Martwe oczy pełne życia

85 11 1
                                    


Wszedł do pokoju, zamykając drzwi z cichym trzaskiem. Sypialnia była niezwykle bogata, na ścianach pełno było pozłacanych ozdób, a jego łoże było o wiele większe, niż przyjęte to było w standardzie. Zasługiwał na to, był w końcu potęgą Europy.

Nic w pokoju nie odchodziło od znanej mu normy. Nic, oprócz zawiniątka na jego łóżku, ukrytego pod białą pościelą.

Była ubrana w jego własną koszulę (jako że nie miał czasu, by znaleźć coś na jej rozmiar), a jej biel zlewała się z bielą skóry kobiety. Jedynie matowe, złote włosy rozrzucone po poduszce niszczyły monotonię, jaką tworzyła z resztą łóżka.

Kobieta była martwa. Był tego pewny, bo przecież sam ją zabił.

Zabił ją i wziął do siebie, by już na zawsze była jego. Tak jak powinno być od początku ich istnienia, od ich pierwszego spotkania wieki temu, na mazowieckich polach.

Z radością poszedł się przebrać. Obiecał sobie, że rano znajdzie dla niej najpiękniejsze suknie w całych Prusach. Była jego, zasługiwał na to.


Trzask zamykanych drzwi garderoby rozniósł się po pokoju. Dwie minuty później, kobieta otwarła oczy.

Martwe, zielone oczy przesuwały się powoli w oczodołach, oglądając pokój. Otępiały mózg próbował przypomnieć sobie gdzie i kim jest.

Drzwi znowu trzasnęły. Oczy, reagujące coraz szybciej na bodźce, zdążyły uchwycić białowłosego mężczyznę, znikającego za drzwiami łazienki. Musiał nie zauważyć, że jest przytomna.

Znała go. Była tego pewna. Mózg z całych sił próbował sobie przypomnieć cokolwiek, ale brakowało mu zbyt wielu informacji. Nie należy wymagać zbyt wiele od martwego mózgu.

Trzecie zamknięcie drzwi. W martwej zieleni odbiła się sylwetka białowłosego mężczyzny. W końcu ją zauważył. Przystanął, wpatrując się w nią zaskoczony.

Polen?

Znała jego głos. Kiedyś też wiedziała, co oznaczało słowo, które wypowiedział. Musiało być ważne. Czuła, że wiele ważnych dla niej słów zaczynało się na literę P. Zaskoczyło ją, że nadal pamiętała, co to litery.

Mężczyzna podszedł bliżej, siadając na skraju łóżka. Wyciągnął do niej ręce, ale nie poczuła jego dotyku. Jej ciało też było martwe.

– Już dobrze, już jesteś moja. Nikt inny cię nie dotknie.

Przybliżył twarz do jej twarzy. Widziała z bliska jego skórę i włosy, ale nie czuła dotyku jego ust.

Znajomy zapach morza i świec. Bitwa. Białe włosy i czerwone oczy. Msza. Głos przepełniony wyższością i arogancją. Hołd.

Gdy położył się przy niej, miała już pewność, z kim miała do czynienia. Mężczyzna o imieniu na literę P. Słowo, które do niedawna było dla niej ważne. W które kiedyś wkładała całe swoją nadzieję i nienawiść, które przed śmiercią było pełne błagania o litość. Jej ostatnie słowo za życia.

Prusy.

Jego imię było kluczem, który częściowo otworzył jej umysł. Przypomniało jej o swoim fizycznym istnieniu. Poczuła swoje ciało, odkryła istnienie swoich nóg i rąk. I poczuła wszechogarniający, agonalny ból, wypełniający każdy milimetr jej ciała.

Nie mogła krzyczeć, ani nawet wykrzywić się z bólu. Była przecież martwa.


Kolejne tygodnie były dla Prus niczym z bajki. Rozkazywał służbie stroić jego ukochaną w suknie i klejnoty, a potem ustawiał ją, niczym lalkę, po swoich komnatach. Uwielbiał patrzeć i wiedzieć, że tak już będzie zawsze.

APH - Martwe oczy pełne życia [PrusPol]Where stories live. Discover now