II

405 37 6
                                    


Szpital

Obudziłem się, gwałtownie podnosząc do siadu na łóżku. Mój oddech był przyśpieszony, a serce waliło mocno i szybko. W głowie odbijał mi się dalej śmiech Rzeszy. Po chwili dopiero poczułem ból głowy i jak mi słabo, a ciało jest strasznie ciężkie.

- Uh, moja głowa.. - wyszeptałem. Zacząłem się rozglądać po pomieszczeniu powoli. Nie była to moja sypialnia, ani psychiatryk. Z którego mam ostatnie wspomnienia.

Pokój miał białe ściany, kafelki na ziemi były szare a z sufitu świeciło mocne, jasne światło z podłóżnych lamp. Rozpoznałem to miejsce, był to szpital należący do Indii. Pare razy już tu byłem, ponieważ Węgry często tu przebywał. Nie zmieniło się tu nic od mojej ostatniej wizyty.

Łóżka były puste, prócz jednego. Leżał na nim NATO, taki blady. Jego klatka piersiowa powoli się podnosiła i opadała, na twarzy miał maskę z tlenem. Podniosłem się chwiejnie aby zobaczyć go z bliska.

- NATO? - stanąłem przy jego łóżku. Wpatrywałem się w niego ze zmartwieniem. - Oh biedaku.. - po tych słowach otworzyły się drzwi, ktoś wszedł. Poczułem znane mi dobrze perfumy.

- Obudziłeś się, czemu nie leżysz? Oszalałeś? - usłyszałem głos za sobą, powoli spojrzałem w jego stronę.

Niemcy, wysoki mężczyzna o ciemnych oczach i rozczochranych włosach. Na nosie miał okulary za którymi było widać jego zmęczony wzrok. Znowu pracował do późna. Albo siedział przy mnie cała noc?
Miał na sobie koszulę, nie wyprasowaną i spodnie od garnituru. Idealnie podkreślało jego ciało, zarysy mięśni, dalej się zastanawiam skąd on je niby ma skoro całymi dniami siedzi w gabinecie.

- Chciałem zobaczyć co z nim. - poprawiłem lekko jego okulary. - Co się stało, tak po za tym? - wróciłem na łóżko.

- Żyje, ale powinieneś odpoczywać, głuptasie. - powoli pomógł mi usiąść. - Nie jesteś już tak ciepły jak przez ostatnie dni. - mruknął trzymając dłoń na moim czole. - Mój brat.. - zatrzymał się i poprawił - Rzesza, uciekł. Nie wiemy gdzie, ale pare starych kraj zniknęło razem z nim.

- O-o Boże... - wtuliłem się w niego mocno. - Powiedz, że to sen...

- Niestety nie. - dłonią powoli głaskał mnie po plecach. - Ale będzie dobrze, będziemy przy tobie.

Za nim zdążyłem się spytać o co mu chodzi że słowami "będziemy przy tobie" do sali wbiegł Litwa. Był wystraszony, zmartwiony. Od razu objął mnie i wtulił w siebie. Za nim wszedł Wegry, uśmiechnął się widząc, że jestem cały.

- Oh, Litwa, spokojnie jestem cały. - zaśmiałem się.

- Tak się martwiłem! Tak bardzo! Nie strasz mnie tak więcej! - załkał.

- Wszyscy się martwiliśmy. - Węgry usiadł z mojej drugiej stronie.

- Chodzi ci o ciebie, Litwę i Niemcy? - spytałem trochę nie mrawy.

- Unia, Wielka Brytania, Kanada, Włochy, Norwegia nawet Rosja. - dodał. Spojrzałem na niego w szoku.

Nie rozmawiałem z Rosją od kiedy, w sumie to nawet nie pamiętam od kiedy. Ostatnia rozmowę jaką pamiętam to to jak byliśmy dziećmi i obiecywał mi, że będzie mnie bronił. Był taki uroczy szczególnie z tymi plasterkami prawie na całym ciele. Do dziś pamiętam jego słowa. Stał przede mną z małym bukiecikiem kwiatów, cały brudny przez ziemię z ogrodu. Był taki zawstydzony. Mówił "Ja Rosja, obiecuje tobie Polsce wierność oraz gotowość do obrony twojej osoby".
Nie zauważyłem kiedy zacząłem się uśmiechać.

- Rumienisz się? - głos Niemca oderwał mnie z moich myśli, spojrzałem na niego. Jakoś tak dziwnie patrzył na mnie.

- Ja? Nie no nie nie. - zaśmiałem się.

- Ah, komuś się humor poprawił. Jeżeli chcesz to możemy ci go poprawić bardziej. - powiedział Węgry z uśmiechem, pokazał mi za mną, przy łóżku wielkie bukiety kwiatów. Jak ja ich nie zauważyłem? Były jeszcze torby z prezentami, jakieś czekoladki. Ale moja uwagę przykuł mały słodziak za tym wszytskim. Wyciągnąłem dłoń i wyjąłem małego misia, breloczek. Taki słodki z serduszkiem w łapkach. Przyglądając się mu zobaczyłem moje imię na sercu do misia była przyczepi ona karteczka z każdym charakterem pisma. " Abyś szybko wyzdrowiał, twój ". Oh, ktoś zamazał dalsza część.

Przytuliłem misia, teraz mam nowego przyjaciela.

»»————> pod wieczór <————««

Wyszedłem ze szpitala, sam. Nie chce aby ktoś się nade mną litował. Wolę sobie sam pomoc.

Trzymałem wszytkie torby a bukiety rozdałem innym w szpitalu, zostawiłem sobie tylko jedna biała róże. Kolor czystości, niewinności. Kocham go, nie nie uwielbiam. Przy moim biodrze, do spodni, przyczepiłem misia od nieznajomego. Teraz go nie zgubie.

- Polsha? - zatrzymałem się, nie wierzyłem, że znowu słyszę ten głos. Powoli się odwróciłem. - Witaj znowu, mój Polsha. - ten delikatny uśmiech i głębokie zielone oczy. Był to Rosja, we własnej osobie. - Jak się czujesz? - stanął przede mną. Taki wysoki i cóż dość przystojny. Aż mnie zatkało. - Iskierko?

Wspomnienia mi zaczęły wracać. Nazywał mnie tak, gdyż kiedyś podczas nocy zobaczył dobijające się gwiazdy w moich oczach i nazwał mnie wtedy pierwszy raz iskierką.

- Ja, ja... Przepraszam, tak dawno się nie widzieliśmy i.. -wyszeptałem.

Objął mój policzek.

- Podwioze cię, chciałabym pogadać. O czymś bardzo ważnym, jest to związane z Rzesza. - otworzyłem szerzej oczy.

Spotkanie na nowoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz