CHAPTER FOUR: Harvest Festival

398 22 12
                                    

— Dożynki, moi kochani! Bardzo ważne wydarzenie dla mieszkańców Jericho, a przez to również dla nas. Kilka zasad, zanim oddacie się konsumpcji piwa imbirowego i waty cukrowej! Zasada pierwsza: swoim zachowaniem reprezentujecie Nevermore i musicie o tym pamiętać za każdym razem, szczególnie, gdy wpadnie wam do głowy jakiś durny pomysł — podkreślała dyrektor Weems.

Jej przemówienie było długie i nie zawierało nic, czego Candice jeszcze nie słyszała. Winifred ze znudzeniem okręcała różową gumę balonową na palcu, a za nimi, głośno szeptali między sobą Bianca i Xavier.

Gdy Weems skończyła swój wywód, wszyscy w pośpiechu i chaosie zaczęli biec do autobusu. Syreny siedziały na końcu, a wraz z nimi — Xavier i Candice.

— Coli? — zaproponowała jej Winifred.

Candice pociągnęła spory łyk i skrzywiła się z niesmakiem.

— Trochę ją podrasowałam — zarechotała Wini. — Dalej, weź jeszcze łyka! Rozejrzyj się.

Faktycznie, wszyscy zaczęli wyciągać z plecaka butelki, jakby dopadło ich symultaniczne pragnienie i opróżniali je łapczywie! Candice wzięła kolejnego łyka.

— Nadal ohydne — przyznała z grymasem.

— Następnym razem nie zapomnę zabrać dla ciebie soczku — przedrzeźniała ją Wini.

Gdy dojechali na miejsce, nie dali dyrektor Weems powiedzieć ani słowa więcej, rozpierzchając się na wszystkie strony.

Candice została z Winifred i Yaspis, które właśnie sprzeczały się o ostatni łyk coli z prądem. Ostatecznie Candice wyrwała im butelkę i wypiła do końca jej zawartość. Za trzecim razem smakowało jeszcze gorzej.

— No dobra, to zaczynamy zabawę! — krzyknęła Wini i pociągnęła je w kierunku atrakcji.

Zaczęły od diabelskiego młyna; świetnie się bawiły, zrzucając na dół nieuprażone ziarenka kukurydzy, które zostały im na dnie pudełka po popcornie. Gdy schodziły, mężczyzna obsługujący mechanizm gniewnie zmierzył je wzrokiem.

Potem pobiegły do Domu Strachów. Stały w długiej kolejce, śmiejąc się i przekrzykując nawzajem.

— Ale ekstra! — ekscytował się chłopiec, który właśnie wyszedł ze środka. — Co chwila coś na mnie wyskakiwało! O mało nie umarłem ze strachu!

To ostudziło nieco zapał Candice. Lekcje z Valerią dostarczały jej wystarczających bodźców i wolała nie ryzykować, że zafunduje komuś dodatkową atrakcję w postaci poplątania mu myśli.

— Ja odpuszczę — oznajmiła i zanim Wini i Yaspis zaczęły protestować, wtopiła się w tłum. — Jestem pod telefonem! — krzyknęła.

Ruszyła w głąb festynu, szukając czegoś dobrego do zjedzenia. Zatrzymała się przy stoisku z plackami i wzięła kawałek dyniowego.

Gdy odchodziła, zaczepił ją ktoś z kolejki. Nie od razu rozpoznała, kto.

— Hej, Candice!

— Tyler... — zmieszała się, zaskoczona, że tak po prostu ją zagadnął. — Miło cię widzieć — dodała, by nie wyjść na nieuprzejmą.

— Jesteś sama?

— Tak jakby — przyznała. — Dziewczyny poszły do Domu Strachów.

— Zjemy razem?

Jego niegasnący entuzjazm wprawiał Candice w nastrój pomiędzy podziwem a skrępowaniem.

— Jasne — zgodziła się po chwili. — Będę przy tamtym stoliku.

A Penny For Your Thoughts • WednesdayWhere stories live. Discover now