XIII

605 28 9
                                    

Otworzenie oczu było najgorszym uczuciem na świecie. Białe ściany skrzydła szpitalnego raziły go po oczach, a gwar głosów dobiegających z korytarza nie pozwalał uspokoić myśli. Usiadł na pościeli trzęsąc się, ale nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Malfoy on... Chciał wierzyć że to tylko sen, ale to była rzeczywistość. Cholerna rzeczywistość. Wolał nie pamiętać. Tak było by łatwiej, ale sam uparł się aby wiedzieć. Nienawidził siebie, a jeszcze bardziej nienawidził durnego ślizgona.

- Czemu do cholery nie umiesz porządnie rzucić zaklęcia zapomnienia - powiedział cicho, a potem sale przeszedł śmiech.

Śmiech bezsilności, śmiech przegranej, śmiech szaleństwa. Dość, dość, dość, dość, dość, dość, DOŚĆ.

Miał gdzieś panią Ponferey która wszystkiemu się przyglądała z rosnącym przerażeniem.

Śmiał się, a po jego twarzy płynęły łzy. Dość.

- Potter uspokój się - usłyszał głos pielęgniarki.

Zachowywał się jak debil, ale miał to gdzieś nie obchodziło go już nic. Zupełnie nic.

W ręce zostały mu wciśnięte tabletki uspokajające uspokajających i woda. Nie chciał tego brać. Nie miał zamiaru.

Kubek wypadł my z dłoni kiedy wstał i rozbił się o ziemię kalecząc go w nogi.

Jego śmiech znów przeszył pomieszczenie, a okno roztrzaskało się na strzępy, śmiał się jak wariat, a z oczu ciekły mu łzy.

Z gołych pokaleczonych szkłem stup płynęła krew plamiąc posadzkę na szkarłatny odcień.

Kopnął łóżko na którym spał, a śmiech już trudno było rozróżnić od krzyku bezsilności. DOŚĆ.

Świat się rozmazywał, ale rzucił się w stronę wyjścia z skrzydła szpitalnego. Ponfrey nie była w stanie go powstrzymać, gdyż po roztrzaskaniu przez gryfona okna leżała na ziemi nieprzytomna.

Ignorował ból przy każdym kroku i krew płynącą z licznych ran których doznał gdy okno się rozbiło. Miał to wszystko gdzieś.

Był ubrany w piżamę, ale to też średnio go obchodziło. Jak on mógł zrobić mu coś takiego i tak po prostu patrzeć mu w oczy. Jak on śmiał zmodyfikować mu pamięć.

Wpadł do wielkiej sali jak poparzony, a w okuł zapadła dziwna cisza. Wtedy zorientował się że jego przedramiona są na wierzchu, ale zignorował to i rzucił się w stronę stołu Slytherinu.

Gdy szedł pomiędzy długimi brązowymi słowami czas dłużył mu się w nieskończoność. Słyszał śmiech. Był szalony i taki nie naturalny.

- JAK ŚMIAŁEŚ MALFOY - krzyknął ten głos próbując opanować śmiech.

Drżał gdy tylko pomyślał o jego rękach na swoim ciele. Z ogromnym bólem dotarła do niego myśl że bał się tego durnego chłopaka który nawet nie umiał porządnie żucić zaklęcia zapomnienia.

- Potter co ty odwalasz? - spytał zirytowany, ale i zdziwiony blondyn.

- CO JA ODWALAM? Patrz na siebie debilu, chciałeś mnie zgwałcić? - spytał, jego ciało wpadło w drgawki kiedy wypowiedział ostatnie słowa, a płacz zasłaniał mu przestraszoną twarz jego szkolnego wroga.

- Potter to nie tak

- A jak niby, zabierasz mi wszystko, WSZYSCY MNIE NISZCZYCIE - wrzasnął jak opętany nie próbując się nawet uspokoić, chciał go zniszczyć, bardziej niż on zniszczył jego - BIJESZ MNIE, WYZYWASZ, A TERAZ TO? JESTEŚ CHORY - jeden gest wykonany różdżką starczył, aby blondyn wylądował na ścianie, tak jak w wspomnieniu zielonookiego którego oczy paliły nienawiścią, parę osób wrzasnęła przerażone.

Harry Potter nie tak idealnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz