VIII

909 46 21
                                    

Zakazany las pojawił się przed zielonymi oczami młodego czarodzieja gdy tylko pchną, o dziwo nie zamknięte, wrota Hogwartu. 

Za wszystkimi pagórkami, kwiatami i pojedynczymi drzewami błoni na których uczniowie szkoły tak często lubi spędzać czas, była widoczna cienka kreska ciemnych drzew która z każdym krokiem była coraz bardziej widoczna razem z szczegółami roślinności.

Każdy krok chłopaka był widocznie niepewny i dość powolny. Nie był chyba przeorany o tym kogo tam zastanie. Choć cały list jasno go o tym informował. Po części nie rozumiał siebie. Z premedytacją postanowił wszystkich zawieść? Jego lęk który towarzyszył mu przez ostatnie miesiące nagle odpuścił? Czy taka kolej rzeczy mogła być w ogóle prawdziwa? Nie był wstanie sam puścić się barierki, aby zmienić obszar swojego istnienia. Czy potrzebował aby ktoś go po prostu popchnął? Chciał zwalić na kogoś robotę jego zabójstwa.

Z tą świadomością w kroczył do zakazanego lasu. Częściowe zrozumienie samego siebie przyprawiło go o satysfakcje jakiej nie odczuwał chyba nigdy. Pomimo świadomości że zaraz spadnie z granicy dzielącej go od śmierci na której w końcu tak długo się trzymał. Po mimo tego że zaraz zawiedzie wszystkich i każdego z osobna. Po mimo że nie wiedział co tak naprawdę się stanie. Zielonooki chłopak cieszył się jak małe dziecko kiedy wchodzi na szafę tylko po to by na nią wejść, dla zabawy, z świadomością że mama się wkurzy i że nie jest to w żadnym stopniu bezpieczne.

To porównanie może nie wydało mu się do końca trafne w końcu wejście na szafę nie grozi bezpośrednią śmiercią, ale było jedynym które przyszło mu do głowy.

Zapuszczał się coraz głębiej w czeluścią zakazanego lasu, kiedy nagle poczuł uderzenie. Coś ciężkiego  uderzyło go w tył głowy powodując że upadł na ziemie, a jego oczy powoli zasnuły się mgłom. Miał nadzieje że to co ostatnie uda mu się zobaczyć tak jak na filmach będzie miało jakieś znaczenie i pomorze wyjść mu z tej sytuacji, ale niestety dostrzegł tylko nocne niebo, które nie wcale nie okazało się pomocne.

***

Nie czuł sensu w tym co się działo, nie zawarzał żadnego sensownego celu poczynań kogokolwiek w tym przede wszystkim jego samego.

Emily Black. Wiedział że coś jest z nią stanowczo nie tak.

To była jedyna z rzecz która została w jego głowie po ostatniej nocy. Nie był w stanie przypomnieć sobie prawie nic. Wiedział że to co się stało miało związek z Voldemortem i tą dziwną dziewczyną. Z lochami Slytherinu. Z czyjąś śmiercią. Jakąś zdradą, ale nie mógł połączyć puzzli.

Żałował że okazał się tak głupi, by zrobić to co było napisane na tej głupiej kartce. Chciał końca i tylko końca, był słaby myśląc że wyręczenie się kimś było dobrym pomysłem. Wpadając na ten beznadziejny pomysł okazał się tchórzem.

Momentami wątpił że to wydarzyło się naprawdę, ale nie mógł sobie wytłumaczyć że to był tylko sen, choć nie pamiętał prawie nic. Na jego szyi widniała podłużna rana. Ktoś groził mu nożem.

Harry mimo wszystko żałował że nie umarł.

Kiedy spojrzał na zegar okazało się że jest już po 16 czyli kończyły się ostatnie lekcje. Brunet miał nadzieje że nikt nie zwróci uwagi na to że nie było go cały dzień, a wytłumaczeni że gorzej się poczuł starczy.

W końcu podniósł się dość szybko z łóżka i na skutek tego zachwiał się, w ostatniej chwili łapiąc się szkarłatnej zasłony od łóżka by się nie wywrócić. Odetchną z ulgą że to się udało i wziąć głęboki oddech. 

Nagle tchnięty przeczuciem obrócił głowę patrząc na sąsiednie łóżko siedział tam Ron z książką do transmutacji oraz kawałkiem pergaminu przed sobą. Trzymając pióro którym najwidoczniej coś pisał zanim praca jego została przerwana przez Harrego zachowującego się niezwykle dziwnie. Teraz rudowłosy chłopak wpatrywał się w niego z zdumieniem i zaciekawieniem na raz.

Harry Potter nie tak idealnieWhere stories live. Discover now