czy wszystko z Kubą w porządku? - zapytałem z nadzieją.

- Dzień dobry, na razie jego stan jest stabilny, ale musi zostać jeszcze kilka dni w szpitalu - odpowiedział doktor.

- Bardzo panu dziękuję, a czy mógłbym go odwiedzić? - poprosiłem.

- Dobrze, ale tylko chwilę. Pacjent nie może się przemęczać.

Pokiwałem jedynie głową i udałem się do sali.

Zobaczyłem Kubę. Nadal wyglądał źle, ale już troszeczkę lepiej niż poprzednio. Opuchlizna mu już trochę zeszła, ale i tak był cały posiniaczony. Leżał na łóżku I patrzył przez okno.

Podszedłem do niego i usiadłem na krześle obok łóżka.

- Jak się czujesz? - zapytałem z troską w głosie.

- Mogło być lepiej - zaśmiał się pod nosem.

Uśmiechnąłem się delikatnie.

- Wiesz może kiedy stąd wyjdę? - zapytał - Siedzę tu kilka godzin, a już mi się nie chce.

- Z tego co wiem jeszcze kilka dni tu posiedzisz - odpowiedziałem - nie martw się, będę cię odwiedzał - uśmiechnąłem się do niego czule co odwzajemnił.

- A jeśli mógłbym spytać - zacząłem nieśmiało - kto... ci to zrobił?

Kuba odwrócił ode mnie głowę.

- Pamiętasz... jak ci opowiadałem o mojej dziewczynie? - pokiwałem głową - Opowiadałem ci, że próbowała zrobić wszystko, byleby się zemścić. Najpierw przy znajomych, przez co wszyscy się ode mnie odwrócili. Ale było jej mało. Jej chłopak miał swoją bandę. Przyszła do niego z płaczem, że ją niby udeżyłem. No i ja byłem sam. Ich chyba siedmiu. Nie miałem szans. I teraz widzisz jak wyglądam.

Złość we mnie kipiała. Miałem ochotę wyjść z tąd, znaleźć tą szmatę i jej chłoptasia i ich udusić, albo ewentualnie roztrzaskać ich śliczne buźki o beton.

- Haloooo, ziemia do Tobiaszaaa - machał mi ręką przed twarzą Kuba.

Potrząsnąłem głową by wyrwać się z transu. Spojrzałem na niego. W jego oczach było widać niepokój i ciekawość.

- Tobiasz? Dlaczego jesteś zły? - zapytał smutnym głosem - Zrobiłem coś nie tak?

- Nie, tylko... - podrapałem się po karku. Jak mu to wyjaśnić. - Po prostu jestem wściekły na nich. Po co mieliby robić ci coś takiego?

- Nie mam pojęcia. Nie gadajmy już o tym.

Zaczęliśmy sobie rozmawiać. Czas bardzo szybko nam minął. Zrobiło się już ciemno, więc pożegnałem się z nim i wróciłem do domu.

Weszłem do łazienki, wziąłem szybki prysznic, przebrałem się w piżamę, umyłem zęby i inne takie tam i udałem się do swojego pokoju.

Rzuciłem się na łóżko, które zaskrzypiało od mojego znikomego ciężaru. Wtuliłem się w poduszkę i zmęczony zasnąłem.

706 słów

Chcę tylko podziękować SHIPINGBICZYS za motywację do pisania i miłe pisanie ze mną <3

Miłego dnia/nocy
💙💙💙

🍂Jesienne Wieczory🍂 TobirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz